środa, 6 czerwca 2012

Rozdział pierwszy

Wyszłam z klubu przesiąkniętego odorem wymiocin,tytoniu i mieszaniny różnych perfum. Chociaż było już po czwartej, przed budynkiem stało jeszcze mnóstwo ludzi. Szłam nieoświetlonym chodnikiem, lekko się chwiejąc. Co prawda nie wypiłam dużo, tylko parę drinków dla lepszego humoru, ale widocznie było to więcej niż powinnam.

W pewnej chwili usłyszałam za sobą kroki, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Moja komórka zaczęła grać Bad Medicine Bon Joviego. Wyciągnęłam ją, spojrzałam na wyświetlacz i westchnęłam głośno. Dzwonił mój chłopak Daniel. Znowu. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.

- Przestań mnie w końcu sprawdzać! - syknęłam wściekła.

- O co ci chodzi? - spytał zdziwiony.

- O co? O to, że nie mogę nigdzie wyjść sama lub z przyjaciółmi, bo dzwonisz do mnie ze sto razy na godzinę! Mam tego dość! Chyba powinniśmy zrobić sobie przerwę.

- Czy ty ze mną zrywasz? - spytał drwiącym głosem.

- Tak. W sumie, to już dawno temu chciałam to zrobić.

- Wiesz co Sara? Pierdol się! - krzyknął do słuchawki i rozłączył się.

- Nadęty dupek! - krzyknęłam do telefonu, chociaż wiedziałam, że i tak tego nie usłyszy.

Nagle poczułam jak ktoś zakrywa mi usta dłonią i ciągnie w stronę krzaków. Bałam się nie na żarty i próbowałam wyrywać, ale napastnik był silniejszy ode mnie. Zatkał mi usta swoimi, brutalnie się w nie wpijając, utrudniając mi skutecznie wezwanie pomocy. Jedną ręką zaczął mi rozpinać spodnie, a drugą przytrzymywał mnie, żebym nie uciekła.

Wiedziałam, co chce zrobić i nie mogłam na to pozwolić. Musiałam walczyć. Zaczęłam go kopać i drapać, jednak nie był to chyba najlepszy pomysł. Mój oprawca bardzo się wkurzył. Chłopak uderzył mnie tak mocno, że aż pociemniało mi w oczach, a parę sekund później straciłam przytomność.

Kiedy się ocknęłam, poczułam że leżę na czymś miękkim. Powoli otworzyłam oczy, nad sobą zobaczyłam biały sufit, gdzieś z boku paliła się nieduża lampka. Usiadłam przykładając dłoń do czoła. Strasznie zakręciło mi się w głowie. Jęknęłam cicho i rozejrzałam się po pokoju. Był chyba dwa razy większy od mojego!

Ściany były beżowe i wisiało na nich mnóstwo zdjęć. Po prawej stronie stała wielka szafa z lustrem na drzwiach. Naprzeciwko mnie znajdowało się biurko, a na nim laptop i kilka płyt. Obok biurka stała niewielka wieża, a obok niej jeszcze więcej płyt.

Pierwsze myśli, jakie pojawiły się w mojej głowie to gdzie ja jestem? i jak się tu właściwie znalazłam?

Kątem oka dostrzegłam swoje buty leżące na podłodze i wiszącą na krześle bluzę. Wolno zsunęłam nogi na podłogę i wsunęłam na nie buty. Wzięłam do ręki bluzę i przytrzymując się, czego się dało powoli podeszłam do drzwi. Odwróciłam się i popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Pod okiem miałam wielkiego siniaka. Przejechałam po nim palcami i syknęłam z bólu. Skąd ja go mam? 

Chwyciłam za klamkę i nacisnęłam. Delikatnie popchnęłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Nikogo nie było, więc powoli i najciszej jak potrafiłam, wyszłam z pokoju. Chwilę później usłyszałam jakieś hałasy na dole.
Po cichu zaczęłam schodzić po schodach, które prowadziły do wielkiego salonu.

Zobaczyłam trzech chłopaków, siedzących na kanapie i grających na xBoxie. Jeden miał czarne włosy i nosił bejsbolówkę, drugi (szatyn) był ubrany w koszulę w kratkę, a trzeci miał słodkie, ciemne loczki.

Omiotła wzrokiem pokój. Był urządzony nowocześnie, ale ze smakiem. Z jakiegoś pomieszczenia obok wyszedł czwarty chłopak, o jasno blond włosach. Stwierdziłam, że musiała to być kuchnia, bo w rękach trzymał talerz w mnóstwem kanapek. Za nim podążał koleś w czerwonych rurkach i bluzce w paski. Oparł się o framugę i spojrzał prosto na mnie. Nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się uroczo.

Przygryzłam wargę i nieco zdezorientowana i speszona, wolno zeszłam na dół. Deska w podłodze lekko skrzypnęła i reszta bandy natychmiast się odwróciła.

- Obudziłaś się już. -stwierdził blondynek, przeżuwając kanapkę.

- Kiedy Lou przyniósł cię wczoraj, wyglądałaś marnie. - powiedział lokowaty.

Uniosłam brwi ze zdziwienia. Nie pamiętam nic z wczoraj.

- Co ja tu robię? Kim wy jesteście i co się stało? - wyrzuciłam z siebie.

- Nic nie pamiętasz? - zapytał chłopak z czerwonych rurkach.

Spojrzałam na niego i pokręciłam głową. Poprosiłam go, żeby wytłumaczył mi, o co chodzi. Podszedł do mnie bliżej i spojrzał mi w oczy.

- Wracałem wczoraj z imprezy. Szedłem chodnikiem, kiedy usłyszałem jakieś hałasy w krzakach. Poszedłem to sprawdzić. Zobaczyłem jakiegoś kolesia, który siedział na tobie, a ty mu się wyrywałaś. Chłopak uderzył cię w twarz i zaczął cię rozbierać. Podbiegłem do niego, ściągnąłem z ciebie i walnąłem parę razy po gębie. Zadzwoniłem po policję i zgarnęli go. Powiedziałem im, że jesteś moją znajomą i że zajmę się tobą.

Z każdym jego słowem moje oczy rozszerzały się coraz bardziej. Kiedy skończył, zaczęłam sobie wszystko przypominać. Impreza, Daniel, krzaki, ciemność. To stąd mam tego siniaka na twarzy! Moja mina w tym momencie musiała być komiczna, bo chłopak uśmiechnął się.

- A tak w ogóle to jestem Louis. - chłopak podał mi rękę, a ja ją uścisnęłam. - Ten żarłok to Niall. Ten z lokami to Harry. Ten z kogutem na głowie to Zayn, a obok  niego siedzi Liam.

- Ja jestem Sara. Chyba powinnam Ci podziękować. Nie każdy na twoim miejscu by się tak zachował. - powiedziałam cicho.

- To nic takiego - powiedział Louis

- Chyba mam u ciebie dług wdzięczności, kto wie co by się ze mną stało gdyby nie ty.

Chłopak uśmiechnął się do mnie. Nieśmiało odwzajemniłam gest. Przyjrzałam się pozostałej czwórce. Niemożliwe żeby byli rodzeństwem, byli w podobnym wieku. Do tego każdy był inny.

- Jesteś głodna? - spytał Liam.

- Nie dzięki. W tej chwili nic nie przejdzie mi przez gardło. - powiedziałam wykrzywiając usta w grymasie. Na samą myśl o jedzeniu robi mi się niedobrze. - Chyba powinnam już wrócić do domu.

- Odwiozę cię. - zaproponował Lou.

Skinęłam głową, pożegnałam się z resztą chłopaków i razem z Louis`em skierowaliśmy się do wyjścia.
Poszliśmy do samochodu. Szatyn, jak dżentelmen otworzył mi drzwi i pomógł wsiąść.

Uśmiechnęłam się lekko, a on odwzajemnił gest. Usiadłam wygodnie w fotelu i rozejrzałam się dookoła.

- To gdzie mam cię zawieść? - spytał się chłopak, gdy tylko usiadł za kierownicą. Podała mu adres i ruszyliśmy.

- Nie jesteście rodzeństwem, prawda? - spytałam po chwili, gdy cisza zaczęła mnie trochę przytłaczać.

- Nie skądże. - opowiedział mi, że są w zespole.

Trochę się zasmucił tym ,że nigdy o nich nie słyszałam. Obiecałam sobie, że gdy tylko wrócę do domu, przesłucham sobie ich piosenki. Reszta drogi minęła nam w całkiem przyjemnej atmosferze. Po 10 minutach byliśmy na miejscu.

- Dzięki za wszystko. - powiedziałam trzymając rękę na klamce.

- Nie ma za co. Do zobaczenia. - uśmiechnął się i puścił mi oczko. Tego się nie spodziewałam.

Wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę domu. Odwróciłam się i uśmiechnęłam do Louis'a, który właśnie odjeżdżał. Podeszłam do drzwi i zanurzyłam ręce w kieszeniach w poszukiwaniu kluczy. Niestety nie znalazłam ich. Na szczęście mieliśmy schowany zapasowy klucz pod doniczką.

Już miałam otworzyć drzwi, kiedy poczułam, jak ktoś chwyta mnie za ramię. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi, bo przypomniała mi się tamta sytuacja. Nim się odwróciłam, odruchowo uderzyłam stojącą za mną osobę łokciem w brzuch. Usłyszałam jęk, odwróciłam się i zobaczyłam Daniela. Skrzywiłam się lekko. Było ostatnią osobą, jakiej się spodziewałam.

- Czego chcesz? - spytałam ostro, kładąc dłonie na biodrach.

- Pogadać.- powiedział niewyraźnie skulony, trzymając się za brzuch. - Przepraszam za wczoraj. Martwię się o ciebie, dlatego tak często dzwonię, gdy gdzieś wychodzisz. Wiesz, że cię kocham. Rozumiem, że możesz być trochę zła, ale mogłaś mnie potraktować nieco łagodniej.

- Martwisz się?! - krzyknęłam, nie zwracając uwagi na kręcących się w pobliżu przechodniów. - Wiesz co? Przestań chrzanić! Między nami koniec! Zostaw mnie w spokoju!

Odwróciłam się, weszłam do domu i szybko zamknęłam mu drzwi przed nosem. Przekręciłam klucz i odetchnęłam z ulgą. Słyszałam jeszcze jak coś krzyczy, ale miałam to gdzieś. Niestety w domu nikogo nie zastałam. A może to i lepiej. Gdyby mama nie poszła do pracy, pewnie znowu zrobiłaby mi awanturę o to, że wyszłam na imprezę.

Weszłam do kuchni, nalałam sobie trochę soku do szklanki i poszłam na górę do swojego pokoju. Odpaliłam laptopa i sprawdziłam twittera. Gdy zobaczyłam, że chłopcy mnie fallowneli, aż się zakrztusiłam sokiem. Skąd oni wiedzieli jaką mam nazwę? I że w ogóle mam twittera? Zresztą nie ważne.

Sprawdziłam jeszcze kilka stron i odłożyłam laptopa. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Owinięta w ręcznik, wróciłam do pokoju. W tym momencie, mój telefon zaczął grać nutę Bon Joviego. Podeszłam do biurka na którym zostawiłam komórkę i sprawdziłam kto dzwoni. Niestety był to nieznany numer. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.

- Słucham?

- Hej tu Louis. - usłyszałam.

Pierwsze co mi przemknęło przez głowę to Skąd on ma mój numer?

- Jakim cudem masz mój numer? - spytałam trochę niegrzecznie.

- Yyyyy no b-bo, kiedy spałaś j-j...jaa..

Jego głos był taki uroczy, kiedy się jąkał. Uśmiechnęłam się do siebie i czekałam aż w  końcu odpowie.

- Ja zabrałem twój telefon i zapisałem sobie twój numer. - powiedział na jednym wdechu. - Przepraszam, wiem że nie powinienem..

- Nie ma sprawy. - przerwałam mu. - To w jakiej sprawie dzwonisz? - spytałam.

- Kiedy chłopcy dowiedzieli się, że mam twój numer, kazali mi zadzwonić do ciebie i zapytać, czy miałabyś ochotę pójść z nami do kina.

- To chyba nie jest dobry pomysł. - powiedziałam cicho.

- Dlaczego? - spytał chłopak. Wyczułam, że był lekko zawiedziony.

- Boję się waszych fanek. - zaśmiałam się.

- Nie ma się czego bać, obronimy cię. - zapewnił mnie chłopak.

- No dobra. To, o której? - spytałam.

- Film zaczyna się o 20 więc wpadniemy po ciebie o 19.

- Ok, to do zobaczenia. - rozłączyłam się, a przez głowę przeleciała mi myśl, że mogę pożałować, że się zgodziłam.

Podeszłam do szafy, wyciągnęłam dżinsy, luźny T-shirt i spięłam włosy w luźnego koka. Włączyłam sobie piosenki chłopaków i zabrałam się za sprzątanie pokoju, bo moja mama mnie zabije jak zobaczy ten bałagan.

Pościeliłam łóżko i poodkurzałam. Wzięłam brudne ubrania i zabrałam się za pranie. O 16 zadzwoniła moja mama mówiąc mi, że pojechali do LA do siostry taty i że wrócą a jakiś tydzień. No po prostu super. Nie wiadomo kiedy z 16 zrobiła się 18 i musiałam zacząć ubierać się do kina z chłopakami.

Zdecydowałam się na czarne rurki, białą bokserkę, a na to jakiś sweterek i czerwone conversy. Włosy rozpuściłam, tylko lekko je podkręciłam. Rzęsy musnęłam tuszem, a usta pomalowałam błyszczykiem.

Równo o 19 pojawił się cały komplet 1D w moim domu. Już w drodze do kina wiedziałam, że to będzie dłuuugi film. Chłopcy przekrzykiwali się, prawiąc mi komplementy i ogólnie ciągle się kłócili, tylko znowu Lou był jakiś taki cichy.

W kinie zdecydowaliśmy się na horror. Gdy byliśmy już na sali, postanowiłam pójść po popcorn. Poprosiłam Louis'a czy nie poszedł by ze mną, chciałam z nim jeszcze pogadać. Nic nie mówiąc poszedł ze mną. Przy barze go zagadnęłam.

- Coś ty taki cichy?

- A tak jakoś. - powiedział.

Próbowałam go jeszcze o coś pytać, ale wydawał się strasznie nieobecny. Przez cały film razem z chłopakami, naśmiewaliśmy się z dennych scen. Myśleliśmy, że będzie strasznie, ale nic z tego nie wyszło.

Gdy wyszliśmy z kina poszliśmy jeszcze do Nandos, jednak bez Lou i Liam'a. Ten pierwszy powiedział, że źle się czuje,drugi powiedział że musi się nim zająć. Mieliśmy tak świetne humory, że co chwilę robiliśmy coś głupiego, a ludzie patrzyli na nas jakbyśmy się urwali z psychiatryka, co jeszcze bardziej nas śmieszyło.

Gdy włóczyliśmy się po mieście, wpadliśmy na "genialny" pomysł. Z Zayn'em udawaliśmy kłócącą się parę.
Chłopak wydzierał się na mnie, szarpał mną i udawał że mnie bije. Ludzie przechodzili obok na jakby nic się nie działo. W pewnym momencie podbiegła jakaś staruszka i zaczęła okładać Mulata torebką. Niall i Harry podeszli do mnie ksztusząc się ze śmiechu, a ja razem z nimi. Tylko naszemu Bad Boyowi nie było już tak wesoło.

Poszliśmy do domu chłopaków, co dziwne nie zastaliśmy tam ani Liam'a ani Louis'a. Oglądnęliśmy parę filmów, wypiliśmy po kilka butelek piwa i ogólnie świetnie się bawiliśmy.

Chyba musiał urwać mi się film, bo około trzeciej obudziłam się w tym samym pokoju co rano. Usiadłam na łóżku i zobaczyłam, że ktoś siedzi na krześle.. Nagle tego ktoś zaświecił światło, przez co na chwilę oślepłam.

Kiedy mój wzrok się przyzwyczaił do jasności, ujrzałam Louis'a. Chłopak wpatrywał się we mnie. Chwila. Czy on ma podbite oko?


______________________________________________________

No to jest pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się wam podoba ;)
Niedługo dodam następny ;p
@Twinkleineye

5 komentarzy:

  1. Ooooo, podoba mi się : 3
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się fajnie :D Czyżby Sara/Lou? Czekam na następny rozdział, zapraszam też do mnie :)
    www.another1dstory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero teraz zauważyłam ten blog, muszę nadrobić te kilka rozdzziałów, bo ten zapowiada na fajne opowiadanie, a poza tym zaprasza do mnie http://1dobrocilomojswiatdogorynogami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo podoba mi się ten rozdział.Po prostu świetny.Nie rozumiem końcowego zachowania chłopaków.Muszę przeczytać dalej,bo jestem strasznie ciekawa co będzie dalej ;] I kto podbił oko Luis'owi (dobrze napisałam?) - mam słabą pamięć ;]

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział . *.*
    Zaobserwuje . : )
    Liczę na rewanżyk. : D
    http://marleyowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń