piątek, 14 czerwca 2013

I wanna save your heart tonight - Rozdział 22

Lot z Londynu do Kalifornii, to było najgorsze szesnaście godzin w całym moim życiu. Przez cały czas płakałam, oglądając wspólne zdjęcia z przyjaciółmi na telefonie. Nie mogę uwierzyć, że to koniec, że już ich wszystkich nie zobaczę. Tak strasznie się cieszyłam, ze wspólnej przyszłości z tymi wariatami. Niestety moi rodzice perfekcyjnie potrafią niszczyć ludzkie marzenia.

Starsza pani, która siedziała obok mnie, przez cały nasz lot, próbowała mnie uspokoić. Byłam jej za to cholernie wdzięczna, bo rozmowa z nią, przynajmniej na chwilę odwracała moją uwagę od tego całego bałaganu.

-Myślałam, że wszystko będzie już dobrze, ale moi rodzice musieli się wtrącić. – mruknęłam wycierając wierzchem dłoni mokre policzki. -  to wszystko tylko, dlatego, że uważają, iż mój chłopak ma na mnie zły wpływ.

- Jestem pewna, że twoi rodzice nie zrobili tego specjalnie. – powiedziała June, bo tak miała na imię ta kobieta, ściskając moją dłoń. – Nie może im chodzić tylko o twojego chłopaka. Oni się o ciebie martwią i próbują cię chronić. Nie miej im tego za złe. Tak postępują rodzice. Znam się na tym, bo sama jestem matką. Jednakże mimo to rozumiem twój ból i oburzenie. Twoi rodzice powinni cię poinformować o twoim wyjeździe i przede wszystkim zapytać, jakie ty masz zdanie na ten temat.

- To mnie boli najbardziej. Że tato do ostatniego dnia, miał zamiar mi nic nie mówić. – szepnęłam. – Nie jestem już małym dzieckiem i mam prawo decydować o swojej przyszłości. – burknęłam, starając się nie podnosić głosu. – Oszukałam moich przyjaciół. Powiedziałam im, że wrócę, ale to nie prawda. My już się nie zobaczymy. A jeśli nawet, jakimś cudem miałabym wrócić do Londynu, to byłoby okrutne z mojej znowu wkraczać do ich życia, po tym jak ich teraz potraktowałam. – mówiłam jak w transie. W głowie wciąż miałam twarze przyjaciół. -Wysłałam im tylko list. Dostaną go pewnie za jakieś dwa dni. Cały czas wyobrażam sobie ich reakcję. Oni mnie za to znienawidzą.

- Nie mów tak. Na pewno zrozumieją, dlaczego tak postąpiłaś. – zganiła mnie lekko. – To twoi przyjaciele i kochają cię. Nie będą mieli do ciebie żadnych pretensji. – powiedziała z ciepłym uśmiechem. - Ale jeśli naprawdę będzie tak jak mówisz, to oni wcale nie byli twoimi przyjaciółmi i nie są warci żadnych łez.

Zastanowiłam się nad słowami June. Może ona ma rację. Jeżeli oni przyjaciele nie będą potrafili zrozumieć, dlaczego postąpiłam tak, a nie inaczej, to wcale nie byli moimi przyjaciółmi. Ta myśli była bardzo bolesna.

- Dziękuję. – szepnęłam nieśmiało.

Kobieta w odpowiedzi złapała moją dłoń i uścisnęła ją mocno, pokrzepująco. Poczułam przyjemne ciepło w sercu, które było miłą odmianą, wciągu ostatnich kilku dni.

 ~~*~~


Wyszłam na halę przylotów, ściskając mocno w dłoni uchwyt niewielkiej walizki. Za chwilę miałam zobaczyć mamę, z którą nie widziałam się od bardzo dawna, a także miałam rozpocząć nowy, gorszy rozdział w swoim życiu.

Mimo iż w ogromnej hali, było mnóstwo ludzi, ja wciąż czułam się samotna, przytłoczona tym wszystkim, co dzieje się wokół mnie. Szybko wygnałam przykre myśli i skupiłam się, na poszukiwaniu rodzicielki.

Po chwili zobaczyłam ją… w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Mimowolnie zmarszczyłam brwi. Czyżby znalazła sobie nowego fagasa? Po prostu świetnie.

Kiedy dostrzegła mnie w tłumie ludzi, uśmiechnęła się szeroko i pomachała do mnie, a następnie skierowała się w moją stronę, widząc, że ja nie mam najmniejszego zamiaru się ruszać.

Gdy była blisko, przyglądnęłam się jej uważnie. Muszę przyznać, że wyglądała naprawdę świetnie, jak na kobietę w jej wieku. Śliczna, brązowa opalenizna, średniej długości kręcone, czekoladowe włosy, luźno opadające na ramiona i delikatny makijaż. Ubrana była w czerwony top na cienkich ramiączkach oraz szorty. To wszystko razem sprawiało, że wyglądała dużo młodziej.

Mężczyzna, który jej towarzyszył, na oko był w jej wieku lub niewiele starszy. Był przystojny, choć nie tak jak ojciec. Był dobrze zbudowany, miał czarne krótkie, lekko kręcone włosy i był bardzo blady, jak na klimaty Kalifornii. Wyglądał bardzo sympatycznie, jednak to nie znaczy, że go polubię.

- Ana kotku! – wykrzyknęła przytulając mnie mocno do siebie. Nie odwzajemniłam uścisku. – Tak strasznie się cieszę, że tu jesteś!

Nic nie odpowiedziałam, tylko po prostu czekałam, kiedy mnie puści, a nastąpiło to szybko, gdyż mama musiała w końcu dostrzec chłód, jaki ode mnie bił. Kiedy odsunęła się na długość ramion, by spojrzeć mi w oczy, zobaczyłam w jej własnych tęczówkach smutek i urazę, ale nic mnie to nie obchodziło.  Nie teraz, nie po tym, co zrobili mi z ojcem.

- Kochanie, to jest Jim. Spotykamy się od niedawna. – powiedziała niepewnie.

Wzruszyłam tylko ramionami i odwróciłam wzrok, by nie dostrzegli łez, które niespodziewanie napłynęły mi do oczu. To jest nie fair. Ojciec może być szczęśliwy ze swoją dziewczyną, matka z tym całym Jim’em, a ja? Ja nie mogę być szczęśliwa z Zayn’em?

- Ana. Proszę porozmawiaj ze mną. Nie odtrącaj mnie. – szepnęła i dotknęła mój policzek.

Gniewnym gestem odtrąciłam jej dłoń, złapałam walizkę i ruszyłam do wyjścia. Pierdoleni hipokryci! Znaleźli się rodzice od siedmiu boleści! Gdzie byli, kiedy naprawdę ich potrzebowałam? Ugh! Mam ich po dziurki w nosie!

Gdy wyszłam na ulicę, uderzyło we mnie gorące powietrze. Musiałam się zatrzymać, by ściągnąć grubą bluzę, którą miałam na sobie. Minęło dopiero kilka minut odkąd tu jestem, a już tak cholernie tęsknie za chłodnym klimatem panującym w Londynie.

Pociągając nosem, podeszłam do dobrze mi znanego dżipa mamy. Usiadłam na masce samochodu i przetarłam policzki, które jakimś cudem były mokre, jednocześnie biorąc kilka drżących oddechów. 

- Ana. – wzdrygnęłam się, słysząc troskliwy głos rodzicielki.

- Mamo zamknij się. Nie chcę słuchać tego, jak cholernie ci przykro, że to wszystko dla mojego dobra i że wszystko będzie dobrze. Nic kurwa nie będzie dobrze, rozumiesz? Razem z ojcem zjebaliście całe moje życie. Nigdy wam tego nie wybaczę, choćbym miała żyć sto lat. Jesteście pieprzonymi egoistami, nic więcej. – powiedziałam na jednym wdechu.

Mama, zaskoczona wciągnęła głośno powietrze, jednakże nie odezwała się już ani słowem, za co byłam jej wdzięczna. Naprawdę nie chciałam ponownie słyszeć jej głosu. Ten cały Jim również się nie odezwał, bo w sumie, co miał powiedzieć? Żebym nie odzywała się tak do matki? Co go to w ogóle obchodzi? Przecież nie jest moim ojcem.

Kiedy usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza, podniosłam się na równe nogi i bez słowa usadowiłam się na tylnej kanapie. Gdy silnik samochodu obudził się do życia, wygrzebałam z podręcznego plecaczka słuchawki i starałam się skupić na muzyce, jednocześnie próbując nie uronić kolejnych łez.

 ~~*~~


Po dojeździe do niewielkiego domu mamy, od razu poszłam do pokoju, w którym zawsze sypiam, kiedy jestem u niej i zamknęłam się za klucz. Nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać ani z mamą ani z tym jej fagasem. Chciałam w końcu móc się w spokoju wypłakać, dać upust targającym mną emocjom.

Bardzo potrzebowałam tej chwili samotności. Zostać chwilę sam na sam ze swoimi myślami. Nie, wcale nie poczułam się lepiej, po tym, jak się wypłakałam. Byłam wykończona lotem, kłótnią z mamą i płaczem, a także czułam się potwornie przytłoczona tym wszystkim. Nie wiem, jak długo tak pociągnę.

 ~~*~~



Trzęsąc się ze strachu jak galareta, delikatnie zapukałam do drzwi, a następnie cofnęłam się o jeden krok. W całkowitym skupieniu nasłuchiwałam jakichś szmerów po drugiej stronie. Z nerwów zaczęłam przygryzać wargę, aż poczułam metaliczny smak w ustach.

Po chwili usłyszałam charakterystyczne szuranie butów o podłogę. Przełknęłam głośno ślinę i w myślach zmówiłam modlitwę. Tak strasznie się bałam, nie wiedziałam, jak zareagują.

Nagle drzwi uchyliły się lekko, a kilka sekund później całkiem się otworzyły. Moje serce zamarło w nieprzyjemnym oczekiwaniu, gdy ujrzałam przed sobą Zayn’a.

Mulat ogromnie się zdziwił, kiedy mnie zobaczył. To oczywiste, że nie spodziewał się mnie zobaczyć. Nie miałam mu tego za złe, to było by co najmniej głupie z mojej strony.

- Cześć Zayn. – odezwałam się dziwnie zachrypniętym głosem.

- Ana? – mruknął z niedowierzaniem, a ja skinęłam głową. – Co ty tu u licha robisz? – spytał z wahaniem.

Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, jednak szybko je zamknęłam, gdy moich uszu doszedł szum głosów, zbliżających się do nas.

- Zayn kotek, kto przyszedł? – zadrżałam, rozpoznając ten głos.

W tym momencie do pleców Zayn’a przylgnęła dziewczyna o różowych włosach, w której od razu rozpoznałam Perrie. Z przykrością muszę powiedzieć, że wyglądała naprawdę świetnie.

Za dziewczyną zobaczyłam również, Niall’a i Harry’ego, a także Liam’a i Danielle. Nigdzie jednak nie dostrzegłam ani Sary ani Louis’a. Poczułam się przytłoczona ich czujnymi, zdziwionymi spojrzeniami.

- Czego tu szukasz? – odezwała się lodowatym głosem Perrie. – Mało szkód już narobiłaś?  Nikt cię tu nie potrzebuje. – warknęła.

Nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Byłam zaskoczona tym, co powiedziała dziewczyna, a także tym, że nikt nie próbował zaprzeczać jej słowom. Oni mnie tu nie chcieli.

Po chwili dotarło do mnie również coś, co przeoczyłam chwilę temu. Perrie przytulała się do Zayn’a, a on nie protestował. Oni byli razem. Zalała mnie nagła fala bólu, nad którą nie potrafiłam zapanować.

- Tak, dobrze myślisz. – burknęła Perrie, jednocześnie zaborczo dotykając brzucha Mulata.

- Zayn ja… ja przepraszam. Przepraszam was wszystkich. Nie chciałam tego, nie chciałam was zostawiać. Bałam się wam o wszystkim powiedzieć. Tak strasznie tego żałuję. – powiedziałam zduszonym głosem.

- Wynoś się stąd Ana. Wszyscy wiele przez ciebie wycierpieliśmy. Chyba już wystarczy, nie uważasz? – odezwał się chłopak.

Ze łzami w oczach spojrzałam na resztę, jednak oni nic nie powiedzieli. Odwracali tylko wzrok, żeby na mnie nie patrzeć. To bolało, tak bardzo bolało.

- Przepraszam. – szepnęłam.

Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam przed siebie, oślepiona słonymi kroplami. Kiedy chciałam przebiec na drugą stronę ulicy, usłyszałam dźwięk klaksonu, jednak było już za późno. Nic nie mogłam teraz zrobić.

 ~~*~~


Obudziłam się gwałtownie, zalana zimnym potem i łzami, które wciąż niczym z wodospadu, spływały po moich policzkach. Szlochałam głośno, jednocześnie próbując zaczerpnąć tchu. Na zewnątrz panowała już całkowita ciemność.

Ten sen, mój sen. On był… był tak potwornie realistyczny. Czułam się tak, jakby to wszystko naprawdę się wydarzyło. Wciąż czułam ten ból w sercu, który towarzyszył mi we śnie.

 „Wynoś się stąd Ana. Wszyscy wiele przez ciebie wycierpieliśmy. Chyba już wystarczy, nie uważasz?”

Słysząc w głowie głos Zayn’a ze snu, zaczęłam szlochać jeszcze głośniej.

W tym śnie były zawarte wszystko moje lęki, o których bałam się nawet pomyśleć. Co jeśli, za jakiś czas wrócę do Londynu, jednak na miejscu okaże się, że tak naprawdę nie mam już, do czego wracać? Co jeśli moi przyjaciele znienawidzą mnie za to, co zrobiłam? Tak bardzo, bardzo się tego boję. Dlaczego to wszystko musi się dziać akurat teraz?

 ~~*~~


Siedziałam na łóżku z laptopem na kolanach i oglądałam na youtube filmiki z koncertu chłopców w Londynie, który odbył się w dniu, w którym ja poleciałam do Laguny.

Łzy strumieniami spływały po moich policzkach na widok uśmiechniętych, znajomych mordek. Byli tacy weseli i radośni. Skakali, krzyczeli i śpiewali najlepiej jak tylko potrafią. Duma rozpierała mnie jak jeszcze nigdy.

Na moim sercu zacisnęła się lodowata pięść, kiedy uświadomiłam sobie, że nie będą już tak szczęśliwi, kiedy w końcu dostaną list, który dla nich zostawiłam. Postąpiłam okropnie, powinnam była powiedzieć im prawdę. Teraz już jest na to za późno.



 * * *

- No to możemy się brać do roboty. – mruknął Louis, zakładając mi na głowę czapkę, którą zrobił z gazety.

Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy zobaczyłam wesołe ogniki, lśniące w jego błękitnych oczach. Wyglądał teraz tak młodo i beztrosko, zupełnie jak wtedy, gdy się poznaliśmy.

W tym momencie byłam niewyobrażanie szczęśliwa. Powoli wszystko wraca do normy. Dzięki Louis’owi i naszemu synkowi mój stan psychiczny i emocjonalny wraca do tego, który był przed tym okropnym wydarzeniem. Louis pomaga mi zapomnieć o James’ie i o tym, co przez niego czuję. Już nie boję się dotyku mojego narzeczonego. Wciąż gdzieś głęboko we mnie, jest niewielki strach, jednak nie mam zamiaru się teraz poddawać. Nie, kiedy wszystko jest na dobrej drodze.

Znajdowaliśmy się teraz w naszym mieszkaniu. Jak wspaniale to brzmi! Tak bardzo się cieszę. W końcu naprawdę rozpoczęliśmy wspólne życie, mimo iż nie jesteśmy małżeństwem, ale i to niedługo ma się zmienić. Data naszego ślubu zbliża się wielkimi krokami i ta myśl wprowadza mnie w stan cudownego uniesienia.

Wspólnie doszliśmy do wniosku, aby przemalować całe mieszkanie, nadać mu nowy styl, nasz styl. Wszystko było już przygotowane. Nathan znajdował się u moich rodziców, a my czekaliśmy na przyjaciół, którzy obiecali, że nam pomogą. Cieszę się, że zrobimy to razem. W kupie siła, czyż nie?

Z nudów, wzięłam do ręki pędzel i powoli zaczęłam malować jedną ze ścian. Czułam na sobie spojrzenie swojego chłopaka, jednak nie odwracałam się. Dobrze wiedziałam, że lustruje całą moją sylwetkę, odzianą w ogrodniczki, które ledwo zakrywały moją pupę oraz biały T-shirt na szerokich ramiączkach.

To, że wiem, jak działam na Louis’a, sprawia, że czuję się dużo pewniej we własnym ciele. A przede wszystkim czuję się bezpieczna. Wiem, że Louis już nigdy więcej nie pozwoli żeby, kto ktokolwiek zrobił mi krzywdę.

Poczułam jak silne ramiona mojego chłopaka, mocno oplatają mnie w talii. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy jego usta delikatnie musnęły miejsce za moim uchem. Uwielbiam, kiedy Louis to robi. Zawsze mam wtedy gęsią skórkę.

- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak słodko teraz wyglądasz. – szepnął.

- Cieszę się, że ci się podoba. – mruknęłam.

Odwróciłam się niezdarnie, stanęłam na palcach i czule pocałowałam go w usta. Louis wciągnął gwałtownie powietrze, dzięki czemu bez problemu mogłam wsunąć język do jego buzi.

Musiałam mocno go zdziwić swoim zachowaniem, gdyż ostatnimi czasy, bardzo rzadko okazywałam mu czułość i to jeszcze w takim stopniu. Od tamtego felernego wydarzenia, zrobiłam się bardzo powściągliwa, jeśli chodzi o te sprawy. Wiem, że Louis bardzo się przez to męczył, ale rozumiał to.

Mimo, iż Louis był zaskoczony, momentalnie pogłębił pocałunek, z uśmiechem przyjmując moją pieszczotę. Wplotłam palce we włosy chłopaka, tym samym przyciągając jego głowę bliżej siebie. Tak cudnie smakował, a do tego zapach jego perfum, który mącił w moich myślach.

Ramiona chłopaka ciaśniej oplotły się wokół mnie, mocniej przyciskając do jego ciała. Po chwili jednak zsunęły się w dół, na moje pośladki. Serce zabiło mi mocniej ze strachu i podniecenia. Nie, nie pozwolę, żeby strach znowu mną zawładnął.

Nagle Louis złapał mnie pod pośladkami i bez najmniejszego problemu podniósł mnie do góry. Automatycznie oplotłam nogami jego biodra i mocniej zacisnęłam ramiona na jego szyi. Byliśmy tak blisko siebie, że miałam wrażenie, iż tworzymy jedną osobę.

Louis przyparł mnie do ściany, gdy w tym samym czasie, nasze języki toczyły ze sobą agresywną walkę o dominację. Żadne z nas nie chciało odpuścić. Gdy mój język przesunął się po podniebieniu chłopaka, jęknął głośno i naparł na mnie jeszcze mocniej.

Po chwili zorientowałam się, że moja koszulka robi się mokra, czułam, że coś lepkiego przykleja się do moich pleców. Farba! Momentalnie oderwałam się od ust mojego chłopaka i pisnęłam na całe gardło.

- Louis!

- Co się stało? – spytał oddychając ciężko.

- Farba! – burknęłam ze śmiechem.

- Skoro i tak już jesteś ubrudzona… - mruknął.

Tym razem to on mnie pocałował. Chciałam zaprotestować, ale te jego usta… Zamiast tego, po prostu pogłębiłam pocałunek. Delikatnie postawił mnie z powrotem na podłodze, jednak nie odsunął się ode mnie. Jego wygłodniała erekcja, leniwie napierała na moje podbrzusze, sprawiając, że robiło mi się gorąco.

Pragnęłam go tak samo mocno jak on mnie. Chciałam znowu go poczuć, kochać się z nim, zapominając o strachu i o lękach, które wciąż gdzieś tam we mnie były, mimo iż wiedziałam, że Louis nigdy w życiu by mnie nie skrzywdził. On to nie James. Louis mnie kocha.

Wsunęłam dłoń pod koszulkę chłopaka i opuszkami palców dotknęłam mięśni na jego brzuchu. Zadrżał delikatnie, a jego pocałunki stały się namiętniejsze niż kilka sekund temu.

Kiedy moje palce dotknęły jego wzwodu, Louis oderwał się od moich ust, a z jego gardła wydobył się chrapliwy jęk, który dotarł w głąb mojego ciała. Po chwili, z nie małą namiętnością zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Czułam jego gorący, urwany oddech na skórze.

Odchyliłam głowę do tyłu, dając mu lepszy dostęp do szyi. Przez cały czas całując moje ciało, jego dłonie próbowały ściągnąć moje spodenki, jednak ręce trzęsły się mu tak bardzo, że szło mu to z trudem.

Gdy w końcu udało mu się odpiąć guzik i rozsunąć rozporek, jego zręczne palce wsunęły się pod moje koronkowe majteczki. I właśnie w tym momencie usłyszeliśmy głośny trzask zamykanych drzwi.

Odepchnęłam od siebie Louis’a i szybko zaczęłam poprawiać ubranie, a także włosy, które były bardzo rozczochrane, gdyż czapeczka upadła na podłogę.

- Cześć! – krzyknęli wszyscy, będąc jeszcze w korytarzu.

- Chłopcy, chyba im przeszkodziliśmy. -  odezwał się Harry, który stanął właśnie w progu i w mgnieniu oka ocenił całą sytuację.

Moje policzki momentalnie zrobiły się krwisto czerwone z zażenowania. Czy on musi być taki?

- Zamknij się Styles. – warknął Louis, jednak w jego głosie dało się wyczuć sympatię.

Louis przytulił mnie mocno od tyłu i pocałował szybko w policzek. Mimo, iż nie widziałam jego twarzy, to wiedziałam, że się uśmiecha. Był szczęśliwy, tak jak i ja. Chociaż do niczego właściwie między nami nie doszło, to oboje wiedzieliśmy, że jestem na dobrej drodze do normalności.

Po chwili do pokoju weszli również Zayn, Niall i Liam. Uśmiechnęłam się do niech nieśmiało, a oni odpowiedzieli mi szerokimi, łobuzerskimi uśmieszkami w ich stylu.

- Bierzemy się do roboty? – spytał Liam.

- Ja najpierw muszę coś zjeść. – jęknął Nialler i skierował się prosto do kuchni.

Kiedy blondasek zniknął za drzwiami kuchni, wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Kochany głodomorek.

 ~~*~~


- Co się dzieje? Przez cały czas zerkasz na telefon. – zagadnęłam Zayn’a, kiedy zrobiliśmy sobie krótką przerwę.

Chłopak westchnął głęboko i schował telefon do kieszeni dżinsów.

- Martwię się o Anę. – wydusił w końcu. – Minęły już dwa dni, odkąd wyleciała do Kalifornii, a jeszcze nie dała znaku życia. Obiecała mi, że zadzwoni, kiedy będzie na miejscu.

- Może rozładował się jej telefon, albo po prostu nie ma czasu. Zayn spokojnie, jest wiele możliwości wytłumaczenia tego. Ana jest rozsądna, nie zrobi przecież nic głupiego. – powiedziałam, łapiąc go za rękę i ściskając ją mocno.

- Wiem, że masz rację, ale… sam nie wiem. – westchnął.

Chciałam już coś powiedzieć, jednak w tym momencie coś mocno stuknęło w drzwi wejściowe. Najwyraźniej było to pukanie, ale trudno to stwierdzić.  Spojrzałam pytająco na Louis’a, lecz on tylko wzruszył ramionami.

- Ja pójdę sprawdzić, kto to. – mruknął Niall, zajadając się kolejną kanapką.

Chłopcy zaczęli coś mówić o jakimś remoncie w sypialni Nate’a, a ja próbowałam za nimi nadążyć. Louis miał naprawdę szalone pomysły. Nathan jest jego oczkiem w głowie i uwielbia go rozpieszczać na różne sposoby. Wiem, że powinnam coś z tym zrobić, jednak nie mam serca.

- Jakiś dzieciak podrzucił to na wycieraczkę. Widziałem tylko jak wsiada do windy. – powiedział Niall, który z powrotem znalazł się w salonie W dłoni trzymał niewielką białą kopertę. – Dziwne. Imię i nazwisko na kopercie jest Zayn’a, ale adres jest wasz. – mruknął patrząc na mnie, a później na Lou.

Zayn momentalnie zerwał się z kanapy i wręcz wyrwał kopertę z rąk blondaska. Szybko ją otworzył i wyciągnął z niej pomiętą kartkę. Patrzyłam, jak przebiega wzrokiem po kartce i z każdą linijką, jego oczy robią się coraz większe i w ich kącikach zbierając się słone łzy.

- Nie. – szepnął odciągając wzrok od kartki. – Nie, nie, nie.

Upuścił kartkę na stolik i bez słowa wybiegł z mieszkania. Natychmiast porwałam kartkę i zaczęłam czytać. Już po pierwszym słowie wiedziałam, kto to napisał.


Zayn,

Nie wiem, od czego mam zacząć. Nigdy nie umiałam pisać normalnych listów, a co dopiero takich. Wiem, że to jak postępuję, jest niewybaczalne, ale uwierz mi, ja nie potrafiłam postąpić inaczej. Jestem zwykłym tchórzem.

Pamiętasz „imprezę pożegnalną”, którą urządziliśmy, gdy Louis kupił mieszkanie dla siebie, Sary i Nate’a? Wtedy zadzwoniła do mnie moja mama. Powiedziałam wam, że muszę polecieć do niej do Kalifornii na tydzień, ale to nie jest prawda. Nie poleciałam na tydzień, tylko na stałe.

Rodzice za moimi plecami uzgodnili, że przeprowadzę się do mamy, gdyż nie podoba im się towarzystwo, w jakim się obracam. Nagle, po tylu latach zaczęło ich interesować moje życie.

Proszę uwierz mi, że ja tego nie chciałam. Do ostatniego dnia, walczyłam o to, by zostać w Londynie z wami… z tobą. To tak strasznie boli. Świadomość, że już was nie zobaczę.

Przepraszam, że robię to w ten sposób. Że mówię to wszystko poprzez list. Nienawidzę pożegnań. Choć, można powiedzieć, że nasza wspólna noc, to było moje pożegnanie z tobą.

Wiem, że to wszystko, co teraz piszę jest bez ładu, składu i w ogóle nie ma sensu. Nie potrafię teraz opisać wszystkiego, co czuję, tak, abyś zrozumiał, co chcę ci przekazać.

Przepraszam, Zayn. Przepraszam za wszystko, co zrobiłam. Wiedz, że cię kocham i cholernie żałuję tego, że już nigdy więcej cię nie zobaczę. Mam nadzieję, że kiedyś będziesz w stanie mi to wybaczyć, że ja sama będę w stanie wybaczyć sobie to, że tak bardzo cię krzywdzę. Jeszcze raz przepraszam.

Twoja Ana


- Harry zatrzymaj Zayn’a, zanim zrobi coś głupiego. – szepnęłam. Harry spojrzał na mnie dziwnie. – Idź! Szybko!

Chłopak bez słowa wybiegł z mieszkania, za co byłam mu wdzięczna. Opadłam na kanapę, a Louis wyciągnął z mojej dłoni kartkę. Całą trójką zaczęli czytać, a po chwili przekrzykiwali się jak małe dzieci. Ja jednak ich nie słuchałam. Przez cały czas analizowałam chaotyczny list przyjaciółki. Jak na razie, jedyną rzeczą, jaką rozumiałam było to, że Ana już nie wróci i to sprawiało, że miałam ochotę zwymiotować. 


_______________________________
Wiem, że ten rozdział jest strasznie poplątany, ale nie wiedziałam jak go inaczej napisać.
Przepraszam, że tak długo go pisałam, ale mam nadzieję, że chociaż warto było tyle czekać. 
Mam dla was informację. Pojawiła się nowa notka na my-life-is-suck.blogspot.com Bardzo bym liczyła na waszą opinię, gdyż wiele ona dla mnie znaczy. 
Zapraszam również na http://but-everything-you-do-is-magic.blogspot.com/
Pozdrawiam
@Twinkleineye 

11 komentarzy:

  1. Oczywiście, że warto było czekać! Kocham to opowiadanie i z niecierpliwością czekam na następny rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to opowiadanie! Tak świetnie piszesz...*.* nie mogę się doczekać następnego rozdziału! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ooo boze kocham cie ....
    co za rozdział...
    jezu tak mi smutno z Powodu Zayna ;/
    mam nadzieje ze znowu bedą razem :)
    oni są razem nie zerwali :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to się tylko modlę, by sen Any nie okazał się prawdziwy.. Zayn na pewno czegoś takiego by jej nie zrobił.. Mam nadzieję, że kiedy Zayn tak szybko wybiegł, wpadł na pomysł by pojechać do swojej dziewczyny bez względu na wszystko. On musi się tam pokazać i pogadać z nią i jej matką, że Ana musi do nich wrócić. I nie tylko chodzi mi o samego Zayna, ale też Sarę. Dziewczyna musi mieć swoją przyjaciółkę przy sobie.
    Oczywiście, że warto było czekać i oczywiście, że Ci wybaczam! ;** Jakbym miała i rok czekać na kolejny Twój rozdział, to bym czekała i na pewno nie byłabym zła na Ciebie :);*
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału kochana! ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. owszem rozdział chaotyczny ale nie jest źle. Podoba mi sie jest akcja a ja to lubię :)
    czekam na roztrzygnięcie tego. ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. hej! Piszę imaginy i One Direction. Zajrzyj może ci się spodoba ;)
    http://imaginy-z-1d-olcik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny *____* Zapraszam też na --> http://totaleclipseoftheheartangel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. ile można czeka napisz cos wrescie i nierob mi wiecej tego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. długo można czekać, przepraszam ale ja też mam życie

      Usuń
  9. Spam!
    http://story-about-larry-stylinson.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń