wtorek, 17 września 2013

I wanna save your heart tonight - Rozdział 28

Stałam oparta o jeden z wielu filarów i z lekkim uśmiechem na ustach, wpatrywałam się w gości weselnych, którzy już od dobrych kilku godzin, bawili się w najlepsze. Nieskromnie muszę przyznać, że byłam bardzo zadowolona z przebiegu całej ceremonii zaślubin, która nawiasem mówiąc była bardzo piękna i wzruszająca, a także trwającej wciąż imprezy, która odbywała się na obrzeżach Londynu, w prześlicznym ogrodzie, z daleka od wzroku ciekawskich dziennikarzy i fanów zespołu chłopców.

Moje serce nadymało się z radości, kiedy widziałam jak bardzo szczęśliwi są Sara i Louis. Wiedziałam, jak bardzo pragnęli w końcu się pobrać i cieszę się, że nareszcie im się to udało. W przeszłości wycierpieli tak wiele i musieli pokonać tyle różnych przeszkód, że teraz zasługują na bycie szczęśliwymi, jak nikt inny.

Zaśmiałam się pod nosem, kiedy zobaczyłam, jak chłopcy zabawiają małego Nathaniela, który był jednym z kilku dzieci, obecnych na weselu. Chłopiec okazał się bardzo wytrzymały. Zazwyczaj o tej porze już dawno spał, ale nie dzisiaj. Teraz tryskał energią i cieszył się ze wszystkiego, co go otaczało.

Zmarszczyłam czoło, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie ma z nimi Harry’ego. Właściwie to nie widziałam go odkąd wygłaszał przemówienie na cześć naszych przyjaciół. Czasem tylko wydawało mi się, że widzę go w oddali, ale to było tylko wrażenie. Bardzo chciałam go zobaczyć. Od tamtej pory, kiedy wpadłam na niego po rozmowie z Niall’em, w ogóle z nim nie rozmawiałam i też rzadko go widziałam. Zawsze wychodził na spacery, albo do baru lub po prostu siedział w swoim pokoju. Już nie wiem, jak mam do niego dotrzeć. Tak strasznie mi go brakuje.

Z Zayn’em nie rozmawiałam na temat Perrie. Bałam się. Przeraża mnie to, co mogę od niego usłyszeć. Nie wiem, czy jestem na to gotowa. Wciąż go kocham i zależy mi na nim, ale ta nowa wiedza, trochę ostudziła moje uczucia. To już nie jest to samo, co na początku i wątpię, że kiedykolwiek to się zmieni. Zabolało mnie to, że Zayn ukrył coś takiego przede mną. Gdyby sytuacja była odwrotna, na pewno przyznałabym się do tego. Nie chciałabym go okłamywać, zasługuje, żeby znać prawdę.

Odsunęłam się od filaru i zgrabnie zeskoczyłam z drewnianego parkietu na trawnik, by odszukać Harry’ego, co mogło być trudne, gdyż ogród był naprawdę wielki i znajdowało się w nim mnóstwo pięknych, pachnących krzewów i drzew owocowych, a także wiele ślicznych, kolorowych kwiatów. Człowiek, który zaprojektował to miejsce, musiał być geniuszem.

Minęło ze dwadzieścia minut, zanim wciąż błądząc, w końcu zobaczyłam go w oddali, siedzącego na ławeczce pod drzewem. Siedział pochylony lekko do przodu i trzymał w ręku butelkę, prawdopodobnie z wódką, co jakiś czas z niej popijając. Serce ścisnęło mi się boleśnie. Tak bardzo chciałam go pocieszyć, pomóc mu jakoś, ale wiedziałam, że on tego nie będzie chciał.

Po cichu podeszłam do niego i usiadłam na ławce. Chłopak po kilku sekundach podniósł gwałtownie głowę i spojrzał na mnie zaskoczony, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że siedzę obok.

- Dlaczego siedzisz tutaj sam? – zagadnęłam nieśmiało. - Wszyscy się bawią.

Chłopak wzruszył ramionami i pociągnął łyk z butelki. Przygryzłam wargę, nie spuszczając z niego wzroku. Wyglądał bardzo męsko w dopasowanym garniturze z rozwiązanym krawatem, odpiętym górnym guzikiem i rozczochranymi włosami. Przez moment zatęskniłam za Nami.

- Nie chcę psuć imprezy najlepszego przyjaciela, swoim chujowym nastrojem. – mruknął w końcu.

 Jego głos brzmiał normalnie. Nie bełkotał ani nic w tym rodzaju. Wyglądał tak, jakby w ogóle nic nie pił, a to przecież nie prawda. Po chwili zorientowałam się, że butelka nie jest jeszcze nawet w połowie pusta. Chyba, że to nie jest jego pierwsza butelka. Poza tym, od zawsze miał mocną głowę.

- Nie uważasz, że psujesz mu imprezę, siedząc tutaj, zamiast być z nim i cieszyć się, tak jak on? – spytałam.

- Tak jest lepiej.

Kiedy wychylił butelkę, żeby pociągnąć kolejny łyk, wyciągnęłam mu ją z dłoni i odłożyłam na bok. Harry spojrzał na mnie błyszczącymi w świetle księżyca oczami, a mnie zalała fala nieoczekiwanego gorąca. Musiałam wziąć głęboki wdech, żeby, choć trochę się uspokoić.

- Harry proszę. Nadal uważasz, że tak jest dobrze? Ja już nie mogę dłużej patrzeć jak cierpisz. Wiesz, że jesteś mi strasznie bliski. Chcę ci pomóc, wspierać cię, ale ty mi nie pozwalasz. To sprawia mi ból i dobrze o tym wiesz.

- Nie chcę cię ranić. – szepnął patrząc mi w oczy. – Ty też jesteś mi strasznie bliska, może nawet bardziej niż wcześniej i nie chcę cię stracić. Ale zrozum Ana, ja też nie chcę cierpieć. I to jest w tym wszystkim najgorsze. Nie wiem już, co mam robić. Z jednej strony tak bardzo chcę z tobą być, ale z drugiej… Czuję się rozdarty.

Wetknęłam zbłąkany kosmyk włosów za ucho, nie wiedząc, co powiedzieć. Czułam na sobie spojrzenie chłopaka, ale bałam się na niego spojrzeć. Niewiele myśląc wzięłam do ręki butelkę i upiłam z niej łyk. Następnie podałam ją Harry’emu, który chętnie ją ode mnie przejął.

- Jak tam twoje sprawy z Zayn’em? – spytał nagle. – Jesteś z nim szczęśliwa?

Spojrzałam na niego, wahając się z odpowiedzią. Co miałam mu powiedzieć?  Że waham się, co do tego, czy nasz związek ma jeszcze sens? Aż do niedawna byłam z nim bardzo szczęśliwa, ale teraz nie wiem, co mam robić. Muszę z nim w końcu porozmawiać, wyjaśnić wszystko.

- Wszystko jest dobrze. – szepnęłam.

- Dlaczego brzmi to jak kłamstwo?  

Bo to jest kłamstwo, pomyślałam ze smutkiem.  Zamiast odpowiedzieć, zaczęłam przypatrywać się swoim paznokciom, które na dzisiejszą okazję, w salonie zostały idealnie wypielęgnowane. Nie chciałam się przed nim przyznać do porażki.

- Powinnam już iść. – burknęłam zrywając się na równe nogi. Harry również wstał. - Ty też powinieneś. – dodałam wygładzając sukienkę.

- Ana zaczekaj. – odezwał się i złapał mnie za rękę, odwracając twarzą do siebie. –Wiem, kiedy mówisz prawdę, a kiedy kłamiesz. Dobrze cię znam i ty o tym wiesz. Dlaczego boisz się powiedzieć mi teraz prawdę? Martwię się o ciebie.

Do oczu, mimowolnie napłynęły mi łzy. Byłam wzruszona troską Harry’ego o mnie, ale także ponownie uderzyło mnie to, że Zayn mnie okłamuje. Byłam tak wzburzona, że przez kilka sekund nie mogłam złapać oddechu. Bez słowa zarzuciłam chłopakowi ręce na szyję i przywarłam do niego mocno, szlochając cicho.

Harry chyba nie był zaskoczony moją reakcją, a jeśli nawet, to nie dał tego po sobie poznać. Po prostu oplótł mnie ramionami i przytulił do siebie, jednocześnie całując w czubek głowy. Przez moment znowu poczułam się tak, jakbyśmy byli razem. Zawsze, kiedy było mi źle, Harry przytulał mnie mocno, szeptał słowa pocieszenia i całował w czoło albo we włosy. Wtedy czułam się bezpieczna i kochana przez niego, wiedziałam, że chce mojego szczęścia.

Zaszokowana i lekko zmieszana odsunęłam się od niego. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy, orientując się, że nasze twarze znajdują się bliżej siebie, niż przypuszczałam. Jak zaczarowana patrzyłam mu prosto w oczy, nie mogąc nawet odwrócić wzroku. Właściwie nawet tego nie chciałam. Moja uwaga skupiła się na nim oraz na tym, że trzyma dłonie na moich biodrach, raz po raz mocniej zaciskając palce.

Zadrżałam, kiedy musnął nosem mój nos. Czułam na twarzy jego gorący przyspieszony oddech. Nie obchodziło mnie, że śmierdzi od niego alkoholem. Miałam gdzieś to, że kilkadziesiąt metrów od nas bawi się mój chłopak. W tym momencie nic mnie nie obchodziło. Liczyło się tylko tu i teraz. Liczył się tylko Harry.

Kiedy w końcu nasze usta miały złączyć się w pocałunku, na czarnym niebie rozbłysły różnobarwne fajerwerki.  Dopiero w tej chwili zdałam sobie sprawę z tego, co się dzieje i gdzie się znajduję. Gwałtownie wyrwałam się z rąk Harry’ego, przy tym prawie potykając się na obcasach.

Harry spojrzał na mnie ze smutkiem, wciskając ręce do kieszeni eleganckich spodni. Przełknęłam głośno ślinę, cofając się jeszcze o krok, chcąc w ten sposób zachować dystans między nami. Nie mogąc znieść widoku bólu w oczach chłopaka, spojrzałam w niebo, z udawanym zainteresowaniem oglądając pokaz sztucznych ogni.

- Lepiej będzie, jak już pójdę. – powiedziałam nadal na niego nie patrząc.

- Tak, masz rację. Tak będzie lepiej. – odparł chłopak.

Odważyłam się spojrzeć na niego i zamrugałam zaskoczona, kiedy zobaczyłam, że podszedł do ławki, wziął z niej butelkę i ruszył w głąb ogrodu. Dopadły mnie potworne wyrzuty sumienia, jednak nic nie mogłam z tym zrobić.

- Może masz rację! – krzyknęłam za nim. – Może kłamałam! Ale tak musi być! Prawda niczego nie zmieni! Chcę być z Zayn’em i chcę, żebyś był moim przyjacielem!

Nawet się nie odwrócił, tylko szedł dalej, raz po raz pociągając łyk wódki z butelki, którą kurczowo ściskał w dłoni. Wzięłam głęboki, uspokajający oddech i starając się, wyglądać jak najnormalniej, skierowałam się z powrotem w kierunku, skąd dochodziła muzyka.

* * *
- To, kiedy wylatujecie na miesiąc miodowy?  - zwróciłam się do Sary.

Siedziałyśmy we dwie w salonie na kanapie, w mieszkaniu gołąbeczków. To tutaj spędziłam resztę nocy, albo może raczej kawałek poranka. Nie chciałam zostawać z domu chłopców. Musiałam przemyśleć sobie wiele spraw, a nie mogłam tego zrobić, będąc pod jednym dachem z Zayn’em i Harry’m.

Zazwyczaj świeżo upieczeni małżonkowie chcąc zostać sami, nacieszyć się sobą i w ogóle, ale nie było tak w przypadku Sary i Louis’a. Nie przeszkadzało im, że chciałam zatrzymać się u nich. Rozumieli moje postępowanie, choć nie znali całej prawdy. Nie chciałam im jeszcze wszystkiego wyjawiać.

Była godzina dziesiąta i korzystając z tego, że Louis i Nathan jeszcze odsypiali, razem z Sarą zjadłyśmy lekkie śniadanie i postanowiłyśmy trochę pogadać, odprężyć się po długiej nocy.

- Jutro po południu. – powiedziała podekscytowana. – Lecimy na Barbados! – pisnęła radośnie. – Tak strasznie się cieszę! Ale będę tęsknić za moim diabełkiem. Może jednak powinnyśmy go zabrać ze sobą.

- Nie ma takiej potrzeby. Zaopiekujemy się nim. – mruknęłam upijając łyk soku.

Mówiąc „zaopiekujemy się” miałam na myśli tylko chłopców. Wiedziałam, że już jutro wieczorem będę musiała wrócić do Laguny, do mamy. Nie mogę złamać danej jej obietnicy. Źle mi, że znowu będę musiała opuścić ukochany Londyn, ale może to mi dobrze zrobi? Będąc daleko stąd, będę mogła przemyśleć sobie wszystko. A może nawet nie będzie takiej potrzeby?  Może ta sprawa sama się rozwiąże, gdy tylko ponownie zniknę?

- Och! Wciąż nie mogę w to uwierzyć. – zaśmiała się Sara, po raz setny spoglądając na obrączkę, którą miała na palcu.

- W końcu stałaś się panią Tomlinson. – uśmiechnęłam się.

Sara zarumieniła się cała roześmiana. Radość wręcz z niej promieniowała. Wyglądała po prostu ślicznie, uśmiechnięta, z błyszczącymi oczyma, mimo iż była wyraźnie zmęczona wczorajszym przeżyciem. Ale to oczywiście da się zrozumieć.

Szczerze mówiąc, trochę jej zazdrościłam. Założyła rodzinę, znalazła miłość życia, ma cudownego synka i w ogóle jest szczęśliwa. Co prawda, długo musiała walczyć o to szczęście, ale jednak. Też bym tak chciała, ale jak na razie nie potrafię nawet określić, który chłopak, jest tym jedynym.

- No dobra, ale nie mydl mi już oczu. – mruknęła dziewczyna poprawiając się na kanapie. - Możesz mi wyjaśnić, dlaczego ostatnio tak strasznie oddaliłaś się od Zayn’a? Stałaś się trochę oschła dla niego. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego. Przecież go kochasz. Stało się coś, o czym nie wiem?

Okej, chyba będę musiała dużo wcześniej powiedzieć o całej sytuacji, o której jak na razie wie tylko Niall.

- Zayn sypiał z Perrie, kiedy mnie nie było. – wymamrotałam.

- Ale skąd..

- Widziałam wiadomość od niej. Pisała, że tęskni za nim. Pytała, co z nimi i czy nie odzywa się do niej, dlatego, że wróciłam. – wzruszyłam ramionami. – Boli mnie, że sam mi się do tego nie przyznał. Cały czas mnie okłamuje.

Sara patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Chyba nie tego się spodziewała, kiedy pytała mnie, czy coś się stało. Poprawiłam się w fotelu i upiłam kolejny duży łyk soku, chcąc pozbyć się suchości w gardle.

- Rozmawiałaś z nim na ten temat? – spytała w końcu.

Pokręciłam głową, nie odrywając ust od szklanki. Przez cały czas czułam na sobie surowe spojrzenie przyjaciółki. Wiedziałam, że będzie się gniewać.

- Ana, musisz z nim porozmawiać. Nie wolno ci tego tak zostawić, bo będziesz się tym w kółko zadręczać.

- Wiem o tym. – mruknęłam pod nosem.

Sara zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem. W tym momencie chciałam skurczyć się do najmniejszych rozmiarów, albo w ogóle zniknąć. Czułam się tak, jakby Sara potrafiła odgadnąć, o czym myślę.

- Coś ukrywasz. – burknęła.

Zarumieniłam się lekko i spuściłam wzrok, unikając spojrzenia mojej przyjaciółki.

- Wczoraj prawie pocałowałam się z Harry’m. – wykrztusiłam w końcu.

- Kiedy? – dopytywała się.

- Jak były sztuczne ognie. Na szczęście w porę się opamiętałam. 

- Dziewczyno, ty tkwisz w jakimś trójkącie miłosnym. – westchnęła Sara.

- Nie. Harry jest tylko moim przyjacielem. Wczoraj on za dużo wypił, a ja miałam chwilowe załamanie nerwowe i przypadkiem znaleźliśmy się obok siebie. To wszystko. Nic nas już nie łączy.

Dobra, trochę nagięłam prawdę, a nawet bardzo, ale nie mogłam się przyznać, że to ja go wczoraj szukałam. Ostatnie, to też kłamstwo.

- Okej, wierzę ci. Obiecaj mi, że jak najszybciej porozmawiasz z Zayn’em. Nie chcę, żebyś cierpiała. Martwię się o ciebie. – szepnęła.

- Wiem. I za to cię kocham.

* * *
Przeszłam przez gigantyczny hol w biurowcu, który należy do mojego ojca, a następnie wsiadłam do jednej z wind i wjechałam na ostatnie, dwudzieste piętro, gdzie znajduje się gabinet ojca. Raz po raz zaciskałam dłonie w pięści, czując narastającą we mnie pustkę. Już dzisiejszego wieczora miałam opuścić Londyn, a tutaj przyszłam, bo potrzebowałam pieniędzy na bilet. Nie chciałam narażać mamy na koszty, a przecież nie mogłam pożyczyć pieniędzy od moich przyjaciół.

Kiedy tylko wyszłam z windy, powitał mnie zimny, sztuczny uśmiech asystentki ojca. Była to młoda kobieta, około dwudziestu pięciu albo trzydziestu lat. Miała długie blond włosy, teraz związane w ciasny kok, a ubrana była elegancką białą koszulę i obcisłą ołówkową spódnicę. Spojrzałam na nią przelotnie i skierowałam się prosto do gabinetu taty.

- Nie możesz tam wejść. Pan Taylor ma teraz bardzo ważne spotkanie. – usłyszałam za sobą.

- Nie obchodzi mnie to. Muszę z nim pogadać. Jestem jego córką. Wybaczy mi wtargnięcie. – warknęłam uśmiechając się słodko.

Jednym ruchem otworzyłam drzwi i weszłam do wielkiego pomieszczenia. Przy drewnianym biurku siedział mój ojciec, a przed nim na fotelu siedział jakiś mężczyzna. Obaj spojrzeli w moim kierunku, kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi.

- Ana? Co ty tutaj robisz? Miałaś być w Lagunie. – ojciec podniósł się na równe nogi i spoglądał na mnie zdezorientowany.   

- Musiałam pilnie wrócić do Londynu. Nie przejmuj się, wieczorem tam wracam. – burknęłam. – Potrzebuję pieniędzy na bilet.

W tym momencie do gabinetu jak burza wpadła asystentka ojca. Zatrzymała się gwałtownie, nie wiedząc, co robić.

- Próbowałam ją zatrzymać panie Taylor. – wymamrotała.

- Nic nie szkodzi Payton. To moja córka.

Kobieta zdezorientowana pokiwała głową i szybko opuściła gabinet. Wetknęłam kosmyk włosów za ucho i założyłam ręce na piersiach, patrząc ojcu prosto w oczy. Kątem oka widziałam, że mężczyzna w fotelu przygląda nam się uważnie.

- Ana, możemy później porozmawiać na spokojnie?

-Nie. – zaprotestowałam. – Nie chcę rozmawiać! Chcę, żebyś dał mi pieniądze na bilet, bo muszę wrócić do Laguny! To wszystko!

- Skarbie..

- Wiesz co? Zapomnij. – uniosłam ręce w geście poddania. - Poradzę sobie sama. Cześć. – burknęłam.

Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z gabinetu. Zanim zamknęłam drzwi, usłyszałam jak ojciec po raz kolejny woła mnie po imieniu, a następnie przeprasza tamtego mężczyznę.

- Ana zaczekaj!

- Co? – warknęłam zatrzymując się przy windzie.

- Kochanie, wiem, że jesteś zła na mnie i na mamę, ale ty nic nie rozumiesz. Nie znasz wszystkich powodów naszego postępowania.

- Znam ich wystarczająco dużo.

- Nie prawda. – zaprotestował. – Myślisz, że to wszystko dzieje się dlatego, że znalazłem sobie kochankę i ona nie chciała, żebyś z nami mieszkała. Ale to nie prawda. To też nie dlatego, że moja firma podupada i że niedługo skończą nam się środki do życia.

- No to, o co chodzi? Oświeć mnie. – odezwałam się z sarkazmem.

- Twoja mama jest chora. Ona umiera, Ano.  – szepnął.

Patrzyłam na niego oniemiała. W ogóle nie docierało do mnie, co mówi. Gdyby nie poważny wyraz twarzy ojca, pewnie zaczęłabym się śmiać. Byłam pewna, że on sobie ze mnie żartuje. Ale to, co mówił, wcale nie było śmieszne. Kiedy w końcu prawda do mnie dotarła, obraz przed moimi oczami zaczął się rozmazywać. Z całych sił musiałam się starać, żeby łzy nie zaczęły spływać po moich policzkach.

- Że co? – spytałam niewyraźnie.

- Twoja mama ma raka. Zostało jej kilka miesięcy, może rok życia. Dlatego ustaliliśmy, że zamieszkasz u niej. Bardzo jej zależało, żeby ten czas spędzić z tobą.

- Dlaczego nic mi nie powiedzieliście? – zapytałam prawie szlochając.

- Doszliśmy do wniosku, że tak będzie lepiej.

- Lepiej, dla kogo? Chyba dla was. Jak mogliście?

- Kochanie..

Pokręciłam głową, nie mogąc już dłużej słuchać. Czułam się oszukana i to przez własnych rodziców. To było straszne uczucie. Czy naprawdę nie można było wymyślić nic innego, tylko ja musiałam wyjechać? Czemu mama nie mogła zamieszkać znowu w Londynie? Nic nie rozumiem, ale może to i lepiej.

W tym momencie moja komórka zaczęła wibrować w kieszeni. Wyciągnęłam ją szybko i zmarszczyłam brwi, kiedy na wyświetlaczu zobaczyłam numer Niall’a. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przycisnęłam telefon do ucha.

- Cześć Niall, co jest? – odezwałam się, przecierając policzek.

- Ana musisz przyjechać do szpitala. Harry miał wypadek. – usłyszałam jego zdyszany głos.

- Słucham? Jak to, Harry miał wypadek? – teraz już nie potrafiłam powstrzymywać łez.

- Jakiś wariat potrącił go na pasach i uciekł z miejsca wypadku. - warknął. - Właśnie go operują. – jego głos trząsł się ze zdenerwowania.

- Nie to nie możliwe. – wyszeptałam. – Zaraz tam będę.

Gdy tylko się rozłączyłam, zaczęłam płakać bez opamiętania. Moje serce krwawiło z bólu. Byłam przerażona. Dopiero teraz, kiedy Harry’emu groziło niebezpieczeństwo i mogłam go stracić, ja zdałam sobie sprawę, że wciąż potwornie mi na nim zależy.

- Harry miał wypadek. Leży w szpitalu. – szepnęłam, kiedy zobaczyłam, że mój ojciec mi się przygląda. – Ja muszę do niego jechać. Natychmiast.

Drżącymi palcami nacisnęłam przycisk przywołujący windę.

- To wy nie zerwaliście? – zdziwił się.

- To nie ma znaczenia! – wykrzyknęłam. – Harry jest moim przyjacielem. Muszę być teraz przy nim!

- Ana spokojnie. Zawiozę cię tam. Nie chcę, żeby i tobie coś się stało po drodze.                                                           

- Dziękuję. – szepnęłam autentycznie wzruszona.

Zarzuciłam mu ręce na szyję i uściskałam mocno. Było mi tak strasznie smutno. Nie dość, że dowiedziałam się o chorobie mamy, to teraz jeszcze ten wypadek Harry’ego. Czy ten dzień może być gorszy? 

___________________________________
Tada! Udało mi się w całkiem szybkim tempie napisać ten rozdział. 
Jak wam się podoba taki obrót sytuacji? 
Cóż, w każdym razie mam nadzieję, że was nie zawiodłam. 
Przez to, że zaczęła się szkoła, mam strasznie mało czasu na pisanie pożądnych, długich rozdziałów.  
Pozdrawiam
@Twinkleineye 

2 komentarze:

  1. Jest cudowny!! Tylko proszę cię nie uśmiercaj Hazzy. Zrób tak, że będzie bardzo poturbowany, ale go nie uśmiercaj. On i Ana świetnie do siebie pasują. Czekam na nexta.
    Pozdrawiam Emilka <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój Boże ! Nigdy sie nie spodziewałam,że to wszystko się tak potoczy..bidny Harry ..

    OdpowiedzUsuń