Starsza pani,
która siedziała obok mnie, przez cały nasz lot, próbowała mnie uspokoić. Byłam
jej za to cholernie wdzięczna, bo rozmowa z nią, przynajmniej na chwilę
odwracała moją uwagę od tego całego bałaganu.
-Myślałam, że
wszystko będzie już dobrze, ale moi rodzice musieli się wtrącić. – mruknęłam
wycierając wierzchem dłoni mokre policzki. -
to wszystko tylko, dlatego, że uważają, iż mój chłopak ma na mnie zły
wpływ.
- Jestem
pewna, że twoi rodzice nie zrobili tego specjalnie. – powiedziała June, bo tak
miała na imię ta kobieta, ściskając moją dłoń. – Nie może im chodzić tylko o
twojego chłopaka. Oni się o ciebie martwią i próbują cię chronić. Nie miej im
tego za złe. Tak postępują rodzice. Znam się na tym, bo sama jestem matką.
Jednakże mimo to rozumiem twój ból i oburzenie. Twoi rodzice powinni cię
poinformować o twoim wyjeździe i przede wszystkim zapytać, jakie ty masz zdanie
na ten temat.
- To mnie
boli najbardziej. Że tato do ostatniego dnia, miał zamiar mi nic nie mówić. –
szepnęłam. – Nie jestem już małym dzieckiem i mam prawo decydować o swojej
przyszłości. – burknęłam, starając się nie podnosić głosu. – Oszukałam moich
przyjaciół. Powiedziałam im, że wrócę, ale to nie prawda. My już się nie
zobaczymy. A jeśli nawet, jakimś cudem miałabym wrócić do Londynu, to byłoby
okrutne z mojej znowu wkraczać do ich życia, po tym jak ich teraz
potraktowałam. – mówiłam jak w transie. W głowie wciąż miałam twarze
przyjaciół. -Wysłałam im tylko list. Dostaną go pewnie za jakieś dwa dni. Cały
czas wyobrażam sobie ich reakcję. Oni mnie za to znienawidzą.
- Nie mów
tak. Na pewno zrozumieją, dlaczego tak postąpiłaś. – zganiła mnie lekko. – To
twoi przyjaciele i kochają cię. Nie będą mieli do ciebie żadnych pretensji. –
powiedziała z ciepłym uśmiechem. - Ale jeśli naprawdę będzie tak jak mówisz, to
oni wcale nie byli twoimi przyjaciółmi i nie są warci żadnych łez.
Zastanowiłam się
nad słowami June. Może ona ma rację. Jeżeli oni przyjaciele nie będą potrafili
zrozumieć, dlaczego postąpiłam tak, a nie inaczej, to wcale nie byli moimi
przyjaciółmi. Ta myśli była bardzo bolesna.
- Dziękuję. –
szepnęłam nieśmiało.
Kobieta w
odpowiedzi złapała moją dłoń i uścisnęła ją mocno, pokrzepująco. Poczułam
przyjemne ciepło w sercu, które było miłą odmianą, wciągu ostatnich kilku dni.
~~*~~
Wyszłam na
halę przylotów, ściskając mocno w dłoni uchwyt niewielkiej walizki. Za chwilę
miałam zobaczyć mamę, z którą nie widziałam się od bardzo dawna, a także miałam
rozpocząć nowy, gorszy rozdział w swoim życiu.
Mimo iż w
ogromnej hali, było mnóstwo ludzi, ja wciąż czułam się samotna, przytłoczona
tym wszystkim, co dzieje się wokół mnie. Szybko wygnałam przykre myśli i
skupiłam się, na poszukiwaniu rodzicielki.
Po chwili
zobaczyłam ją… w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Mimowolnie zmarszczyłam brwi.
Czyżby znalazła sobie nowego fagasa? Po prostu świetnie.
Kiedy
dostrzegła mnie w tłumie ludzi, uśmiechnęła się szeroko i pomachała do mnie, a
następnie skierowała się w moją stronę, widząc, że ja nie mam najmniejszego
zamiaru się ruszać.
Gdy była
blisko, przyglądnęłam się jej uważnie. Muszę przyznać, że wyglądała naprawdę
świetnie, jak na kobietę w jej wieku. Śliczna, brązowa opalenizna, średniej
długości kręcone, czekoladowe włosy, luźno opadające na ramiona i delikatny
makijaż. Ubrana była w czerwony top na cienkich ramiączkach oraz szorty. To
wszystko razem sprawiało, że wyglądała dużo młodziej.
Mężczyzna,
który jej towarzyszył, na oko był w jej wieku lub niewiele starszy. Był
przystojny, choć nie tak jak ojciec. Był dobrze zbudowany, miał czarne krótkie,
lekko kręcone włosy i był bardzo blady, jak na klimaty Kalifornii. Wyglądał
bardzo sympatycznie, jednak to nie znaczy, że go polubię.
- Ana kotku!
– wykrzyknęła przytulając mnie mocno do siebie. Nie odwzajemniłam uścisku. –
Tak strasznie się cieszę, że tu jesteś!
Nic nie
odpowiedziałam, tylko po prostu czekałam, kiedy mnie puści, a nastąpiło to
szybko, gdyż mama musiała w końcu dostrzec chłód, jaki ode mnie bił. Kiedy
odsunęła się na długość ramion, by spojrzeć mi w oczy, zobaczyłam w jej
własnych tęczówkach smutek i urazę, ale nic mnie to nie obchodziło. Nie teraz, nie po tym, co zrobili mi z ojcem.
- Kochanie,
to jest Jim. Spotykamy się od niedawna. – powiedziała niepewnie.
Wzruszyłam
tylko ramionami i odwróciłam wzrok, by nie dostrzegli łez, które
niespodziewanie napłynęły mi do oczu. To jest nie fair. Ojciec może być szczęśliwy ze swoją dziewczyną, matka z tym
całym Jim’em, a ja? Ja nie mogę być szczęśliwa z Zayn’em?
- Ana. Proszę
porozmawiaj ze mną. Nie odtrącaj mnie. – szepnęła i dotknęła mój policzek.
Gniewnym
gestem odtrąciłam jej dłoń, złapałam walizkę i ruszyłam do wyjścia. Pierdoleni
hipokryci! Znaleźli się rodzice od siedmiu boleści! Gdzie byli, kiedy naprawdę
ich potrzebowałam? Ugh! Mam ich po dziurki w nosie!
Gdy wyszłam
na ulicę, uderzyło we mnie gorące powietrze. Musiałam się zatrzymać, by
ściągnąć grubą bluzę, którą miałam na sobie. Minęło dopiero kilka minut odkąd
tu jestem, a już tak cholernie tęsknie za chłodnym klimatem panującym w
Londynie.
Pociągając
nosem, podeszłam do dobrze mi znanego dżipa mamy. Usiadłam na masce samochodu i
przetarłam policzki, które jakimś cudem były mokre, jednocześnie biorąc kilka
drżących oddechów.
- Ana. –
wzdrygnęłam się, słysząc troskliwy głos rodzicielki.
- Mamo
zamknij się. Nie chcę słuchać tego, jak cholernie ci przykro, że to wszystko
dla mojego dobra i że wszystko będzie dobrze. Nic kurwa nie będzie dobrze,
rozumiesz? Razem z ojcem zjebaliście całe moje życie. Nigdy wam tego nie
wybaczę, choćbym miała żyć sto lat. Jesteście pieprzonymi egoistami, nic
więcej. – powiedziałam na jednym wdechu.
Mama,
zaskoczona wciągnęła głośno powietrze, jednakże nie odezwała się już ani
słowem, za co byłam jej wdzięczna. Naprawdę nie chciałam ponownie słyszeć jej
głosu. Ten cały Jim również się nie odezwał, bo w sumie, co miał powiedzieć?
Żebym nie odzywała się tak do matki? Co go to w ogóle obchodzi? Przecież nie
jest moim ojcem.
Kiedy
usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza, podniosłam się na równe nogi i bez
słowa usadowiłam się na tylnej kanapie. Gdy silnik samochodu obudził się do
życia, wygrzebałam z podręcznego plecaczka słuchawki i starałam się skupić na
muzyce, jednocześnie próbując nie uronić kolejnych łez.
~~*~~
Po dojeździe
do niewielkiego domu mamy, od razu poszłam do pokoju, w którym zawsze sypiam,
kiedy jestem u niej i zamknęłam się za klucz. Nie miałam najmniejszej ochoty
rozmawiać ani z mamą ani z tym jej fagasem. Chciałam w końcu móc się w spokoju
wypłakać, dać upust targającym mną emocjom.
Bardzo
potrzebowałam tej chwili samotności. Zostać chwilę sam na sam ze swoimi
myślami. Nie, wcale nie poczułam się lepiej, po tym, jak się wypłakałam. Byłam
wykończona lotem, kłótnią z mamą i płaczem, a także czułam się potwornie
przytłoczona tym wszystkim. Nie wiem, jak długo tak pociągnę.
~~*~~
Trzęsąc się
ze strachu jak galareta, delikatnie zapukałam do drzwi, a następnie cofnęłam
się o jeden krok. W całkowitym skupieniu nasłuchiwałam jakichś szmerów po
drugiej stronie. Z nerwów zaczęłam przygryzać wargę, aż poczułam metaliczny
smak w ustach.
Po chwili
usłyszałam charakterystyczne szuranie butów o podłogę. Przełknęłam głośno ślinę
i w myślach zmówiłam modlitwę. Tak strasznie się bałam, nie wiedziałam, jak
zareagują.
Nagle drzwi
uchyliły się lekko, a kilka sekund później całkiem się otworzyły. Moje serce
zamarło w nieprzyjemnym oczekiwaniu, gdy ujrzałam przed sobą Zayn’a.
Mulat
ogromnie się zdziwił, kiedy mnie zobaczył. To oczywiste, że nie spodziewał się
mnie zobaczyć. Nie miałam mu tego za złe, to było by co najmniej głupie z mojej
strony.
- Cześć Zayn.
– odezwałam się dziwnie zachrypniętym głosem.
- Ana? –
mruknął z niedowierzaniem, a ja skinęłam głową. – Co ty tu u licha robisz? –
spytał z wahaniem.
Otworzyłam
usta, żeby odpowiedzieć, jednak szybko je zamknęłam, gdy moich uszu doszedł
szum głosów, zbliżających się do nas.
- Zayn kotek,
kto przyszedł? – zadrżałam, rozpoznając ten głos.
W tym
momencie do pleców Zayn’a przylgnęła dziewczyna o różowych włosach, w której od
razu rozpoznałam Perrie. Z przykrością muszę powiedzieć, że wyglądała naprawdę
świetnie.
Za dziewczyną
zobaczyłam również, Niall’a i Harry’ego, a także Liam’a i Danielle. Nigdzie jednak
nie dostrzegłam ani Sary ani Louis’a. Poczułam się przytłoczona ich czujnymi,
zdziwionymi spojrzeniami.
- Czego tu
szukasz? – odezwała się lodowatym głosem Perrie. – Mało szkód już
narobiłaś? Nikt cię tu nie potrzebuje. –
warknęła.
Nie
potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Byłam zaskoczona tym, co
powiedziała dziewczyna, a także tym, że nikt nie próbował zaprzeczać jej
słowom. Oni mnie tu nie chcieli.
Po chwili
dotarło do mnie również coś, co przeoczyłam chwilę temu. Perrie przytulała się
do Zayn’a, a on nie protestował. Oni byli razem. Zalała mnie nagła fala bólu,
nad którą nie potrafiłam zapanować.
- Tak, dobrze
myślisz. – burknęła Perrie, jednocześnie zaborczo dotykając brzucha Mulata.
- Zayn ja… ja
przepraszam. Przepraszam was wszystkich. Nie chciałam tego, nie chciałam was
zostawiać. Bałam się wam o wszystkim powiedzieć. Tak strasznie tego żałuję. –
powiedziałam zduszonym głosem.
- Wynoś się
stąd Ana. Wszyscy wiele przez ciebie wycierpieliśmy. Chyba już wystarczy, nie
uważasz? – odezwał się chłopak.
Ze łzami w
oczach spojrzałam na resztę, jednak oni nic nie powiedzieli. Odwracali tylko
wzrok, żeby na mnie nie patrzeć. To bolało, tak bardzo bolało.
-
Przepraszam. – szepnęłam.
Odwróciłam
się na pięcie i pobiegłam przed siebie, oślepiona słonymi kroplami. Kiedy
chciałam przebiec na drugą stronę ulicy, usłyszałam dźwięk klaksonu, jednak
było już za późno. Nic nie mogłam teraz zrobić.
~~*~~
Obudziłam się
gwałtownie, zalana zimnym potem i łzami, które wciąż niczym z wodospadu,
spływały po moich policzkach. Szlochałam głośno, jednocześnie próbując zaczerpnąć
tchu. Na zewnątrz panowała już całkowita ciemność.
Ten sen, mój
sen. On był… był tak potwornie realistyczny. Czułam się tak, jakby to wszystko
naprawdę się wydarzyło. Wciąż czułam ten ból w sercu, który towarzyszył mi we
śnie.
„Wynoś się stąd Ana. Wszyscy wiele przez
ciebie wycierpieliśmy. Chyba już wystarczy, nie uważasz?”
Słysząc w
głowie głos Zayn’a ze snu, zaczęłam szlochać jeszcze głośniej.
W tym śnie
były zawarte wszystko moje lęki, o których bałam się nawet pomyśleć. Co jeśli,
za jakiś czas wrócę do Londynu, jednak na miejscu okaże się, że tak naprawdę
nie mam już, do czego wracać? Co jeśli moi przyjaciele znienawidzą mnie za to,
co zrobiłam? Tak bardzo, bardzo się tego boję. Dlaczego to wszystko musi się
dziać akurat teraz?
~~*~~
Siedziałam na
łóżku z laptopem na kolanach i oglądałam na youtube filmiki z koncertu chłopców
w Londynie, który odbył się w dniu, w którym ja poleciałam do Laguny.
Łzy
strumieniami spływały po moich policzkach na widok uśmiechniętych, znajomych
mordek. Byli tacy weseli i radośni. Skakali, krzyczeli i śpiewali najlepiej jak
tylko potrafią. Duma rozpierała mnie jak jeszcze nigdy.
Na moim sercu
zacisnęła się lodowata pięść, kiedy uświadomiłam sobie, że nie będą już tak
szczęśliwi, kiedy w końcu dostaną list, który dla nich zostawiłam. Postąpiłam
okropnie, powinnam była powiedzieć im prawdę. Teraz już jest na to za późno.
* * *
- No to
możemy się brać do roboty. – mruknął Louis, zakładając mi na głowę czapkę,
którą zrobił z gazety.
Uśmiechnęłam
się szeroko, kiedy zobaczyłam wesołe ogniki, lśniące w jego błękitnych oczach.
Wyglądał teraz tak młodo i beztrosko, zupełnie jak wtedy, gdy się poznaliśmy.
W tym
momencie byłam niewyobrażanie szczęśliwa. Powoli wszystko wraca do normy.
Dzięki Louis’owi i naszemu synkowi mój stan psychiczny i emocjonalny wraca do
tego, który był przed tym okropnym wydarzeniem. Louis pomaga mi zapomnieć o
James’ie i o tym, co przez niego czuję. Już nie boję się dotyku mojego
narzeczonego. Wciąż gdzieś głęboko we mnie, jest niewielki strach, jednak nie
mam zamiaru się teraz poddawać. Nie, kiedy wszystko jest na dobrej drodze.
Znajdowaliśmy
się teraz w naszym mieszkaniu. Jak wspaniale to brzmi! Tak bardzo się cieszę. W
końcu naprawdę rozpoczęliśmy wspólne życie, mimo iż nie jesteśmy małżeństwem,
ale i to niedługo ma się zmienić. Data naszego ślubu zbliża się wielkimi
krokami i ta myśl wprowadza mnie w stan cudownego uniesienia.
Wspólnie
doszliśmy do wniosku, aby przemalować całe mieszkanie, nadać mu nowy styl, nasz
styl. Wszystko było już przygotowane. Nathan znajdował się u moich rodziców, a
my czekaliśmy na przyjaciół, którzy obiecali, że nam pomogą. Cieszę się, że
zrobimy to razem. W kupie siła, czyż nie?
Z nudów,
wzięłam do ręki pędzel i powoli zaczęłam malować jedną ze ścian. Czułam na
sobie spojrzenie swojego chłopaka, jednak nie odwracałam się. Dobrze
wiedziałam, że lustruje całą moją sylwetkę, odzianą w ogrodniczki, które ledwo
zakrywały moją pupę oraz biały T-shirt na szerokich ramiączkach.
To, że wiem,
jak działam na Louis’a, sprawia, że czuję się dużo pewniej we własnym ciele. A
przede wszystkim czuję się bezpieczna. Wiem, że Louis już nigdy więcej nie
pozwoli żeby, kto ktokolwiek zrobił mi krzywdę.
Poczułam jak
silne ramiona mojego chłopaka, mocno oplatają mnie w talii. Uśmiechnęłam się
pod nosem, kiedy jego usta delikatnie musnęły miejsce za moim uchem. Uwielbiam,
kiedy Louis to robi. Zawsze mam wtedy gęsią skórkę.
- Nawet sobie
nie wyobrażasz, jak słodko teraz wyglądasz. – szepnął.
- Cieszę się,
że ci się podoba. – mruknęłam.
Odwróciłam
się niezdarnie, stanęłam na palcach i czule pocałowałam go w usta. Louis
wciągnął gwałtownie powietrze, dzięki czemu bez problemu mogłam wsunąć język do
jego buzi.
Musiałam
mocno go zdziwić swoim zachowaniem, gdyż ostatnimi czasy, bardzo rzadko
okazywałam mu czułość i to jeszcze w takim stopniu. Od tamtego felernego
wydarzenia, zrobiłam się bardzo powściągliwa, jeśli chodzi o te sprawy. Wiem,
że Louis bardzo się przez to męczył, ale rozumiał to.
Mimo, iż
Louis był zaskoczony, momentalnie pogłębił pocałunek, z uśmiechem przyjmując
moją pieszczotę. Wplotłam palce we włosy chłopaka, tym samym przyciągając jego
głowę bliżej siebie. Tak cudnie smakował, a do tego zapach jego perfum, który
mącił w moich myślach.
Ramiona
chłopaka ciaśniej oplotły się wokół mnie, mocniej przyciskając do jego ciała.
Po chwili jednak zsunęły się w dół, na moje pośladki. Serce zabiło mi mocniej
ze strachu i podniecenia. Nie, nie pozwolę, żeby strach znowu mną zawładnął.
Nagle Louis
złapał mnie pod pośladkami i bez najmniejszego problemu podniósł mnie do góry.
Automatycznie oplotłam nogami jego biodra i mocniej zacisnęłam ramiona na jego
szyi. Byliśmy tak blisko siebie, że miałam wrażenie, iż tworzymy jedną osobę.
Louis przyparł
mnie do ściany, gdy w tym samym czasie, nasze języki toczyły ze sobą agresywną
walkę o dominację. Żadne z nas nie chciało odpuścić. Gdy mój język przesunął się
po podniebieniu chłopaka, jęknął głośno i naparł na mnie jeszcze mocniej.
Po chwili
zorientowałam się, że moja koszulka robi się mokra, czułam, że coś lepkiego
przykleja się do moich pleców. Farba! Momentalnie oderwałam się od ust mojego
chłopaka i pisnęłam na całe gardło.
- Louis!
- Co się
stało? – spytał oddychając ciężko.
- Farba! –
burknęłam ze śmiechem.
- Skoro i tak
już jesteś ubrudzona… - mruknął.
Tym razem to
on mnie pocałował. Chciałam zaprotestować, ale te jego usta… Zamiast tego, po
prostu pogłębiłam pocałunek. Delikatnie postawił mnie z powrotem na podłodze,
jednak nie odsunął się ode mnie. Jego wygłodniała erekcja, leniwie napierała na
moje podbrzusze, sprawiając, że robiło mi się gorąco.
Pragnęłam go
tak samo mocno jak on mnie. Chciałam znowu go poczuć, kochać się z nim,
zapominając o strachu i o lękach, które wciąż gdzieś tam we mnie były, mimo iż
wiedziałam, że Louis nigdy w życiu by mnie nie skrzywdził. On to nie James.
Louis mnie kocha.
Wsunęłam dłoń
pod koszulkę chłopaka i opuszkami palców dotknęłam mięśni na jego brzuchu.
Zadrżał delikatnie, a jego pocałunki stały się namiętniejsze niż kilka sekund
temu.
Kiedy moje
palce dotknęły jego wzwodu, Louis oderwał się od moich ust, a z jego gardła
wydobył się chrapliwy jęk, który dotarł w głąb mojego ciała. Po chwili, z nie
małą namiętnością zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Czułam jego gorący,
urwany oddech na skórze.
Odchyliłam
głowę do tyłu, dając mu lepszy dostęp do szyi. Przez cały czas całując moje
ciało, jego dłonie próbowały ściągnąć moje spodenki, jednak ręce trzęsły się mu
tak bardzo, że szło mu to z trudem.
Gdy w końcu
udało mu się odpiąć guzik i rozsunąć rozporek, jego zręczne palce wsunęły się
pod moje koronkowe majteczki. I właśnie w tym momencie usłyszeliśmy głośny
trzask zamykanych drzwi.
Odepchnęłam
od siebie Louis’a i szybko zaczęłam poprawiać ubranie, a także włosy, które
były bardzo rozczochrane, gdyż czapeczka upadła na podłogę.
- Cześć! –
krzyknęli wszyscy, będąc jeszcze w korytarzu.
- Chłopcy,
chyba im przeszkodziliśmy. - odezwał się
Harry, który stanął właśnie w progu i w mgnieniu oka ocenił całą sytuację.
Moje policzki
momentalnie zrobiły się krwisto czerwone z zażenowania. Czy on musi być taki?
- Zamknij się
Styles. – warknął Louis, jednak w jego głosie dało się wyczuć sympatię.
Louis
przytulił mnie mocno od tyłu i pocałował szybko w policzek. Mimo, iż nie
widziałam jego twarzy, to wiedziałam, że się uśmiecha. Był szczęśliwy, tak jak
i ja. Chociaż do niczego właściwie między nami nie doszło, to oboje
wiedzieliśmy, że jestem na dobrej drodze do normalności.
Po chwili do
pokoju weszli również Zayn, Niall i Liam. Uśmiechnęłam się do niech nieśmiało,
a oni odpowiedzieli mi szerokimi, łobuzerskimi uśmieszkami w ich stylu.
- Bierzemy
się do roboty? – spytał Liam.
- Ja najpierw
muszę coś zjeść. – jęknął Nialler i skierował się prosto do kuchni.
Kiedy
blondasek zniknął za drzwiami kuchni, wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
Kochany głodomorek.
~~*~~
- Co się
dzieje? Przez cały czas zerkasz na telefon. – zagadnęłam Zayn’a, kiedy
zrobiliśmy sobie krótką przerwę.
Chłopak
westchnął głęboko i schował telefon do kieszeni dżinsów.
- Martwię się
o Anę. – wydusił w końcu. – Minęły już dwa dni, odkąd wyleciała do Kalifornii,
a jeszcze nie dała znaku życia. Obiecała mi, że zadzwoni, kiedy będzie na
miejscu.
- Może rozładował
się jej telefon, albo po prostu nie ma czasu. Zayn spokojnie, jest wiele
możliwości wytłumaczenia tego. Ana jest rozsądna, nie zrobi przecież nic
głupiego. – powiedziałam, łapiąc go za rękę i ściskając ją mocno.
- Wiem, że
masz rację, ale… sam nie wiem. – westchnął.
Chciałam już
coś powiedzieć, jednak w tym momencie coś mocno stuknęło w drzwi wejściowe.
Najwyraźniej było to pukanie, ale trudno to stwierdzić. Spojrzałam pytająco na Louis’a, lecz on tylko
wzruszył ramionami.
- Ja pójdę
sprawdzić, kto to. – mruknął Niall, zajadając się kolejną kanapką.
Chłopcy
zaczęli coś mówić o jakimś remoncie w sypialni Nate’a, a ja próbowałam za nimi
nadążyć. Louis miał naprawdę szalone pomysły. Nathan jest jego oczkiem w głowie
i uwielbia go rozpieszczać na różne sposoby. Wiem, że powinnam coś z tym
zrobić, jednak nie mam serca.
- Jakiś
dzieciak podrzucił to na wycieraczkę. Widziałem tylko jak wsiada do windy. – powiedział
Niall, który z powrotem znalazł się w salonie W dłoni trzymał niewielką białą
kopertę. – Dziwne. Imię i nazwisko na kopercie jest Zayn’a, ale adres jest
wasz. – mruknął patrząc na mnie, a później na Lou.
Zayn
momentalnie zerwał się z kanapy i wręcz wyrwał kopertę z rąk blondaska. Szybko
ją otworzył i wyciągnął z niej pomiętą kartkę. Patrzyłam, jak przebiega
wzrokiem po kartce i z każdą linijką, jego oczy robią się coraz większe i w ich
kącikach zbierając się słone łzy.
- Nie. –
szepnął odciągając wzrok od kartki. – Nie, nie, nie.
Upuścił
kartkę na stolik i bez słowa wybiegł z mieszkania. Natychmiast porwałam kartkę
i zaczęłam czytać. Już po pierwszym słowie wiedziałam, kto to napisał.
Zayn,
Nie wiem, od czego mam zacząć. Nigdy
nie umiałam pisać normalnych listów, a co dopiero takich. Wiem, że to jak
postępuję, jest niewybaczalne, ale uwierz mi, ja nie potrafiłam postąpić
inaczej. Jestem zwykłym tchórzem.
Pamiętasz „imprezę pożegnalną”, którą
urządziliśmy, gdy Louis kupił mieszkanie dla siebie, Sary i Nate’a? Wtedy
zadzwoniła do mnie moja mama. Powiedziałam wam, że muszę polecieć do niej do
Kalifornii na tydzień, ale to nie jest prawda. Nie poleciałam na tydzień, tylko
na stałe.
Rodzice za moimi plecami uzgodnili, że
przeprowadzę się do mamy, gdyż nie podoba im się towarzystwo, w jakim się
obracam. Nagle, po tylu latach zaczęło ich interesować moje życie.
Proszę uwierz mi, że ja tego nie
chciałam. Do ostatniego dnia, walczyłam o to, by zostać w Londynie z wami… z tobą.
To tak strasznie boli. Świadomość, że już was nie zobaczę.
Przepraszam, że robię to w ten sposób.
Że mówię to wszystko poprzez list. Nienawidzę pożegnań. Choć, można powiedzieć,
że nasza wspólna noc, to było moje pożegnanie z tobą.
Wiem, że to wszystko, co teraz piszę
jest bez ładu, składu i w ogóle nie ma sensu. Nie potrafię teraz opisać
wszystkiego, co czuję, tak, abyś zrozumiał, co chcę ci przekazać.
Przepraszam, Zayn. Przepraszam za
wszystko, co zrobiłam. Wiedz, że cię kocham i cholernie żałuję tego, że już
nigdy więcej cię nie zobaczę. Mam nadzieję, że kiedyś będziesz w stanie mi to
wybaczyć, że ja sama będę w stanie wybaczyć sobie to, że tak bardzo cię
krzywdzę. Jeszcze raz przepraszam.
Twoja Ana
- Harry zatrzymaj
Zayn’a, zanim zrobi coś głupiego. – szepnęłam. Harry spojrzał na mnie dziwnie. –
Idź! Szybko!
Chłopak bez
słowa wybiegł z mieszkania, za co byłam mu wdzięczna. Opadłam na kanapę, a
Louis wyciągnął z mojej dłoni kartkę. Całą trójką zaczęli czytać, a po chwili
przekrzykiwali się jak małe dzieci. Ja jednak ich nie słuchałam. Przez cały czas
analizowałam chaotyczny list przyjaciółki. Jak na razie, jedyną rzeczą, jaką
rozumiałam było to, że Ana już nie wróci i to sprawiało, że miałam ochotę
zwymiotować.
_______________________________
Wiem, że ten rozdział jest strasznie poplątany, ale nie wiedziałam jak go inaczej napisać.
Przepraszam, że tak długo go pisałam, ale mam nadzieję, że chociaż warto było tyle czekać.
Mam dla was informację. Pojawiła się nowa notka na my-life-is-suck.blogspot.com Bardzo bym liczyła na waszą opinię, gdyż wiele ona dla mnie znaczy.
Zapraszam również na http://but-everything-you-do-is-magic.blogspot.com/
Pozdrawiam
@Twinkleineye
Oczywiście, że warto było czekać! Kocham to opowiadanie i z niecierpliwością czekam na następny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie! Tak świetnie piszesz...*.* nie mogę się doczekać następnego rozdziału! ;)
OdpowiedzUsuńooo boze kocham cie ....
OdpowiedzUsuńco za rozdział...
jezu tak mi smutno z Powodu Zayna ;/
mam nadzieje ze znowu bedą razem :)
oni są razem nie zerwali :(
SUPER !!!
OdpowiedzUsuńJa to się tylko modlę, by sen Any nie okazał się prawdziwy.. Zayn na pewno czegoś takiego by jej nie zrobił.. Mam nadzieję, że kiedy Zayn tak szybko wybiegł, wpadł na pomysł by pojechać do swojej dziewczyny bez względu na wszystko. On musi się tam pokazać i pogadać z nią i jej matką, że Ana musi do nich wrócić. I nie tylko chodzi mi o samego Zayna, ale też Sarę. Dziewczyna musi mieć swoją przyjaciółkę przy sobie.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że warto było czekać i oczywiście, że Ci wybaczam! ;** Jakbym miała i rok czekać na kolejny Twój rozdział, to bym czekała i na pewno nie byłabym zła na Ciebie :);*
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału kochana! ;**
owszem rozdział chaotyczny ale nie jest źle. Podoba mi sie jest akcja a ja to lubię :)
OdpowiedzUsuńczekam na roztrzygnięcie tego. ♥
hej! Piszę imaginy i One Direction. Zajrzyj może ci się spodoba ;)
OdpowiedzUsuńhttp://imaginy-z-1d-olcik.blogspot.com/
Świetny *____* Zapraszam też na --> http://totaleclipseoftheheartangel.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńile można czeka napisz cos wrescie i nierob mi wiecej tego
OdpowiedzUsuńdługo można czekać, przepraszam ale ja też mam życie
UsuńSpam!
OdpowiedzUsuńhttp://story-about-larry-stylinson.blogspot.com/