Moje serce
nadymało się z radości, kiedy widziałam jak bardzo szczęśliwi są Sara i Louis.
Wiedziałam, jak bardzo pragnęli w końcu się pobrać i cieszę się, że nareszcie im
się to udało. W przeszłości wycierpieli tak wiele i musieli pokonać tyle
różnych przeszkód, że teraz zasługują na bycie szczęśliwymi, jak nikt inny.
Zaśmiałam się
pod nosem, kiedy zobaczyłam, jak chłopcy zabawiają małego Nathaniela, który był
jednym z kilku dzieci, obecnych na weselu. Chłopiec okazał się bardzo
wytrzymały. Zazwyczaj o tej porze już dawno spał, ale nie dzisiaj. Teraz
tryskał energią i cieszył się ze wszystkiego, co go otaczało.
Zmarszczyłam
czoło, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie ma z nimi Harry’ego. Właściwie to nie
widziałam go odkąd wygłaszał przemówienie na cześć naszych przyjaciół. Czasem
tylko wydawało mi się, że widzę go w oddali, ale to było tylko wrażenie. Bardzo
chciałam go zobaczyć. Od tamtej pory, kiedy wpadłam na niego po rozmowie z
Niall’em, w ogóle z nim nie rozmawiałam i też rzadko go widziałam. Zawsze
wychodził na spacery, albo do baru lub po prostu siedział w swoim pokoju. Już
nie wiem, jak mam do niego dotrzeć. Tak strasznie mi go brakuje.
Z Zayn’em nie
rozmawiałam na temat Perrie. Bałam się. Przeraża mnie to, co mogę od niego
usłyszeć. Nie wiem, czy jestem na to gotowa. Wciąż go kocham i zależy mi na
nim, ale ta nowa wiedza, trochę ostudziła moje uczucia. To już nie jest to
samo, co na początku i wątpię, że kiedykolwiek to się zmieni. Zabolało mnie to,
że Zayn ukrył coś takiego przede mną. Gdyby sytuacja była odwrotna, na pewno
przyznałabym się do tego. Nie chciałabym go okłamywać, zasługuje, żeby znać
prawdę.
Odsunęłam się
od filaru i zgrabnie zeskoczyłam z drewnianego parkietu na trawnik, by odszukać
Harry’ego, co mogło być trudne, gdyż ogród był naprawdę wielki i znajdowało się
w nim mnóstwo pięknych, pachnących krzewów i drzew owocowych, a także wiele
ślicznych, kolorowych kwiatów. Człowiek, który zaprojektował to miejsce, musiał
być geniuszem.
Minęło ze
dwadzieścia minut, zanim wciąż błądząc, w końcu zobaczyłam go w oddali, siedzącego
na ławeczce pod drzewem. Siedział pochylony lekko do przodu i trzymał w ręku
butelkę, prawdopodobnie z wódką, co jakiś czas z niej popijając. Serce ścisnęło
mi się boleśnie. Tak bardzo chciałam go pocieszyć, pomóc mu jakoś, ale
wiedziałam, że on tego nie będzie chciał.
Po cichu
podeszłam do niego i usiadłam na ławce. Chłopak po kilku sekundach podniósł
gwałtownie głowę i spojrzał na mnie zaskoczony, jakby dopiero teraz zdał sobie
sprawę z tego, że siedzę obok.
- Dlaczego
siedzisz tutaj sam? – zagadnęłam nieśmiało. - Wszyscy się bawią.
Chłopak
wzruszył ramionami i pociągnął łyk z butelki. Przygryzłam wargę, nie
spuszczając z niego wzroku. Wyglądał bardzo męsko w dopasowanym garniturze z
rozwiązanym krawatem, odpiętym górnym guzikiem i rozczochranymi włosami. Przez
moment zatęskniłam za Nami.
- Nie chcę
psuć imprezy najlepszego przyjaciela, swoim chujowym nastrojem. – mruknął w
końcu.
Jego głos brzmiał normalnie. Nie bełkotał ani
nic w tym rodzaju. Wyglądał tak, jakby w ogóle nic nie pił, a to przecież nie
prawda. Po chwili zorientowałam się, że butelka nie jest jeszcze nawet w
połowie pusta. Chyba, że to nie jest jego pierwsza butelka. Poza tym, od zawsze
miał mocną głowę.
- Nie
uważasz, że psujesz mu imprezę, siedząc tutaj, zamiast być z nim i cieszyć się,
tak jak on? – spytałam.
- Tak jest
lepiej.
Kiedy
wychylił butelkę, żeby pociągnąć kolejny łyk, wyciągnęłam mu ją z dłoni i
odłożyłam na bok. Harry spojrzał na mnie błyszczącymi w świetle księżyca
oczami, a mnie zalała fala nieoczekiwanego gorąca. Musiałam wziąć głęboki
wdech, żeby, choć trochę się uspokoić.
- Harry
proszę. Nadal uważasz, że tak jest dobrze? Ja już nie mogę dłużej patrzeć jak
cierpisz. Wiesz, że jesteś mi strasznie bliski. Chcę ci pomóc, wspierać cię,
ale ty mi nie pozwalasz. To sprawia mi ból i dobrze o tym wiesz.
- Nie chcę
cię ranić. – szepnął patrząc mi w oczy. – Ty też jesteś mi strasznie bliska,
może nawet bardziej niż wcześniej i nie chcę cię stracić. Ale zrozum Ana, ja
też nie chcę cierpieć. I to jest w tym wszystkim najgorsze. Nie wiem już, co
mam robić. Z jednej strony tak bardzo chcę z tobą być, ale z drugiej… Czuję się
rozdarty.
Wetknęłam
zbłąkany kosmyk włosów za ucho, nie wiedząc, co powiedzieć. Czułam na sobie
spojrzenie chłopaka, ale bałam się na niego spojrzeć. Niewiele myśląc wzięłam
do ręki butelkę i upiłam z niej łyk. Następnie podałam ją Harry’emu, który
chętnie ją ode mnie przejął.
- Jak tam
twoje sprawy z Zayn’em? – spytał nagle. – Jesteś z nim szczęśliwa?
Spojrzałam na
niego, wahając się z odpowiedzią. Co miałam mu powiedzieć? Że waham się, co do tego, czy nasz związek ma
jeszcze sens? Aż do niedawna byłam z nim bardzo szczęśliwa, ale teraz nie wiem,
co mam robić. Muszę z nim w końcu porozmawiać, wyjaśnić wszystko.
- Wszystko
jest dobrze. – szepnęłam.
- Dlaczego
brzmi to jak kłamstwo?
Bo to jest
kłamstwo, pomyślałam ze smutkiem.
Zamiast odpowiedzieć, zaczęłam przypatrywać się swoim paznokciom, które
na dzisiejszą okazję, w salonie zostały idealnie wypielęgnowane. Nie chciałam
się przed nim przyznać do porażki.
- Powinnam
już iść. – burknęłam zrywając się na równe nogi. Harry również wstał. - Ty też
powinieneś. – dodałam wygładzając sukienkę.
- Ana
zaczekaj. – odezwał się i złapał mnie za rękę, odwracając twarzą do siebie.
–Wiem, kiedy mówisz prawdę, a kiedy kłamiesz. Dobrze cię znam i ty o tym wiesz.
Dlaczego boisz się powiedzieć mi teraz prawdę? Martwię się o ciebie.
Do oczu,
mimowolnie napłynęły mi łzy. Byłam wzruszona troską Harry’ego o mnie, ale także
ponownie uderzyło mnie to, że Zayn mnie okłamuje. Byłam tak wzburzona, że przez
kilka sekund nie mogłam złapać oddechu. Bez słowa zarzuciłam chłopakowi ręce na
szyję i przywarłam do niego mocno, szlochając cicho.
Harry chyba
nie był zaskoczony moją reakcją, a jeśli nawet, to nie dał tego po sobie poznać.
Po prostu oplótł mnie ramionami i przytulił do siebie, jednocześnie całując w
czubek głowy. Przez moment znowu poczułam się tak, jakbyśmy byli razem. Zawsze,
kiedy było mi źle, Harry przytulał mnie mocno, szeptał słowa pocieszenia i
całował w czoło albo we włosy. Wtedy czułam się bezpieczna i kochana przez
niego, wiedziałam, że chce mojego szczęścia.
Zaszokowana i
lekko zmieszana odsunęłam się od niego. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w
oczy, orientując się, że nasze twarze znajdują się bliżej siebie, niż
przypuszczałam. Jak zaczarowana patrzyłam mu prosto w oczy, nie mogąc nawet
odwrócić wzroku. Właściwie nawet tego nie chciałam. Moja uwaga skupiła się na
nim oraz na tym, że trzyma dłonie na moich biodrach, raz po raz mocniej
zaciskając palce.
Zadrżałam,
kiedy musnął nosem mój nos. Czułam na twarzy jego gorący przyspieszony oddech.
Nie obchodziło mnie, że śmierdzi od niego alkoholem. Miałam gdzieś to, że
kilkadziesiąt metrów od nas bawi się mój chłopak. W tym momencie nic mnie nie
obchodziło. Liczyło się tylko tu i teraz. Liczył się tylko Harry.
Kiedy w końcu
nasze usta miały złączyć się w pocałunku, na czarnym niebie rozbłysły
różnobarwne fajerwerki. Dopiero w tej
chwili zdałam sobie sprawę z tego, co się dzieje i gdzie się znajduję.
Gwałtownie wyrwałam się z rąk Harry’ego, przy tym prawie potykając się na
obcasach.
Harry
spojrzał na mnie ze smutkiem, wciskając ręce do kieszeni eleganckich spodni.
Przełknęłam głośno ślinę, cofając się jeszcze o krok, chcąc w ten sposób
zachować dystans między nami. Nie mogąc znieść widoku bólu w oczach chłopaka,
spojrzałam w niebo, z udawanym zainteresowaniem oglądając pokaz sztucznych
ogni.
- Lepiej
będzie, jak już pójdę. – powiedziałam nadal na niego nie patrząc.
- Tak, masz
rację. Tak będzie lepiej. – odparł chłopak.
Odważyłam się
spojrzeć na niego i zamrugałam zaskoczona, kiedy zobaczyłam, że podszedł do
ławki, wziął z niej butelkę i ruszył w głąb ogrodu. Dopadły mnie potworne
wyrzuty sumienia, jednak nic nie mogłam z tym zrobić.
- Może masz
rację! – krzyknęłam za nim. – Może kłamałam! Ale tak musi być! Prawda niczego
nie zmieni! Chcę być z Zayn’em i chcę, żebyś był moim przyjacielem!
Nawet się nie
odwrócił, tylko szedł dalej, raz po raz pociągając łyk wódki z butelki, którą
kurczowo ściskał w dłoni. Wzięłam głęboki, uspokajający oddech i starając się,
wyglądać jak najnormalniej, skierowałam się z powrotem w kierunku, skąd
dochodziła muzyka.
* * *
- To, kiedy
wylatujecie na miesiąc miodowy? -
zwróciłam się do Sary.
Siedziałyśmy
we dwie w salonie na kanapie, w mieszkaniu gołąbeczków. To tutaj spędziłam
resztę nocy, albo może raczej kawałek poranka. Nie chciałam zostawać z domu
chłopców. Musiałam przemyśleć sobie wiele spraw, a nie mogłam tego zrobić,
będąc pod jednym dachem z Zayn’em i Harry’m.
Zazwyczaj
świeżo upieczeni małżonkowie chcąc zostać sami, nacieszyć się sobą i w ogóle,
ale nie było tak w przypadku Sary i Louis’a. Nie przeszkadzało im, że chciałam
zatrzymać się u nich. Rozumieli moje postępowanie, choć nie znali całej prawdy.
Nie chciałam im jeszcze wszystkiego wyjawiać.
Była godzina
dziesiąta i korzystając z tego, że Louis i Nathan jeszcze odsypiali, razem z
Sarą zjadłyśmy lekkie śniadanie i postanowiłyśmy trochę pogadać, odprężyć się
po długiej nocy.
- Jutro po
południu. – powiedziała podekscytowana. – Lecimy na Barbados! – pisnęła
radośnie. – Tak strasznie się cieszę! Ale będę tęsknić za moim diabełkiem. Może
jednak powinnyśmy go zabrać ze sobą.
- Nie ma
takiej potrzeby. Zaopiekujemy się nim. – mruknęłam upijając łyk soku.
Mówiąc
„zaopiekujemy się” miałam na myśli tylko chłopców. Wiedziałam, że już jutro
wieczorem będę musiała wrócić do Laguny, do mamy. Nie mogę złamać danej jej
obietnicy. Źle mi, że znowu będę musiała opuścić ukochany Londyn, ale może to
mi dobrze zrobi? Będąc daleko stąd, będę mogła przemyśleć sobie wszystko. A
może nawet nie będzie takiej potrzeby?
Może ta sprawa sama się rozwiąże, gdy tylko ponownie zniknę?
- Och! Wciąż
nie mogę w to uwierzyć. – zaśmiała się Sara, po raz setny spoglądając na
obrączkę, którą miała na palcu.
- W końcu
stałaś się panią Tomlinson. – uśmiechnęłam się.
Sara
zarumieniła się cała roześmiana. Radość wręcz z niej promieniowała. Wyglądała
po prostu ślicznie, uśmiechnięta, z błyszczącymi oczyma, mimo iż była wyraźnie
zmęczona wczorajszym przeżyciem. Ale to oczywiście da się zrozumieć.
Szczerze
mówiąc, trochę jej zazdrościłam. Założyła rodzinę, znalazła miłość życia, ma
cudownego synka i w ogóle jest szczęśliwa. Co prawda, długo musiała walczyć o
to szczęście, ale jednak. Też bym tak chciała, ale jak na razie nie potrafię
nawet określić, który chłopak, jest tym jedynym.
- No dobra,
ale nie mydl mi już oczu. – mruknęła dziewczyna poprawiając się na kanapie. -
Możesz mi wyjaśnić, dlaczego ostatnio tak strasznie oddaliłaś się od Zayn’a?
Stałaś się trochę oschła dla niego. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego. Przecież
go kochasz. Stało się coś, o czym nie wiem?
Okej, chyba
będę musiała dużo wcześniej powiedzieć o całej sytuacji, o której jak na razie
wie tylko Niall.
- Zayn sypiał
z Perrie, kiedy mnie nie było. – wymamrotałam.
- Ale skąd..
- Widziałam
wiadomość od niej. Pisała, że tęskni za nim. Pytała, co z nimi i czy nie odzywa
się do niej, dlatego, że wróciłam. – wzruszyłam ramionami. – Boli mnie, że sam
mi się do tego nie przyznał. Cały czas mnie okłamuje.
Sara patrzyła
na mnie szeroko otwartymi oczami. Chyba nie tego się spodziewała, kiedy pytała
mnie, czy coś się stało. Poprawiłam się w fotelu i upiłam kolejny duży łyk
soku, chcąc pozbyć się suchości w gardle.
- Rozmawiałaś
z nim na ten temat? – spytała w końcu.
Pokręciłam
głową, nie odrywając ust od szklanki. Przez cały czas czułam na sobie surowe
spojrzenie przyjaciółki. Wiedziałam, że będzie się gniewać.
- Ana, musisz
z nim porozmawiać. Nie wolno ci tego tak zostawić, bo będziesz się tym w kółko
zadręczać.
- Wiem o tym.
– mruknęłam pod nosem.
Sara
zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem. W tym momencie chciałam skurczyć się do
najmniejszych rozmiarów, albo w ogóle zniknąć. Czułam się tak, jakby Sara
potrafiła odgadnąć, o czym myślę.
- Coś
ukrywasz. – burknęła.
Zarumieniłam
się lekko i spuściłam wzrok, unikając spojrzenia mojej przyjaciółki.
- Wczoraj
prawie pocałowałam się z Harry’m. – wykrztusiłam w końcu.
- Kiedy? –
dopytywała się.
- Jak były
sztuczne ognie. Na szczęście w porę się opamiętałam.
- Dziewczyno,
ty tkwisz w jakimś trójkącie miłosnym. – westchnęła Sara.
- Nie. Harry
jest tylko moim przyjacielem. Wczoraj on za dużo wypił, a ja miałam chwilowe
załamanie nerwowe i przypadkiem znaleźliśmy się obok siebie. To wszystko. Nic
nas już nie łączy.
Dobra, trochę
nagięłam prawdę, a nawet bardzo, ale nie mogłam się przyznać, że to ja go
wczoraj szukałam. Ostatnie, to też kłamstwo.
- Okej,
wierzę ci. Obiecaj mi, że jak najszybciej porozmawiasz z Zayn’em. Nie chcę,
żebyś cierpiała. Martwię się o ciebie. – szepnęła.
- Wiem. I za
to cię kocham.
* * *
Przeszłam
przez gigantyczny hol w biurowcu, który należy do mojego ojca, a następnie
wsiadłam do jednej z wind i wjechałam na ostatnie, dwudzieste piętro, gdzie
znajduje się gabinet ojca. Raz po raz zaciskałam dłonie w pięści, czując
narastającą we mnie pustkę. Już dzisiejszego wieczora miałam opuścić Londyn, a
tutaj przyszłam, bo potrzebowałam pieniędzy na bilet. Nie chciałam narażać mamy
na koszty, a przecież nie mogłam pożyczyć pieniędzy od moich przyjaciół.
Kiedy tylko
wyszłam z windy, powitał mnie zimny, sztuczny uśmiech asystentki ojca. Była to
młoda kobieta, około dwudziestu pięciu albo trzydziestu lat. Miała długie blond
włosy, teraz związane w ciasny kok, a ubrana była elegancką białą koszulę i
obcisłą ołówkową spódnicę. Spojrzałam na nią przelotnie i skierowałam się
prosto do gabinetu taty.
- Nie możesz
tam wejść. Pan Taylor ma teraz bardzo ważne spotkanie. – usłyszałam za sobą.
- Nie
obchodzi mnie to. Muszę z nim pogadać. Jestem jego córką. Wybaczy mi
wtargnięcie. – warknęłam uśmiechając się słodko.
Jednym ruchem
otworzyłam drzwi i weszłam do wielkiego pomieszczenia. Przy drewnianym biurku
siedział mój ojciec, a przed nim na fotelu siedział jakiś mężczyzna. Obaj
spojrzeli w moim kierunku, kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi.
- Ana? Co ty
tutaj robisz? Miałaś być w Lagunie. – ojciec podniósł się na równe nogi i
spoglądał na mnie zdezorientowany.
- Musiałam
pilnie wrócić do Londynu. Nie przejmuj się, wieczorem tam wracam. – burknęłam.
– Potrzebuję pieniędzy na bilet.
W tym momencie do gabinetu jak burza wpadła asystentka ojca.
Zatrzymała się gwałtownie, nie wiedząc, co robić.
- Próbowałam ją zatrzymać panie Taylor. – wymamrotała.
- Nic nie szkodzi Payton. To moja córka.
Kobieta zdezorientowana pokiwała głową i szybko opuściła
gabinet. Wetknęłam kosmyk włosów za ucho i założyłam ręce na piersiach, patrząc
ojcu prosto w oczy. Kątem oka widziałam, że mężczyzna w fotelu przygląda nam
się uważnie.
- Ana, możemy później porozmawiać na spokojnie?
-Nie. – zaprotestowałam. – Nie chcę rozmawiać! Chcę, żebyś
dał mi pieniądze na bilet, bo muszę wrócić do Laguny! To wszystko!
- Skarbie..
- Wiesz co? Zapomnij. – uniosłam ręce w geście poddania. - Poradzę
sobie sama. Cześć. – burknęłam.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z gabinetu. Zanim zamknęłam
drzwi, usłyszałam jak ojciec po raz kolejny woła mnie po imieniu, a następnie
przeprasza tamtego mężczyznę.
- Ana zaczekaj!
- Co? – warknęłam zatrzymując się przy windzie.
- Kochanie, wiem, że jesteś zła na mnie i na mamę, ale ty nic
nie rozumiesz. Nie znasz wszystkich powodów naszego postępowania.
- Znam ich wystarczająco dużo.
- Nie prawda. – zaprotestował. – Myślisz, że to wszystko
dzieje się dlatego, że znalazłem sobie kochankę i ona nie chciała, żebyś z nami
mieszkała. Ale to nie prawda. To też nie dlatego, że moja firma podupada i że niedługo
skończą nam się środki do życia.
- No to, o co chodzi? Oświeć mnie. – odezwałam się z
sarkazmem.
- Twoja mama jest chora. Ona umiera, Ano. – szepnął.
Patrzyłam na niego oniemiała. W ogóle nie docierało do mnie,
co mówi. Gdyby nie poważny wyraz twarzy ojca, pewnie zaczęłabym się śmiać.
Byłam pewna, że on sobie ze mnie żartuje. Ale to, co mówił, wcale nie było
śmieszne. Kiedy w końcu prawda do mnie dotarła, obraz przed moimi oczami zaczął
się rozmazywać. Z całych sił musiałam się starać, żeby łzy nie zaczęły spływać
po moich policzkach.
- Że co? – spytałam niewyraźnie.
- Twoja mama ma raka. Zostało jej kilka miesięcy, może rok
życia. Dlatego ustaliliśmy, że zamieszkasz u niej. Bardzo jej zależało, żeby
ten czas spędzić z tobą.
- Dlaczego nic mi nie powiedzieliście? – zapytałam prawie
szlochając.
- Doszliśmy do wniosku, że tak będzie lepiej.
- Lepiej, dla kogo? Chyba dla was. Jak mogliście?
- Kochanie..
Pokręciłam głową, nie mogąc już dłużej słuchać. Czułam się
oszukana i to przez własnych rodziców. To było straszne uczucie. Czy naprawdę
nie można było wymyślić nic innego, tylko ja musiałam wyjechać? Czemu mama nie
mogła zamieszkać znowu w Londynie? Nic nie rozumiem, ale może to i lepiej.
W tym momencie moja komórka zaczęła wibrować w kieszeni.
Wyciągnęłam ją szybko i zmarszczyłam brwi, kiedy na wyświetlaczu zobaczyłam
numer Niall’a. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przycisnęłam telefon do ucha.
- Cześć Niall, co jest? – odezwałam się, przecierając
policzek.
- Ana musisz przyjechać do szpitala. Harry miał wypadek. –
usłyszałam jego zdyszany głos.
- Słucham? Jak to, Harry miał wypadek? – teraz już nie
potrafiłam powstrzymywać łez.
- Jakiś wariat potrącił go na pasach i uciekł z miejsca
wypadku. - warknął. - Właśnie go operują. – jego głos trząsł się ze zdenerwowania.
- Nie to nie możliwe. – wyszeptałam. – Zaraz tam będę.
Gdy tylko się rozłączyłam, zaczęłam płakać bez opamiętania.
Moje serce krwawiło z bólu. Byłam przerażona. Dopiero teraz, kiedy Harry’emu
groziło niebezpieczeństwo i mogłam go stracić, ja zdałam sobie sprawę, że wciąż
potwornie mi na nim zależy.
- Harry miał
wypadek. Leży w szpitalu. – szepnęłam, kiedy zobaczyłam, że mój ojciec mi się
przygląda. – Ja muszę do niego jechać. Natychmiast.
Drżącymi
palcami nacisnęłam przycisk przywołujący windę.
- To wy nie
zerwaliście? – zdziwił się.
- To nie ma
znaczenia! – wykrzyknęłam. – Harry jest moim przyjacielem. Muszę być teraz przy
nim!
- Ana
spokojnie. Zawiozę cię tam. Nie chcę, żeby i tobie coś się stało po drodze.
- Dziękuję. –
szepnęłam autentycznie wzruszona.
Zarzuciłam mu
ręce na szyję i uściskałam mocno. Było mi tak strasznie smutno. Nie dość, że
dowiedziałam się o chorobie mamy, to teraz jeszcze ten wypadek Harry’ego. Czy
ten dzień może być gorszy?
___________________________________
Tada! Udało mi się w całkiem szybkim tempie napisać ten rozdział.
Jak wam się podoba taki obrót sytuacji?
Cóż, w każdym razie mam nadzieję, że was nie zawiodłam.
Przez to, że zaczęła się szkoła, mam strasznie mało czasu na pisanie pożądnych, długich rozdziałów.
Pozdrawiam
@Twinkleineye
Jest cudowny!! Tylko proszę cię nie uśmiercaj Hazzy. Zrób tak, że będzie bardzo poturbowany, ale go nie uśmiercaj. On i Ana świetnie do siebie pasują. Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Emilka <3
O mój Boże ! Nigdy sie nie spodziewałam,że to wszystko się tak potoczy..bidny Harry ..
OdpowiedzUsuń