wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział ósmy

Drzwi hali, w której się znajduję, zamknęły się z hukiem. Usłyszałem echo kroków, osoby która właśnie przyszła. Odwróciłem się delikatnie, by zobaczyć który z szóstki bez mózgów postanowił mnie odwiedzić. 

Zobaczyłem tego całego Jake'a, "przywódcę" bandy. Chłopak był strasznie wkurzony i chyba mamrotał pod nosem jakieś przekleństwa. Wróciłem do poprzedniej pozycji i czekałem co zrobi brunet.

- To nie tak miało być. Suka pożałuje swojej decyzji. - usłyszałem wzburzony głos chłopaka.

Podniosłem głowę i zacząłem przyglądać się brunetowi. Szperał nerwowo o szufladach jakiejś szafki, najwyraźniej czegoś szukając. Nagle odwrócił się i spojrzał na mnie. W jego oczach było widać szaleństwo, jednak coś innego przykuło moją uwagę. Jake trzymał w ręce pistolet.

Moje serce zaczęło bić mocniej i szybciej. Nie bałem się o siebie, tylko o Sarę i o moich przyjaciół. Z jego wcześniejszej wypowiedzi wywnioskowałem, że chodzi właśnie o rudowłosą, bo w sumie koleś nie gadał o niczym innym. Chłopak ruszył w moim kierunku, a ja nie spuszczałem z niego wzroku.

- Twoi przyjaciele pożałują, że namówili Sarę, by poszła na policję. - powiedział z szałem w oczach.

Sara poszła na policję? Mimowolnie na mojej twarzy rozkwitł uśmiech. Byłem szczęśliwy i dumny. Wiedziałem, że chłopcy nie pozwolą jej zrobić nic głupiego.

- Z czego się cieszysz?! - wrzasnął i przyłożył mi z pięści w brzuch.

Skuliłem się na tyle, na ile pozwalały mi krępujące mnie węzły i zawyłem z bólu, mocno zaciskając powieki. Gdy fala bólu minęła, spojrzałem na niego z chytrym uśmieszkiem.

- Jesteś beznadziejny. - powiedziałem śmiejąc się. - Bijesz bezbronną osobę, a żeby mnie dorwać potrzebowałeś pomocy kumpli. To na pewno imponuje dziewczyną. - powiedziałam z uśmiechem. - Ciekawe, czy poradziłbyś sobie, gdybym nie był przywiązany do krzesła. - powiedziałem podpuszczając go. - A może właśnie o to chodzi? Jesteś tak cienki, że wolałeś mnie przywiązać niż uczciwie walczyć.

Brunet zrobił się cały czerwony ze złości, a ręce zacisnął w pięści. Widząc to zaśmiałem się drwiąco, mimo że w środku zacząłem się trochę bać.

- Ok. Zobaczymy, kto tu jest mężczyzną. - powiedział.

Jake odłożył pistolet i rozwiązał mnie, a następnie szybko się odsunął. Tchórz. Przetarłem bolące ręce i nie zorientowałem się, kiedy dostałem w nos. Odskoczyłem do tyłu, chwytając się za nos. Bolało jak diabli, ale nie chciałem okazywać słabości i rzuciłem się na chłopaka. Uderzyłem go parę razy po gębie i dwa razy w brzuch, a brunet wylądował na podłodze.

Przetarłem ręką nos, z którego zaczęła kapać krew, a następnie podszedłem do chłopaka, chwyciłem go za bluzę i znowu zacząłem go bić. Po paru uderzeniach rzuciłem go na ziemię jak worek ziemniaków i pobiegłem w stronę wyjścia. Zanin otworzyłem drzwi, spojrzałem jeszcze na chłopaka, który zwijał się z bólu.

Wybiegłem z budynku, nie oglądając się za siebie. Ulice były puste, mimo, że było około czternastej. W pewnej chwili, zauważyłem jakiś sklep, więc tam się skierowałem. Za ladą stał starszy mężczyzna koło sześćdziesiątki. Podszedłem do niego, oddychając ciężko, zmęczony biegiem.

- Przepraszam, mógłbym skorzystać z telefonu? - spytałem uśmiechając się.

Mężczyzna skinął głową i zaprowadził mnie na zaplecze, gdzie znajdował się telefon. Podziękowałem grzecznie i sięgnąłem ręką po słuchawkę. Wykręciłem numer, który znałem na pamięć. Oparłem się o ścianę, czekając, aż odbierze. Z każdą sekundą bałem się coraz bardziej. I wtedy usłyszałem ten cudowny głos.

- Słucham.

- Sara. - szepnąłem z ulgą.

- Louis? - spytała dziewczyna drżącym głosem.

- Tak. Posłuchaj mnie. Nigdzie nie wychodź, zostań w domu i najlepiej zamknij drzwi na klucz. Jake jest wściekły, bo dowiedział się, że poszłaś na policję.

- Widziałam jakiegoś kolesia, który nam się przyglądał. Od razu wydał mi się podejrzany. - westchnęła. - Louis, powiedz mi, że jesteś cały i zdrowy.

- Wszystko jest w porządku. - zapewniłem ją.

- Kocham cię. - szepnęła.

Przymknąłem powieki i uśmiechnąłem się.

- Ja ciebie też kocham. - powiedziałem. - Uważaj na siebie, niedługo będę. - szepnąłem i odłożyłem słuchawkę

Wolnym krokiem wyszedłem, ze sklepu i zacząłem rozglądać się dookoła. Na szczęście nigdzie nie było tych  patałachów. Założyłem kaptur na głowę i ruszyłem przed siebie.

Droga strasznie mi się dłużyła. W końcu ruch uliczny zaczął robić się coraz większy. Zauważyłem, że ludzie mi się dziwnie przyglądają. No tak, mam podbite oko i z nosa cieknie mi krew.

Po jakimś godzinnym marszu, dotarłem na ulicę na której mieszkamy. Gdzieś tam w środku, miałem nadzieję, że Sara jest u nas. Po dziesięciu minutach stałem już przed domem. Nacisnąłem lekko klamkę, ale drzwi były zamknięte. Najpierw pomyślałem, że ich nie ma, jednak chwilę później drzwi się otworzyły.

Moim oczom ukazała się najcudowniejsza istota pod słońcem. Kiedy mnie zobaczyła, z jej już i tak czerwonych oczu popłynęły łzy. Dziewczyna rzuciła mi się na szyję, głośno szlochając.

Gdy po kilku minutach, niechętnie wypuściłem ją z moich ramion, zobaczyłem resztę. Uśmiechnąłem się do nich a oni rzucili się na mnie, przytulając mocno.

- Stary, nawet nie wiesz co my tu przeżywaliśmy. - powiedział Liam kiedy siedzieliśmy już w salonie.

Spojrzałem na Sarę, która siedziała wtulona we mnie. Gdy zobaczyła, że się jej przyglądam, zarumieniła się i wtuliła twarz w moje ramię. Objąłem ją mocniej i pocałowałem w czoło.

- Chyba jednak wiem. - zwróciłem się do szatyna.

- Lou, wiem że może ciężko będzie ci coś mówić na ten temat, ale wiesz gdzie Jake cię przetrzymywał? - zapytał Harry.

- Nie będzie mi ciężko. - powiedziałem patrząc po kolei na każdego.- Kojarzycie może to miejsce gdzie znajdują się te wszystkie hale? - zapytałem.

Chłopcy pokręcili głowami, ale za to Sara pokiwała głową.

- Kilka z nich należy do ojca Jake'a. - powiedziała słabym głosem.

- W jednej z nich mnie przetrzymywał. - powiedziałem.

- Jak udało ci się uciec? - spytał Niall.

- Zacząłem go podpuszczać, mówiąc że jest słaby i że bez kumpli by sobie nie poradził, a on mnie rozwiązał i zaczęliśmy się bić. - powiedziałem i poczułem jak rudowłosa zadrżała. - Dostał ode mnie po gębie, a kiedy leżał na ziemi jęcząc z bólu, uciekłem. - zakończyłem, przytulając dziewczynę do siebie.

Siedzieliśmy jeszcze chwilę rozmawiając, a później chłopcy oznajmili, że pojadą na policję powiedzieć, wszystko czego się ode mnie dowiedzieli.

Kiedy drzwi się zamknęły, spojrzałem na Sarę, która wydawała się nadal nie wierzyć, że jestem. Pogładziłem ją czule po policzku, a następnie złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. Dziewczyna położyła rękę na mojej szyi i przyciągnęła mnie bliżej, pogłębiając pocałunek.

Przez kilka minut nie było słychać nic poza przyspieszonym biciem naszych serc. Niechętnie oderwałem się od Sary i spojrzałem w jej cudowne, zielone oczy.

- Tak bardzo się o ciebie bałam. - szepnęła, a po jej policzku spłynęła łza.

- Hej już w porządku. Jestem tu. - powiedziałem, kciukiem wycierając słoną kroplę.

- Póki Jake jest na wolności nie będzie w porządku. - powiedziała wtulając się we mnie.

* * *
Nadal nie mogę uwierzyć, że Lou jest tu ze mną, cały i zdrowy. No może nie licząc podbitego oka i krwi która ciekła mu z nosa. Siedzieliśmy właśnie w salonie wtuleni w siebie, kiedy zadzwoniła moja komórka. Spojrzałam na Louis'a przerażona. Wstałam z kanapy, wzięłam telefon do ręki i odebrałam.

- Pożałujesz tego! - usłyszałam po drugiej stronie.

- Proszę cię odpuść już sobie. - powiedziałam płaczliwie. - Już dostałam karę.

- O nie moja droga, dopiero dostaniesz karę. - wrzasnął i rozłączył się.

Położyłam telefon z powrotem na stoliku, a z moich oczu popłynęły łzy. Poczułam jak Louis obejmuje mnie od tyłu w talii i szepcze do ucha, że wszystko będzie dobrze. Bardzo chciałam w to wierzyć.

Pół godziny później wrócili chłopcy. Powiedzieli, że policja wysłała funkcjonariuszy, aby sprawdzili tamte hale i że będą nas informować, jeśli czegoś się dowiedzą.

Wieczorem, Lou postanowił zabrać mnie na krótki spacer. Nie chciałam iść, ale nie miałam nic do powiedzenia, bo chłopak jest ode mnie silniejszy.

Szliśmy przez park, trzymając się za ręce i opowiadając śmieszne historyjki. Byłam bardzo wdzięczna chłopakowi, bo na chwilę zapomniałam o problemach. Na chwilę, bo kiedy przechodziliśmy koło wielkiego dębu, nagle zza niego wyszedł Jake.

- Proszę, proszę. Kogo ja widzę. - powiedział.

Przyjrzałam mu się dokładniej. Bardzo się zmienił. Zniknęły jego jasne włosy i zrobił sobie tatuaż. Patrzyłam mu prosto w oczy, trzęsąc się na całym ciele.

Louis odsunął mnie trochę do tyłu, tym samym oddzielając mnie od bruneta. Chłopak sięgnął ręką do tyłu, a chwilę później trzymał w ręce pistolet, którym zaczął się bawić.

- Co ty chcesz zrobić? - spytałam drżącym głosem.

- Zakończyć to. - powiedział uśmiechając się.

Poczułam jak Lou wciska mi coś do ręki. Był to telefon komórkowy. Najpierw nie zrozumiałam o co mu chodzi, ale pare sekund później oświeciło mnie. Wybrałam numer na policję.

- Odpuść sobie! - krzyknął mój chłopak. - Jaki to ma sens, skoro policja już i tak wie co zrobiłeś? - spytał.

- A taki - powiedział chłopak przybliżając się do nas. - że Sara poczuje na własnej skórze, jak się czułem kiedy zostawiła mnie dla tego idioty. A odebranie jej ciebie, będzie najlepszą karą. - powiedział.

- Jake opamiętaj się! Mieliśmy po piętnaście lat!  - krzyknęłam. - To nie powód, żeby marnować sobie życie . -powiedziałam nieco ciszej.

Chłopak był już bardzo blisko nas. Bałam się jak cholera. Chwyciłam dłoń Louis'a, a on splótł swoje palce z moimi. Zobaczyłam, że brunet przeniósł wzrok na nasze ręce i wydawało mi się, że zobaczyłam w jego oczach ból.

- Jake? - szepnęłam.

Chłopak spojrzał na mnie i potem znowu na nasze dłonie, a pare sekund później wyciągnął rękę w której trzymał pistolet i wycelował w naszą stronę.

Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz. Ścisnęłam mocniej dłoń mojego chłopaka. Do oczu napłynęły mi łzy. Lou odwrócił głowę w moją stronę.

- Kocham cię. - szepnął. W jego oczach nie widziałam strachu, tylko mnóstwo miłości.

- Ja też cię kocham. - powiedziałam.

Jake patrzył na nas z bólem. Przeniosłam swój wzrok na niego i zobaczyłam, jak chłopak opuszcza rękę. W duchu odetchnęłam głęboko. Jednak w następnej sekundzie chłopka, przyłożył sobie pistolet do głowy. Moje oczy rozszerzyły się ze strachu.

- Jake nie! - krzyknęłam.

- Przepraszam - powiedział i strzelił.

Upuściłam telefon na ziemię i zakryłam uszy dłońmi, mocno zaciskając powieki. Nagle poczułam jak ktoś mnie przytula. Otworzyłam oczy i zobaczyłam zmartwionego Louis'a.

Odwróciłam głowę i zobaczyłam martwego bruneta. Z moich oczu pociekły łzy. Mój chłopak schylił się i podniósł telefon, a następnie przyłożył go do ucha. Usłyszałam jak podaje adres miejsca w którym jesteśmy. Chłopak schował telefon do kieszeni i znowu mnie przytulił.

___________________________________________________
No i mamy ósmy ;)
Ogólnie mi się podoba, ale nie potrafię tego obiektywnie ocenić.
Mam nadzieję że się podoba ^^
Matko święta, ponad tysiąc wyświetleń! Jesteście niesamowici ;D
@Twinkleineye

4 komentarze:

  1. W sumie, to szkoda chłopaka, ale Sara i Lou będą mieli w końcu spokój :D Bardzo mi się podoba, oby tak dalej x

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za komentarzyk u mnie ;). Co do jedzenia, to trzeba próbować nowych smaków :) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oł...czegś takiego się nie spodziewałam.Myślę,że to była gorsza kara dla niej..że zabił sie na jej oczach.Będzie obwiniała się o to do końca życia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda trochę tego chłopaka . : <
    Ale tak poza tym to wszystko jest super. : )

    OdpowiedzUsuń