Miałem zamiar
skierować się w kierunku domu, gdzie prawdopodobnie mógł pójść Malik, lecz
zatrzymałem się gwałtownie, marszcząc brwi ze zdezorientowania i złości.
Niby u licha,
dla czego ja mam szukać Malika? Dlaczego akurat mnie Sara wysłała? Czemu nie Niall’a
albo Liam’a? Przecież dobrze wie, że mamy ze sobą kosę. Ten sukinsyn ukradł mi
dziewczynę i nie wiele mnie teraz obchodzi to, co się z nim dzieje.
Tak w ogóle,
to, co znajdowało się w tym liście, że i Sara i Malik byli tacy zdenerwowani?
Cóż, w każdym razie, nie było to nic przyjemnego, w przeciwnym razie, nie
byliby tacy zdenerwowani.
Chciałem już
zawrócić do mieszkania, jednak zatrzymałem się z ręką na klamce. Nie, nie mogę
tak po prostu tam wrócić. Z jakiegoś powodu, Zayn potrzebuje wsparcia i Sara
uznała, że to ja będę umiał mu je dać. Nie ważne, co działo się między nami,
Zayn wciąż jest moim przyjacielem i nie mogę go tak zostawić.
Nie myśląc
już więcej, puściłem się biegiem prosto w stronę domu. Jakiś cichy głosik w mojej głowie mówił mi,
że to właśnie tam skierował się Malik. Pytanie tylko, po co? Obym tylko zdołał
go powstrzymać przed zrobieniem jakiegoś głupstwa.
Kiedy w
ekspresowym tempie dobiegłem do domu, zobaczyłem, że drzwi były lekko uchylone.
Mimowolnie w duchu odetchnąłem głęboko. Uchylone drzwi świadczyły o tym, że
Zayn naprawdę tam jest.
Niepewnie
wszedłem do środka i zmarszczyłem brwi, widząc porozrzucane na podłodze w
korytarzu i nie tylko, różnego rodzaju rzeczy, które wcześniej znajdowały się w
szufladach czy szafkach. To wszystko wyglądało tak, jakby Malik w pośpiechu,
szukał tam czegoś.
Szedłem
powoli przez cały dom, jednak nigdzie nie widziałem Zayn’a. Dopiero po chwili
do moich uszu doszedł jakiś hałas, który dobiegał z piętra. Szybko wspiąłem się
po schodach i skierowałem się do sypialni Malika.
Gdy stanąłem
w progu pokoju, zobaczyłem zdenerwowanego Zayn’a, który krążył po pomieszczeniu
z komórką przy uchu, jednocześnie przez cały czas wrzucając coś do walizki,
która leżała na jego łóżku. Zachowywał się, jak w jakimś amoku.
- Zayn, co ty
robisz? – spytałem podchodząc bliżej.
Chyba nawet
mnie nie usłyszał, a jeśli nawet, to całkowicie mnie zignorował. Wciąż tylko
nerwowo pakował swoje rzeczy i mruczał coś do telefonu.
- Błagam
odbierz. Nie rób mi tego, proszę. – usłyszałem jego zduszony głos.
Po chwili się
rozłączył i spróbował jeszcze raz.
- Zayn! –
krzyknąłem.
Podskoczył
przestraszony i spojrzał na mnie wielkimi oczami, w których od razu można było
zobaczyć łzy. Pomimo, iż byłem na niego naprawdę wściekły, w tym momencie,
naprawdę mu współczułem, choć nie znałem powodów jego dziwnego zachowania.
- Co się
dzieje? Dlaczego się pakujesz?
- Muszę ją
znaleźć i sprowadzić z powrotem do Londynu. – szepnął.
- Co? O czym
ty mówisz? – spytałem zdziwiony. – Kogo sprowadzić?
- Anę.
- Jak to?
Przecież Ana poleciała do swojej mamy i pewnie wróci na początku przyszłego
tygodnia. – mruknąłem nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
Zayn pokręcił
tylko głową i wrócił do pakowania, mamrocząc pod nosem, że nic nie rozumiem.
Powoli zaczynał działać mi na nerwy. Jest dla mnie jak brat, ale przysięgam, że
czasami mam ochotę go zabić. Właśnie teraz jest ten moment.
Złapałem go
mocno za ramię i odwróciłem twarzą do siebie, jednocześnie drugą ręką
zatrzasnąłem jego walizkę. Spojrzał na mnie, wściekle mrużąc oczy.
- Czego nie
rozumiem? – warknąłem. – Co było w tym pieprzonym liście?
- Ana nie
wróci! – wrzasnął. – Zostaje w Kalifornii, bo tak chcą jej rodzice! Firma jej
ojca podupada i będzie musiał sprzedać dom. Potajemnie ustalił z matką Any, że
ta przeprowadzi się do niej. – mówił podniesionym głosem. - Muszę ją sprowadzić
z powrotem! Ona nie może mnie zostawić! Nie teraz! Potrzebuję jej! Ana jest dla
mnie wszystkim – zakończył szeptem.
Poczułem, jak
moje ciało przeszywa dziwny ból, na dźwięk słów Zayn’a. On ją kocha, to widać
na kilometr. Kocha ją tak, jak ja kochałem ją na początku naszego związku.
Lekko
zawstydzony spuściłem wzrok i przez krótką chwilę, udając zainteresowanie,
przyglądałem się swoim butom. Czułem się źle również, dlatego, że mnie wciąż
zależy na Anie i bardzo chciałbym ją odzyskać.
- Co niby
chcesz teraz zrobić? Polecieć do Kalifornii? – spytałem. – Przecież nawet nie
znasz adresu jej mamy. Nawet Sara go nie zna. – burknąłem. – Zayn to nie jest
dobry pomysł. Nawet nie wiemy, czy ten list naprawdę coś znaczy. Może ona
wróci. Nie możemy tracić nadziei.
- Harry ja
nie chcę czekać. – szepnął siadając na łóżku. – Nie wytrzymam tej niepewności.
Usiadłem obok
niego i poklepałem go po ramieniu. Zayn pokręcił głową, a następnie przeczesał
włosy palcami, przy tym ciągnąc za ich końcówki. Nie wiedziałem, co mam mu
powiedzieć. Nie potrafiłem go pocieszyć. Cóż, ale najwyraźniej sama moja
obecność dodawała mu otuchy.
Postanowiłem
po prostu siedzieć obok niego, przy okazji wciąż pilnując, żeby nie zrealizował
swoich głupich pomysłów. Co on sobie w ogóle myślał? Że poleci do Kalifornii i
„uratuje” Anę, jak jakiś książę z bajki?
Skąd w ogóle ma pewność, że Ana sama nie chciała wyjechać? Nie wiemy, czy pisała prawdę w tym liście. Może po prostu nie chciała nas ranić? Sam już nie wiem, ale myśl, że Ana mogła nas zostawić, sprawiała mi ból.
Skąd w ogóle ma pewność, że Ana sama nie chciała wyjechać? Nie wiemy, czy pisała prawdę w tym liście. Może po prostu nie chciała nas ranić? Sam już nie wiem, ale myśl, że Ana mogła nas zostawić, sprawiała mi ból.
* * *
Minęły już
niemal dwa tygodnie, odkąd przyleciałam do mamy, do Kalifornii. Przez ten czas,
ani razu nie wyszłam ze „swojego” pokoju. Wciąż leżałam w łóżku otulona puchatą
kołdrą i płakałam w poduszkę. To niesamowite, że w ogóle miałam jeszcze, czym
płakać.
Moja mama
przez cały czas dobijała się do drzwi i krzyczała, tym samym próbując zmusić
mnie, abym wyszła, lecz ja byłam nieugięta. Nie chciałam widzieć ani jej ani
tego faceta, z którym się spotykała. To bolało, świadomość, że ona może być z
kimś, na kim jej zależy, a ja nie. Jestem jakaś gorsza?
Z każdym
dniem robię się coraz słabsza i bardzo senna. Odkąd tu przyleciałam kompletnie
nic nie jadłam, tylko czasami napiłam się trochę wody z kranu, gdyż nie
chciałam schodzić do kuchni. W ogóle
straciłam jakąkolwiek chęć życia. Nie widziałam powodu, by żyć dalej. Bez
Zayn’a i reszty moich przyjaciół byłam nikim.
Całkowicie
straciłam poczucie czasu. Dni i noce, zlewały się w jedno. Minuty były jak
godziny, albo jeszcze gorzej. Czas niemiłosiernie mi się dłużył. Nie
wiedziałam, co mam ze sobą począć.
Czasem grałam
na gitarze Eda, którą dostałam od chłopców na urodziny (nie miałam serca
zostawić jej w Londynie). Niestety tylko czasami, po pięć ewentualnie dziesięć
minut dziennie. Gra budziła we mnie przyjemne wspomnienia, które natomiast
sprawiały mi ogromny, wręcz nie do opisania ból.
W niektórych
momentach w mojej głowie pojawiały się dziwne myśli. A co jeśliby zakończyć to
wszystko? Skończyć z tym bólem, który nigdy mnie nie opuści? Gdybym mnie tu nie
było, wszystkim żyło by się lepiej. Nie musieliby tak cierpieć przez moje zachowanie.
Skrzywdziłam wszystkich, na których mi zależy. Jestem do niczego.
Z drugiej
jednak strony, czy nie cierpieliby bardziej, gdybym zrobiła sobie jakąś
krzywdę? Sama już nie wiem. Nie, nie powinnam tak w ogóle myśleć. Lepiej jest
tak jak teraz. Z czasem wszyscy przyzwyczaimy się do tej sytuacji i może nawet
zapomnimy o bólu. Teraz po prostu trzeba jakoś wytrzymać.
~~`~~
Był późny
poranek, albo może wczesne południe, zależy, z której strony spojrzeć, kiedy
nagle usłyszałam dziwny dźwięk, który zbudził mnie z mojego słabego snu.
Zdezorientowana usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju, jednak niczego
nie dostrzegłam.
Po chwili
moich uszu ponownie doszedł ten dźwięk i od razu zorientowałam się, że
dochodził on zza zamkniętych drzwi. Brzmiało to tak, jakby ktoś próbował się
dostać do środka.
Przestraszona
przełknęłam głośno ślinę i wierzchem dłoni przetarłam policzki oraz oczy.
Całonocny płacz sprawił, że byłam kompletnie wycieńczona i nie miałam w ogóle
siły. Teraz jeszcze to, czymkolwiek owo „to” jest.
Nagle drzwi
otworzyły się na oścież i do pokoju wszedł jakiś obcy, starszy mężczyzna,
ubrany w granatowy kombinezon, z przyczepionymi do pasa narzędziami, a zaraz na
nim wkroczyła moja mama, trzymająca za rękę swojego chłopaka.
- Matko
Święta, Ana! Jak ty wyglądasz, dziecko kochane! – krzyknęła mama, a już w
następnej sekundzie była przy mnie. – Boże jesteś cała blada! I tak strasznie
wychudłaś! Oh skarbie! – uścisnęła mnie mocno, przez cały czas szlochając.
W ogóle nie
rozumiałam, co się wokół mnie dzieje. Czułam się tak, jakbym była gdzieś poza
tym wszystkim, jakbym oglądała te wszystkie wydarzenia z boku. Dziwne uczucie.
- Zaraz
dostaniesz coś do jedzenia. – szepnęła mama głaszcząc mnie po policzku. – Ana,
rozumiem, że jest ci ciężko, ale nie możesz tak robić. To do niczego nie prowadzi. Twoje zachowanie
jest niemądre.
Nie
potrafiłam jej odpowiedzieć. Zamiast tego, zaczęłam po prostu płakać, wtulona w
jej klatkę piersiową. Teraz najbardziej potrzebowałam, choć odrobiny czułości i
zrozumienia. Chciałam, żeby ktoś był przy mnie i mówił mi, że w końcu wszystko
się jakoś ułoży i że ból minie.
* * *
Odwróciłam
delikatnie głowę znad kartonu, słysząc cichy trzask drzwi. Na mojej twarzy pojawił się blady uśmiech,
kiedy zobaczyłam stojącego w progu salonu Louis’a. Chłopak również się
uśmiechnął, ale ten uśmiech nie sięgnął jego oczu. Nadal dało się w nich
zauważyć przygnębienie, które towarzyszyło mu od dnia, kiedy dostaliśmy list od
Any.
Nathan, który
przez cały czas dzielnie pomagał mi, wyciągać książki z kartonów i układał je
razem ze mną na półkach, zerwał się z podłogi i szybko podreptał do swojego
ojca, śmiejąc się przy tym wesoło. Gdyby nie ten mały urwis, wszyscy
pogrążylibyśmy się w tym dziwnym otępieniu.
Louis
podniósł chłopca wysoko w górę, a następnie przytulił go popiersi i pocałował w
czubek głowy. Nathan zaśmiał się radośnie i zaczął ciągnąć ojca za włosy oraz
pocierał nosem o jego nos.
- Jak było na
próbie? – spytałam zerkając na chłopaka.
- Nijak. –
burknął. – Tak źle jeszcze nigdy z nami nie było. W ogóle nie możemy się
skupić. Do tego Paul się strasznie czepia. On niczego nie rozumie. – mruknął.
-
Rozmawialiście z nim na ten temat? Wytłumaczyliście mu sytuację?
-
Próbowaliśmy, ale nie chciał nas słuchać. – westchnął i klapnął na kanapę. –
Powiedział, że nie obchodzą go nasze problemy w związkach czy jakoś tak i kazał
wziąć się w garść. – powiedział
zirytowany.
Podniosłam
się z klęczek i usadowiłam się obok Louis’a, który trzymał Nate’a na kolanach.
Chłopak spojrzał na mnie smutnymi oczami, a następnie objął mnie ramieniem,
jednocześnie wtulając twarz w moje włosy.
- Co z
Zayn’em? – spytałam cicho. – Jak się trzyma?
Louis milczał
przez chwilę, jakby się wahał, czy powinien mówić.
- Kiepsko z
nim. – wymamrotał. – W ogóle się do nas nie odzywa. Nawet z nami nie siedzi.
Jak mamy przerwę, siedzi z boku i wpatruje się w telefon, a właściwie na
zdjęcie Any.
- Tak
strasznie mi go szkoda. – szepnęłam. – Bardzo przeżył wyjazd Any.
Louis
westchnął przeciągle i puścił Nathana, który zaczął się wyrywać. Chłopiec
podreptał do swojego pokoju i już po chwili wrócił ze swoim ukochanym misiem. W
tym czasie mój chłopak położył się na kanapie, układając głowę na moich udach.
Głaskałam go delikatnie po włosach, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Boimy się z
chłopakami, że Zayn będzie chciał odejść z zespołu. – odezwał się Louis nie
spuszczając wzroku z naszego syna. – Jest z nim naprawdę kiepsko. Ten list od
Any kompletnie go załamał, czuje się zdradzony. Nie wiemy już, co robić, żeby
mu pomóc.
- Dajmy mu
jeszcze trochę czasu. Od wyjazdu Any minęły dopiero trzy tygodnie. Na pewno się
jakoś pozbiera. Zayn jest silny. – mruknęłam, właściwie sama nie bardzo wierząc
w to, co mówię.
- Może masz
rację.- wymamrotał zamyślony.
Przez dość
długą chwilę, wspólnie obserwowaliśmy, jak Nathan bawi się swoim misiem. Cieszę
się, że jest on jeszcze taki malutki i nie rozumie tego, co dzieje się wokół
niego.
- Louis. –
zaczęłam powoli. - Chce z tobą porozmawiać na temat ślubu.
- O co
dokładnie ci chodzi? – spytał zainteresowany.
- Myślę, że
powinniśmy przełożyć datę ślubu. – mruknęłam niepewnie. - Ze względu na to, co
się stało.
_____________________________
W końcu udało mi się napisać ten rozdział. Nie jest on najlepszy, ale starałam się jak mogłam.
Opowiadanie powoli ma się ku końcowi, więc wydarzenia przeze mnie zaplanowane, będą działy się w miarę szybko.
To tyle.
Pozdrawiam ;)
@Twinkleineye
Cudowny rozdział xx
OdpowiedzUsuńOooo boze niech ona do niego wroci :(
OdpowiedzUsuńNie, nie, nieeeeeeeeeeeeeeeee! Nie chcę końca! (Wiem, że to nic nie pomoże, ale ja naprawdę, nie chcę byś kończyła to opowiadanie..)
OdpowiedzUsuńKurczę, dlaczego Ana się tak od nich odcięła? Niech się do nich odezwie, zadzwoni, napiszę maila czy coś. Bo inaczej Zayn straci wszystkie zmysły i zwariuje, a do tego zespół może się rozpaść, a tego Ana na pewno by nie chciała. Niech ten Zayn weźmie się w garść i czeka na jakiś odzew od swojej dziewczyny! I niech nie traci nadziei, bo Ana chciała dobrze, tylko jej rodzice są niemądrzy, układając swoje życie na nowo, a jej zabraniając żyć szczęśliwie.
Rozdział mi się podoba! *_* Czekam na next kochana! ;**
Dlaczego chcesz kończyć kolejne opowiadanie? Dziewczyno, błagam, nie rób tego. Przywiązałam się do tych bohaterów :(
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału. Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Doskonale rozumiem pomysł Sary z przeniesieniem daty ślubu. Też bym tak postąpiła. Ana musi wrócić do Londynu. Bez niej Zayn spadnie na samo dno, tak samo jak ona bez niego.
Brak mi słów, bo nie chcę się powtarzać, mówiąc po raz kolejny, że rozdział jest świetny. Każda z zamieszczonych tu notek jest przecudowna i po prostu genialna.
Czekam na następny ;)
Pozdrawiam
Ola :)
Nareszcie dodałaś!(:
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Zayn'a i Any ;((
Mam nadzieję, że wróci do Londynu.
Rozdział cudny !;*
To opowiadanie jest genialne..Nie wiem dlaczego chcesz go skończyć... Bardzo się "wczułam" w tą historię i będzie mi źle kiedy już go nie będzie :)
OdpowiedzUsuńOczywiście rozdział jak zawsze jest udany i nie mogę się doczekać kolejnego :)
wow...świetne..nie wiem co zrobię jak zakończysz to opowiadanie. Ono jest niesamowite..cudowny. *.*
OdpowiedzUsuń