środa, 16 października 2013

I wanna save your heart tonight - Rozdział 31

Harry wpatrywał się w doktora Browna ze zmarszczonymi brwiami, jakby nie do końca pojmował to, co mężczyzna przed chwilą powiedział. Ale ja rozumiałam i ta wiadomość tak bardzo mnie zaszokowała, że z wrażenia aż usiadłam na stołku, tuż obok łóżka Harry’ego. Schowałam twarz w dłoniach i oddychałam głęboko, z całych sił starając się nie wybuchnąć płaczem. Byłoby to najgorszą rzeczą, jaką w takiej chwili można robić.

- Jak długo to może trwać? – spytałam.

- Trudno mi to teraz powiedzieć, musimy zrobić odpowiednie badania. – powiedział doktor Brown. - Paraliż może być chwilowy, a może..

- A może nie. – zakończyłam cicho.

- Nie będę chodził? – wykrztusił Harry, w końcu pojmując, o co chodzi.

Kiedy ktoś w końcu wypowiedział te okrutne słowa na głos, poczułam się jeszcze gorzej. Przez krótką chwilę cieszyłam się, że teraz, kiedy Harry już się obudził, wszystko będzie dobrze. Niestety ktoś na górze chyba za bardzo za nami nie przepada.

- Pójdę poszukać reszty. – mruknęłam niewyraźnie.

Zerwałam się na równe nogi i szybkim krokiem opuściłam salę, czując jak łzy cisną się do moich oczu. Nie chciałam, żeby Harry zobaczył jak płaczę. Chciałam, żeby myślał, iż jestem silna. Miałam nadzieję, że wtedy i on będzie silny. W głębi duszy chciałam w to wierzyć.

Szłam korytarzem, przecierając policzki, aby nikt nie zobaczył moich łez, instynktownie kierując się do szpitalnego bufetu, gdzie powinni być moi przyjaciele. Miałam właśnie popchnąć drzwi, kiedy przeszli przez nie Louis z Sarą, a za nimi człapał Niall, z kanapką z ręce. Liam i Danielle prawdopodobnie pojechali z małym Nathanem do domu.

- Ana? – zdziwił się Louis. – Coś się stało? – spytał przyglądając mi się uważnie.

- Harry się obudził. – powiedziałam drżącym głosem.

Przyjaciele wydali okrzyki radości, uśmiechając się przy tym jak dzieci, które dostały słodycze. Po chwili jednak zamilkli, kiedy zdali sobie sprawę, że ja nie cieszę się razem z nimi.

- Dlaczego się nie cieszysz? Czegoś nam nie mówisz? – odezwała się Sara.

Otworzyłam usta, jednak od razu je zamknęłam, nie wiedząc jak mam powiedzieć o tym, co się stało. Zagryzłam wargi, starając się nie wybuchnąć.

- Harry nie będzie mógł chodzić. – wydusiłam z trudem. – Stracił czucie w nogach.

Cała trójka spojrzała po sobie zszokowana. Niall z wrażenia aż wypuścił kanapkę, a ta rozleciała się u jego stóp, plamiąc jego nowe białe buty. Objęłam się ciasno ramionami, niespodziewanie czując przeszywające mnie zimno.

Louis potarł dłonią czoło, jakby odczuwał ból. Sara również wyglądała na przygnębioną. Cała radość, jaka przed momentem się tutaj pojawiła, teraz zniknęła i wątpię, że szybko miała się pojawić.

Nie zwlekając dłużej wszyscy poszliśmy z powrotem do sali Harry’ego, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej na temat stanu zdrowia naszego przyjaciela. W głębi duszy miałam nadzieję, że doktor Brown jednak się myli i gdy wrócimy, z Harry’m wszystko będzie w porządku.

* * *
Leżałem w łóżku zupełnie nieruchomo, wpatrując się dobrze mi już znany biały sufit nade mną. Miałem tego serdecznie dość. Leżałem tu już trzeci dzień, albo trzeci tydzień, jeśli wierzyć w to, co mówią moi przyjaciele i nadal nic nie wiadomo. Jak nie miałem czucia w nogach, tak nadal go nie mam. Zaczynam na serio bać się, że już nigdy nie będę mógł chodzić.

W tym czasie była u mnie również policja, aby spisać moje zeznania z dnia wypadku. Niestety zbyt wiele nie mogłem im na ten temat powiedzieć, bo właściwie, jedyną rzeczą, jaką pamiętałem, było to, że wyszedłem z domu na spacer, a potem mam tylko wyrwę w pamięci, aż do dnia, w którym obudziłem się w szpitalu. Tak, więc śledztwo w tej sprawie wciąż stało w miejscu.

Przez te trzy dni, które tutaj spędziłem, prawie przez cały czas widywałem Anę. Ani razu nie weszła do sali, kiedy widziała, że nie śpię, jednak wciąż czułem jej obecność. Cały czas sprawdzała, czy wszystko jest ze mną w porządku. Za każdym razem czułem w środku przyjemne ciepło. Ona martwiła się o mnie. To było wspaniałe uczucie.

Jednak z drugiej strony, nie do końca rozumiem jej zachowanie. Skoro chce się ze mną przyjaźnić, to dlaczego nie chce przyjść do mnie i pogadać? Louis coś napomknął, że gdy byłem nieprzytomny, to Ana cały czas siedziała przy mnie i że ciężko było zabrać ją do domu, żeby się zdrzemnęła. Czego teraz się boi? Bardzo bym chciał, żeby do mnie przyszła. Strasznie chcę znowu usłyszeć jej głos. Móc ją dotknąć. Pocałować.

Och. Kogo ja kurwa oszukuję? Ona już nigdy mnie nie zechce. Po prostu martwi się o mnie, bo miałem wypadek i teraz nie mogę chodzić. To niczego nie zmienia. Nadal będę sam z naszymi wspólnymi wspomnieniami, które ranią moje serce jak nic innego na świecie.

Zamarłem, słysząc ciche pukanie do drzwi. Gdzieś w środku miałem nadzieję, że to może Ana, jednak ta mała iskierka szybko zgasła, kiedy drzwi otworzyły się i do środka zajrzał Louis.

- Można? – spytał.

-Jasne. – wychrypiałem.

Odchrząknąłem dyskretnie, czując potworne drapanie w gardle. Choćbym nie wiem ile pił, wciąż czuję suchość w gardle, które powoli doprowadza mnie do szału.

Louis delikatnie zatrzasnął za sobą drzwi i usiadł na krześle, tuż obok łóżku. Ucieszyłem się widząc go. Od prawie dwóch godzin leżałem tutaj sam i zaczynałem się już trochę nudzić.

- Jak się czujesz? – spytał przyglądając mi się uważnie.

- Wszystko mnie boli. Te lekarstwa są do kitu. – powiedziałem cicho. – Boże jak ja chcę już wrócić do domu.

- Stary, potrącił cię samochód. – mruknął Louis z politowaniem. - Musisz trochę poleżeć w szpitalu.

- Wiem. – westchnąłem i skrzywiłem się, czując ból w żebrach. – Ana jest tutaj? – spytałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.

- Jest, ale nie licz na to, że tutaj wejdzie. – odparł.

Zamknąłem oczy i znowu westchnąłem. Wiedziałem, że Louis ma rację, jednak nie chciałem tego przyjąć do wiadomości.

- Nie rozumiem. – jęknąłem.

- Czego nie rozumiesz?

- Jej zachowania. – wyjaśniłem. – Chce przyjaźni. Ale nie chce tu przyjść. Dlaczego?

- Może się boi.

- Niby czego? – warknąłem i od razu tego pożałowałem czując drapanie w gardle.

- Posłuchaj Harry. Ana jest w rozsypce, nie wie, co ma robić, jak ma się zachowywać w twojej obecności. Ona wciąż bardzo cię kocha Harry, choć pewnie teraz się do tego nie przyzna. – mówiąc to uśmiechnął się lekko. - Kiedy byłeś nieprzytomny, siedziała u ciebie przez cały czas i mówiła do ciebie, z nadzieją, że ją usłyszysz. Tak było jej łatwiej, niż rozmawiać z tobą twarzą w twarz. Ponoć na weselu trochę się pokłóciliście i to pewnie dlatego.

Mimowolnie na mojej twarzy zakwitł rumieniec, kiedy przypomniałem sobie dzień ślubu Louis’a i Sary. Do dzisiaj bardzo żałuję, że tamtego dnia nie było mi dane po raz kolejny skosztować ust dziewczyny, trzymać ją w ramionach aż do rana. Cholera, tak strasznie za nią tęsknię.

- Daj jej trochę czasu. – kontynuował Louis. – Wiesz… Ana miała wyjechać z powrotem do Laguny, do swojej mamy, która nawiasem mówiąc jest śmiertelnie chora, ale kiedy dowiedziała się o twoim wypadku, z pomocą swojego ojca sprowadziła mamę tutaj, żeby móc być przy tobie.

Zamarłem na słowa Louis’a. Czy to mogła być prawda? Byłem dla Any, aż tak ważny? Przecież to nie możliwe. Ona mnie nie chce, powiedziała mi to prosto w oczy. Och, od tego wszystkiego aż mnie głowa rozbolała.

- Powiedziałbym coś więcej, ale wydaje mi się, że Ana powinna zrobić to sama.- mruknął tajemniczo.

Spojrzałem na Louis’a, wciąż nie będąc w stanie wydusić choćby słowa. Serce waliło mi tak mocno, iż powoli zaczynałem się bać, że ta cała aparatura za moment zacznie pikać.

- Nie wiem, czy mam tyle cierpliwości, aby czekać, aż ona będzie chciała ze mną pogadać. – szepnąłem w końcu.

- Na pewno masz. Wytrzymałeś już tyle, więc jeszcze kilka dni nic nie zmieni.

Patrzyłem na Louis’a, analizując wszystkie jego słowa. Wciąż zastanawiałem się, o czym to Ana sama powinna mi powiedzieć. W głowie miałem już mnóstwo scenariuszy. Niektóre były dobre, a inne nie koniecznie. Zdecydowanie więcej było tych drugich.

Tommo ma rację. Jeżeli chcę coś osiągnąć, dowiedzieć się czegoś, muszę uzbroić się w cierpliwość. I ma rację również, co do tego, że wytrzymałem już tyle. Chociaż nie jestem pewien, czy kilka dni naprawdę niczego nie zmieni.

~~`~~
- Pod koniec tygodnia będzie pan mógł wrócić do domu. – powiedział doktor Brown odkładając moją teczkę na bok. – Będzie pan musiał jednak przyjeżdżać, co drugi dzień na rehabilitacje. Będziemy starać się przywrócić panu czucie w nogach. Raz w tygodniu będziemy również robić panu badania kontrolne.

Pokiwałem delikatnie głową, w duchu ciesząc się jak małe dziecko, że w końcu będę mógł wrócić do domu. Od odzyskania przytomności spędziłem w szpitalu ponad tydzień i był to najgorszy okres w moim życiu, nie licząc tego czasu, gdy rozstałem się z Aną.

-  Jest szansa, że któregoś dnia stanę na nogi? – spytałem cicho patrząc lekarzowi prosto w oczy.

Czułem na sobie spojrzenia moich przyjaciół, jednak starałem się nie zwracać na nich uwagi. Widząc żal i współczucie w ich oczach, mogłem momentalnie się rozkleić, a tak strasznie tego nie chciałem. Próbowałem być silny, ale w takich okolicznościach to było trudne.

- Szansa zawsze jest. – odparł mężczyzna wymijająco.

Powoli skinąłem głową, czując dziwny ból w piersiach. Z jakichś powodów miałem wrażenie, że doktor Brown wcale nie wierzy w to, że jeszcze kiedyś będę chodził. Było to widać w jego oczach. Współczucie, smutek może rozczarowanie. Nie wiem, ale nie podobało mi się to. Ten wzrok odbierał całą moją wiarę.

- Dziękujemy doktorze. – wymamrotała Sara.

Mężczyzna uśmiechnął się blado, a następnie w szybkim tempie opuścił salę.

- Co za buc. – powiedzieliśmy z Louis’em i Liam’em jednocześnie.

- O co wam chodzi? Wydaje się miły. – mruknęła Sara, a Danielle pokiwała głową.

- Nie wiem, z której strony. – burknął Liam. – Patrzyłyście na jego twarz, kiedy mówił?

Cóż, czyli nie tylko ja zauważyłem, że ten koleś wcale nie jest taki milusi, na jakiego wygląda.

- Zachowywał się, jakby łaskę robił czy coś. – mruknął Louis. – Jak mu coś nie pasuje, to można zmienić szpital.

Zaśmiałem się cicho, a następnie jęknąłem głośno. Moi przyjaciele pokręcili głowami z dezaprobatą, ale na ich twarzach widniały delikatne uśmiechy. Cieszę się, że mam takich przyjaciół. Nawet wtedy, kiedy sytuacja jest całkowicie do dupy, oni mimo to robią wszystko, żeby w jakiś sposób rozładować atmosferę, zawsze się uśmiechają i dają nadzieję.

* * *
Niepewnie zapukałam do drzwi sali, w której znajdował się Harry, a następnie z wahaniem otworzyłam je i weszłam do środka. Harry siedział już na wózku, dzięki któremu mógł się, jako tako przemieszczać, tyłem do mnie. Powoli odwrócił się w moją stronę. Na mój widok na jego twarzy pojawił się zaskoczony, a zarazem niepewny uśmiech, który poruszył moje serce.

- Hej. – odezwałam się odczuwając nagłą nieśmiałość.

- Cześć. – wymamrotał patrząc prosto na mnie.

- Jak się czujesz? – spytałam czując się jak kompletna idiotka. Jak on może się czuć? Cholera, on jest sparaliżowany od pasa w dół!

- Cieszę się, że w końcu będę mógł wrócić do domu. – mruknął.

Skinęłam głową i powoli podeszłam bliżej, a następnie usiadłam na brzegu łóżka. Spuściłam głowę i przygryzając wargi zaczęłam bawić się palcami, nie wiedząc, co więcej powiedzieć.

- Przepraszam, że nie przychodziłam wcześniej. – szepnęłam czując, że moje policzki przybierają barwę pomidora.

- Nie mam do ciebie żalu. – powiedział Harry.

Nieśmiało uniosłam głowę, by spojrzeć na chłopaka. Znowu siedział do mnie tyłem i z udawanym zainteresowaniem wyglądał przez okno szpitalne. Wzięłam cichutki wdech i niezdarnie podniosłam się na równe nogi.

- Naprawdę mi przykro Harry. Cały czas mówiłam, że chcę, aby między nami było dobrze, a kiedy ciebie spotkało takie nieszczęście, ja zostawiłam cię, bo... – urwałam. – Bo przestraszyłam się swoich uczuć względem ciebie. – zakończyłam cicho.

- A co, do mnie czujesz? – spytał zerkając na mnie.

Klęknęłam przed nim, opierając dłonie na jego kolanach. Na dłuższy moment zagapił się na moje ręce. Dopiero po chwili przeniósł wzrok na moją twarz. Nieśmiało chwyciłam jego dłoń i uścisnęłam ją serdecznie, żeby i on poczuł bliskość między nami.

- Strasznie mi na tobie zależy Harry. Nie tylko jak na przyjacielu. – szepnęłam ponownie się rumieniąc. – Kiedy dowiedziałam się, że miałeś wypadek, czułam się, jakby cały mój świat się zawalił. Wstyd mi, że dopiero w momencie, kiedy mogłeś zginąć, uświadomiłam sobie, że wciąż… -zamilkłam nie mogąc wykrztusić słowa.

Harry zamknął oczy i odwrócił głowę, splatając swoje palce z moimi. Uścisk jego dłoni był ciepły i silny, dokładnie taki jak pamiętałam, mimo, iż Harry wciąż był bardzo osłabiony.

- Co z Zayn’em? – spytał wciąż na mnie nie patrząc.

- Rozstaliśmy się w zgodzie. – zapewniłam. –Poza tym, on od dawna spotykał się z Perrie. Tak było najlepiej.

Harry milczał, raz po raz biorąc głęboki oddech. Ze zdenerwowania zaczęłam przygryzać wargę. W innym wypadku byłby to paznokcie, ale teraz musiałabym puścić dłoń Harry’ego. Kiedy w końcu na mnie spojrzał, na jego twarzy widniał wyraz determinacji, a w oczach błyszczały łzy. Czułam się zbita z tropu.

- Nie mogę ci tego zrobić. – szepnął chrapliwym głosem.

- Nie rozumiem. – wymamrotałam.

- Nie ma już dla mnie żadnej przyszłości Ana. Pewnie już nigdy więcej nie stanę na nogi. Nawet doktor Brown w to nie wierzy. – burknął z goryczą. - Nie mogę skazać cię na takie życie. Nie chcę, żebyś traciła cenny czas, zajmując się kaleką. Masz szansę na normalne życie. – powiedział z powagą. – Pewnie powiesz, że zachowuję się egoistycznie i że nie biorę pod uwagę twoich uczuć, ale uwierz, któregoś dnia mi podziękujesz. – mruknął i puścił moją dłoń.

Pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć w jego słowa. Miałam ochotę się uszczypnąć, sądząc, że to jest tylko sen i że za moment się wybudzę.

- Jak w ogóle możesz tak myśleć? Nigdy nie byłbyś dla mnie ciężarem. – powiedziałam niewyraźnie. Ledwo hamowałam łzy cisnące się do oczu.

- Teraz tak mówisz, ale szybko zmieniłabyś zdanie. – szepnął. – Dla mnie to też jest trudne. Nawet nie wiesz jak bardzo marzyłem o tym, żeby między nami znowu było dobrze. Ale tak będzie lepiej dla wszystkich.

- Harry..

W tym momencie drzwi od sali otworzyły się i do środka wszedł Louis i Liam, którzy mieli zabrać Harry’eg i jego rzeczy. Chłopcy szybko ocenili całą sytuację.

- To my może lepiej.. – zaczął Louis.

- Nie musicie wychodzić. – mruknął Harry. – Wszystko już sobie wyjaśniliśmy. – wymamrotał nawet na mnie nie patrząc. -  Możemy już się zbierać?

Wstałam, czując na sobie spojrzenia przyjaciół. Odwróciłam się do okna, nie chcąc, aby zobaczyli łzy, które w końcu znalazły upust. Słyszałam, jak chłopcy krzątają się po pomieszczeniu, pakując ostatnie rzeczy.

- Ana, idziesz? – spytał cicho Liam.

- Zaraz do was dołączę. - szepnęłam modląc się w duchu, aby mój głos brzmiał w miarę normalnie.

Chłopak mruknął coś pod nosem, a następnie zamknął drzwi, zostawiając mnie samą. Po chwili z mojego gardła wyrwał się żałosny szloch, a łzy z jeszcze większą siłą zaczęły spływać po mojej twarzy. 


_________________________________
Wiem, że rozdział jest krótki, ale mam wrażenie, że teraz już więcej z siebie nie wykrzesam. 
Prawdopodobie będzie jeszcze jeden rozdział i epilog, ale jeszcze nie wiem.
Ps. Na  http://my-life-is-suck.blogspot.com/ pojawił się pierwszy rozdział drugiej części opowiadania. Zainteresowanych serdecznie zapraszam ;)
To chyba tyle. 
Pozdrawiam
@Twinkleineye  

4 komentarze:

  1. Bardzo szkoda mi Harrego. Mam szczerą nadzieję, że wróci mu czucie w nogach. Mam też jeszcze jedno marzenie, chociaż wiem, że pewnie nigdy się nie spełni. Tak bardzo chciałabym żebyś napisała jeszcze z 3 albo 4 rozdziały. Wiem, że już kończysz to opowiadanie i nic tego nie zmieni, ale chciałabym przeczytać, jak Ana pomaga Harremu i jak jest przy nim gdy ten odzyska czucie... jeżeli odzyska czucie. No nic jakoś zbyt się rozpisałam.
    Pozdrawiam Emilka <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmmm w sumie to powiem Ci, że się cieszę....Harry odmówił jej bycia razem...więc dla Zayna jest znowu szansa!!^^
    Nadal im kibicuję...niech zostaną z Harrym przyjaciółmi czy coš, ale nie parą ;(( już raz ją skrzywdził, uważam, że to bardziej Zayn zasługuje na Anę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ccccooooo? nie błagam nie ;c niech on tak nawet nie myśli... nie nie nie, tylko nie to...

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba sie poryczę :( Biedny Harry..
    Nadal nie wierzę w to,że to juz kniec opowiadania..szkoda :(

    OdpowiedzUsuń