Moi rodzice wciągu
tych kilku dni dogadywali się ze sobą nadzwyczaj dobrze. Pewnie nawet lepiej
niż wtedy, kiedy byli jeszcze małżeństwem. Widok uśmiechów, które sobie
posyłali sprawiał, że ból w moim sercu stawał się bardziej do zniesienia, ale
niestety wcale nie znikał.
Wszystkie
moje noce były nieprzespane, przepełnione morzem łez i cierpienia. Czułam się
zraniona i upokorzona, ale wiedziałam, że zasłużyłam na to. To ja przez cały
ten czas wodziłam Harry’ego za nos, więc teraz nie mam prawa mieć do niego
pretensji. To jednak nie zmienia faktu, że jest mi ogromnie przykro po tym, jak
Harry mnie odrzucił.
Naprawdę mi
bardzo zależy na Harry’m i chciałabym móc znowu z nim być, ale nie mam zamiaru
zmuszać go do niczego. Mimo, iż to potwornie boli, staram się uszanować jego
decyzję, chociaż ani trochę się z nią nie zgadzam.
Nie potrafię
zrozumieć jego toku myślenia. Jak w ogóle mogło mu przyjść do głowy, że przez
jego obecny stan, któregoś dnia mogłabym go zostawić? Wiem, że pewnie byłoby
nam ciężko, ale razem dalibyśmy sobie radę. Kiedyś dawaliśmy.
Od czasu, kiedy
Harry został wypisany ze szpitala, ani razu nie pojawiłam się u chłopców, ani
nawet nie widziałam się z Sarą czy z Danielle. Nie miałam najmniejszej ochoty z
nikim rozmawiać, chociaż już pewnie wszyscy wiedzieli o tym, co wydarzyło się
między mną a Harry’m. Louis i Liam nas widzieli, a jeśli nawet nie wiedzą
wszystkiego, to czemu Harry nie miałby powiedzieć o tym Louis’owi? Są
przyjaciółmi i darzą się zaufaniem.
Leżałam na
łóżku, z twarzą wtuloną w poduszkę. Łzy spływały po moich policzkach dokładnie
tak samo jak od dłuższego czasu, każdego wieczora. Dlaczego tak to jest, że
dopiero wieczorami, kiedy próbujemy zasnąć, nasze myśli szaleją jak dzikie?
Nagle
usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie zdążyłam nawet powiedzieć słowa, kiedy
do środka zajrzała moja mama. Wierzchem dłoni przetarłam twarz i wysiliłam się
na blady uśmiech.
- Cześć
skarbie. – odezwała się i weszła do pokoju, zamykając za sobą drzwi. - Jak się czujesz? – spytała przysiadając na
brzegu łóżka.
- W porządku
mamo. – szepnęłam schrypniętym głosem.
- Płakałaś.
Mimo, że było
to stwierdzenie, a nie pytanie, w odpowiedzi skinęłam głową, czując jak moje
oczy znowu wypełniają się łzami. Po chwili z mojego gardła wydobył się szloch,
nad którym nie mogłam nawet zapanować.
Mama bez
słowa położyła się obok mnie i przytuliła z całej siły, zupełnie tak jak w
czasach, kiedy byłam małą dziewczynką. Wtuliłam się w nią ufnie, czując się w
jej ramionach bezpiecznie.
- Chodzi o
Harryego, prawda? – zapytała. – Wcale nie jest tak dobrze, jak wciąż powtarzasz.
- To tak
strasznie boli mamo. – szepnęłam zdławionym głosem. – Zawaliłam na całej linii i to przez własną
głupotę.
- Nie
kochanie. Po prostu i ty i Harry potrzebujecie trochę czasu. – powiedziała
głaszcząc mnie po głowie. - Zwłaszcza Harry. On się boi i wcale się mu nie
dziwię. Znalazł się w nowe i do tego bardzo trudnej sytuacji. Nie wie, co go
czeka w najbliższej przyszłości. Z jednej strony to miłe, że nie chce, abyś
traciła swój czas, ale z drugiej postąpił niewłaściwie, nie pytając cię nawet o
twoje zdanie. Postawił cię przed faktem dokonanym. Tak już postępują mężczyźni.
Chcą być szlachetni, ale rzadko wynika z tego coś dobrego.
Mimowolnie
zaśmiałam się cicho. Wypowiedź mojej mamy była trochę pokręcona, ale właściwie
poprawiła mi nieco humor. Było mi głupio, że zamiast spędzać czas z mamą, bo
przecież zostało nam go tak niewiele, po raz setny płaczę przez chłopaka.
-
Przepraszam. – wymamrotałam.
- Za co? –
zdziwiła się.
- Jestem
kiepską córką. – szepnęłam.
- Nie. Jesteś
młodą, piękną, mądrą i wrażliwą dziewczyną. Nikt nie może cię winić za to, że
jesteś zakochana i że cierpisz z tego powodu. Też kiedyś byłam w twoim wieku i
rozumiem cię.
- Jak się
czułaś, kiedy ty i tato rozwodziliście się? – spytałam. – I dlaczego w ogóle
się rozwiedliście?
Już od bardzo
dawno nurtowało mnie to pytanie, ale jakoś nigdy nie było okazji ani ja nie
miałam odwagi, żeby o to zapytać.
- Ja i twój
tato nie mogliśmy się dogadać. Wciąż i wciąż kłóciliśmy się. Kiedy ty się
pojawiłaś, próbowaliśmy robić wszystko, żebyś miała normalną rodzinę, ale nie
wyszło. – powiedziała przytulając policzek do mojego czoła. – Jak się czułam? –
zamyśliła się na moment. – Było mi źle. Bardzo kochałam i wciąż kocham twojego
ojca i na początku nie mogłam pogodzić się z tym, że nasze małżeństwo tak
szybko dobiegło końca. Z czasem przywykłam do nowej sytuacji, ale ból w sercu
pozostał do dziś.
Z trudem
przełknęłam ślinę. Przestraszyłam się trochę. Czy i mnie to czeka? Ból w sercu
do końca życia? A co, jeśli nie będę potrafiła pokochać nikogo innego? Jak
będzie wyglądało moje życie? Zostanę starą panną z mnóstwem kotów? Ja nawet nie
lubię kotów!
- Wiesz,
uważam, że nie powinnaś tak szybko się poddawać. - słowa mamy wyrwały mnie z
rozmyśleń. - Może któregoś dnia Harry zmieni zdanie. Nigdy nic nie wiadomo.
Zamiast siedzieć zamknięta w pokoju i rozpaczać, zdecydowanie mogłabyś pójść do
swoich przyjaciół. Pokaż Harry’em, że na serio ci zależy.
Zmarszczyłam
czoło, analizując to, co powiedziała mama. Może faktycznie ma rację? Zamiast
siedzieć w domu i użalać się nad sobą, mogłabym teraz siedzieć u chłopców, albo
mogłabym spotkać się z Sarą i pogadać, tak jak za dawnych lat.
- Chyba masz
rację. – mruknęłam.
- Pewnie, że
mam. – odparła ze śmiechem.
Również się
zaśmiałam, jednocześnie mocniej przytulając się do niej, chcąc bardziej poczuć
jej ciepło.
- Kocham cię
mamo. – szepnęłam.
- Ja ciebie
też myszko.
Resztę
wieczoru spędziłyśmy na rozmawianiu. Odkąd przyjechała, właściwie nie miałam
czasu, żeby normalnie z nią porozmawiać, nawet o głupiej pogodzie. Postanowiłam
to nadrobić i opowiedziałam jej o wszystkim, co wydarzyło się po moim powrocie
do Londynu. Miło było spędzić trochę czasu razem. Nie potrafię sobie
przypomnieć, kiedy ostatni raz siedziałyśmy tylko we dwie i rozmawiałyśmy jak
matka z córką. Trochę przykro, że dopiero teraz, kiedy moja mama zachorowała,
zaczęłyśmy się dogadywać. A może właśnie w tym tkwi sekret? Że w momencie,
kiedy możemy kogoś stracić, wybaczamy mu wszystko i staramy się nadrobić
stracony czas?
~~`~~
- Ana?
Stałam w progu
mieszkania Sary i Louis’a i uśmiechałam się przepraszająco do dziewczyny
stojącej przede mną. Po wczorajszej rozmowie z mamą, postanowiłam w końcu wyjść
z domu i spotkać się ze znajomymi. Nie byłam chyba jeszcze gotowa, by zobaczyć
się z Harry’m czy Zayn’em, więc postanowiłam zacząć od Sary.
- Cześć. –
mruknęłam nieśmiało.
Sara
uśmiechnęła się delikatnie i wpuściła mnie do środka, zamykając za mną drzwi. Usiadłyśmy w salonie na podłodze, obok kanapy,
która zawalona była mnóstwem zabawek. Podciągnęłam nogi pod brodę i objęłam je
ramionami, jednocześnie cały czas patrząc, jak Sara nalewa herbaty do kubka.
- Dziewczyno,
co się z tobą działo przez ten czas? – spytała podając mi naczynie. – Próbowaliśmy się z tobą skontaktować, ale jak widać bezskutecznie.
- Musiałam
trochę ochłonąć. – mruknęłam i wzięłam łyk napoju.
- Chodzi o
Harry’ego, prawda? – powiedziała. – Louis i Liam mówili, że widzieli was w
szpitalu, jak rozmawialiście. Harry ponoć powiedział, że wszystko sobie
wyjaśniliście, więc, o co chodzi?
- Taa,
wyjaśniliśmy sobie. – wymamrotała, z całej siły starając się, aby ani jedna łza
nie spłynęła po moich policzkach.
W tym
momencie przydreptał do nas mały Nathaniel, ściskając w pulchnych rączkach
kartkę papieru, na którym narysowane były kolorowe kółka i jakieś kreski.
- Mamusiu to
dla cie ciebie. – powiedział niewyraźnie. – Podoba ci się?
- Oczywiście
skarbie! – zachwyciła się Sara i pocałowała malca w czoło. – Jest przepiękny. –
uśmiechnęła się z czułością. – Chcesz ciasteczko?
- Tak! –
pisnął chłopiec podskakując wesoło.
Mimowolnie na
mojej twarzy pojawił się uśmiech. Mały Tomlinson wyglądał dokładnie jak jego
ojciec, ubrany w dżinsowe spodenki, koszulkę w paski i białe buciki. Do tego te
rozczochrane włosy, zupełnie jak u Louis’a. Byli do siebie podobni jak dwie
krople wody. Tommo nie mógłby wyprzeć się tego chłopca.
- Idź zrób
jeszcze jedne rysunek, tym razem dla taty, a później oba przyczepimy na
honorowym miejscu. – odezwała się Sara, podając malcu obiecane ciastko.
Nathan skinął
główką i podreptał na drugi koniec salonu, gdzie na podłodze miał rozłożone
kartki i mnóstwo kredek.
- Jak mniemam
honorowe miejsce to lodówka. – mruknęłam z lekkim uśmiechem.
- Tak. –
zaśmiała się dziewczyna. – Ale nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się
cieszy, kiedy tam coś zawiesimy.
- Domyślam
się.
- No, ale nie
zmieniaj tematu. – zganiła mnie. – Rozmawiamy o tobie i Harry’m. Mów, o co chodzi.
Uśmiech
momentalnie zniknął z mojej twarzy, a oczy zaszkliły się od łez. Wzruszyłam
ramionami, chcąc pokazać, że to nic takiego, ale wtedy kilka słonych kropel
spłynęło po moich policzkach.
- Harry nie
chce ze mną być. Uważa, że któregoś dnia i tak bym go zostawiła, bo jest
kaleką. – szepnęłam i zaczęłam szlochać.
- Och Ana!
Sara
przytuliła mnie mocno, przez co prawie upuściłam kubek, który wciąż z całych
sił ściskałam w rękach. Ostrożnie odłożyłam go na bok i wtuliłam się w
przyjaciółkę, szukając pocieszenia.
- Harry to
palant. – burknęła Sara.
- Ale i tak
go kocham. – wymamrotałam niewyraźnie.
- Wiem. – szepnęła. - To widać.
- Zabawne.
Mam wrażenie, że on tego nie widzi.
- Widzi. I on
też bardzo cię kocha, ale boi się.
- Gadasz jak
moja mama. – powiedziałam i roześmiałam się przez łzy.
Dziewczyna zaśmiała się wesoło i odsunęła ode mnie, aby móc
spojrzeć mi w twarz. Wysiliłam się na uśmiech, nie chcąc więcej martwić
przyjaciółkę.
- Hej, chyba
nie zamierzasz mi powiedzieć, że się poddajesz? – spytała podejrzliwie.
Wzruszyłam
ramionami i spuściłam głowę, nie wiedząc, co powiedzieć. Owszem, chyba miałam
zamiar się poddać, jednak teraz, po rozmowie z Sarą zaczynałam się zastanawiać,
czy to dobry pomysł.
- Kochasz
Harry’ego, a on ciebie. Walcz dziewczyno. Nigdy nie jest za późno. –
powiedziała. – Pewnie będzie trudno, bo Harry to uparty dupek, ale to nie jest
niemożliwe. Ja też musiałam walczyć o Louis’a, więc wiem, o czym mówię.
Tutaj
musiałam przyznać jej rację. Sara bardzo długo musiała walczyć o szczęśliwe
życie ze swoim ukochanym. Czasami było jej naprawdę ciężko i nie raz prawie się
poddała, ale my jej pomogliśmy. Wspieraliśmy ją, ich obydwoje. I udało się.
Wynajęli mieszkanie, wzięli wymarzony ślub i teraz żyją razem ze swoim synkiem.
Dlaczego mnie
i Harry’emu ma się nie udać? Wiem, że Harry jest uparty i kiedy coś wbije sobie
do głowy, to ciężko zmusić go do zmiany zdania, ale jeśli pokażę mu, że
naprawdę mi na nim zależy, że chcę z nim być i że nigdy go nie zostawię to może
coś zdziałam.
Jeśli się nad
tym zastanowić, to nie chcę rezygnować z Harry’ego. Chcę z nim być na dobre i
na złe. Chcę go wspierać w tym nieszczęściu, które go spotkało i pomagać mu
przetrwać, dopóki nie odzyska czucia w nogach.
- Wiem, że
masz rację i nie chcę się poddawać, ale i tak się trochę boję. – szepnęłam.
-
Rozumiem. Ja też się bałam, ale ty mnie
wspierałaś, pamiętasz?
- Pamiętam. –
wymamrotałam.
- Ja też będę
cię teraz wspierać. – zapewniła. – I mogę nawet skopać tyłek Harry’emu, jeśli
nadal będzie zgrywał bohatera.
Nie
wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Uściskałam mocno przyjaciółkę, która również
chichotała pod nosem.
- Cieszę się,
że cię mam. – powiedziałam.
- I
wzajemnie.
- Jest ktoś w
domu!? – krzyknęła Sara zamykając za nami drzwi.
Powoli
przeszłam przez korytarz, wcześniej stawiając Nathana za podłodze, gdyż
chłopiec był już bardzo niecierpliwy i śpieszyło mu się, by odszukać swoich
wujków. Kiedy weszłam do salonu w towarzystwie przyjaciółki, z kuchni wyłonił
się Niall z małym łobuzem na rękach. Na mój widok na twarzy blondyna pojawił
się szeroki uśmiech.
- Już
myśleliśmy, że zapomniałaś, gdzie mieszkamy. – powiedział.
- Ze wstydem
muszę przyznać, że próbowałam. – mruknęłam rumieniąc się troszkę.
Usiedliśmy na
kanapie, a Nathan zaczął biegać po całym salonie, zbierając po drodze, co
ciekawsze „zabawki”. Ale ogóle rzecz biorąc był całkiem grzeczny, więc w
spokoju mogliśmy rozmawiać.
- Dlaczego
nie przychodziłaś? – zwrócił się do mnie blondas. – Martwiliśmy się.
- Musiałam
trochę pomyśleć. – wymamrotałam.
- Dość długo
myślałaś. – zauważył.
- Wiem, ale
potrzebowałam tego. – wyznałam. – Teraz już będzie lepiej. Obiecuję.– szepnęłam
zerkając na Sarę.
Chłopak
uśmiechnął się do mnie ciepło, przez co zrobiło mi się jakoś lżej na sercu.
- Chłopcy
mówili, kiedy wrócą? – spytała Sara.
- W sumie niedługo
powinni wrócić. – mruknął Niall.
- A Zayn? –
spytałam głupio. – Chyba nie jest z nimi?
- Poszedł
spotkać się z Perrie.- wyjaśnił chłopak.
Mimowolnie na
mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Odkąd zerwałam z Zayn’em i ogóle
trochę go ochrzaniłam na temat jego zachowania wobec Perrie, chłopak zaczął się
bardziej starać. Przeprosił dziewczynę i wydaje mi się, że znowu są razem, choć
nie jestem tego jeszcze pewna. W każdym razie, spotykają się prawie cały czas.
Często widziałam ich wspólne zdjęcia w Internecie, tak samo jak i moje. Media
wciąż stają na głowie, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o moim rozstaniu z
Zayn’em, jednak żadne z nas nie chce wypowiadać się na ten temat.
- Fajnie, że
się spotykają. – powiedziałam.
- Sam nie
wiem. To straszna jędza.
- Właściwie,
co my o niej wiemy? – zaczęłam się zastanawiać na głos. – Ja wiem tylko tyle,
że jest w zespole i że kiedyś już była dziewczyną Zayn’a.
- Ja też wiem tylko tyle. – bąknęła Sara. –
Dlaczego mówicie, że to jędza?
- Kiedy przez
ten krótki czas była z Zayn’em, cały czas przychodziła na nasze próby,
strasznie się rządziła i w ogóle byłam nie do wytrzymania. Nawet nie wiecie,
jak się cieszyliśmy, kiedy się w końcu rozstali. – westchnął.
- Może się
zmieniła. – wzruszyłam ramionami.
- Oby. –
burknął Niall.
Zaśmiałyśmy
się, na widok zbolałej miny blondasa. No, przecież nie mogło być, aż tak źle.
Ten jeden raz, kiedy z nią rozmawiałam, faktycznie wydawała mi się jędzowata,
ale przecież ludzie się zmieniają. Niall na pewno naginał prawdę.
W tym
momencie drzwi wejściowe trzasnęły i naszych uszu doszedł charakterystyczny
odgłos kroków oraz kół wózka. Serce zabiło mi mocniej, jednak starałam się
zachować neutralny wyraz twarzy.
Już po chwili
w salonie pojawił się Louis, Liam i Harry. Dwaj pierwsi uśmiechnęli się na mój
widok, natomiast Harry znieruchomiał. Wręcz widziałam, jak zastanawia się, czy
nie uciec. Zabolało mnie to i to mocno.
- Cześć. –
wymamrotałam.
- Cześć. –
odparł chłopak.
Czułam, że
wszyscy na nas patrzą, przez co było mi jeszcze gorzej. Do tego z całych sił
musiałam się starać, aby nie zacząć się wiercić pod ich spojrzeniami.
- Wy dwoje
chyba powinniście porozmawiać. – zaproponowała Sara.
- My nie.. –
zaczął Harry.
- Owszem.
Musicie. – burknął Louis. –Zostawimy
was.
Sara i Niall
podnieśli się na równe nogi, a następnie wszyscy jak jeden mąż skierowali się
do kuchni. Louis po drodze zgarnął swojego synka, który zaczął piszczeć z
radości na widok ojca.
- Powodzenia.
– szepnęła Sara, gdy przechodziła obok mnie.
Kiedy
zostaliśmy sami, poczułam się jeszcze bardziej niezręcznie, zwłaszcza po tym,
co ostatnio powiedział mi Harry. Roztarłam ramiona, spoglądając na swoje stopy.
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Co u
ciebie? – uniosłam głowę słysząc niepewny głos Harry’ego.
- W porządku.
– szepnęłam drżącym głosem. – Znowu mieszkam u taty. – powiedziałam nerwowo.
- To
wspaniale. – uśmiechnął się.
Skinęłam
głową i spuściłam wzrok, czując napływające do oczu łzy. Zacisnęłam mocno
powieki i wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić.
- Harry ja…
Przepraszam. – wymamrotałam zerkając na niego. – Zależy mi na tobie i nie chcę
cię stracić. Skoro nie chcesz być ze mną to… to w porządku. Pogodzę się z tym.
Chcę jednak, żebyś pozwolił mi nadal uczestniczyć w swoim życiu, jako
przyjaciółka. Chcę ci pomagać, wspierać cię, po prostu być przy tobie, jak
kiedyś.
Harry
przyglądał mi się uważnie, mrugając szybko powiekami. Przełknęłam ślinę,
czekając na jego odpowiedź. Minęło kilka dobrych minut, zanim ponownie
usłyszałam jego głos.
- Jako przyjaciółka?
– spytał.
- Tak. –
szepnęłam.
Chłopak wahał
się przez chwilę, aż w końcu skinął głową, uśmiechając się słodko. Serce zabiło
mi mocniej na ten widok, jednak musiałam się powstrzymać, przez rzuceniem mu
się na szyję i wycałowaniem go. Zamiast tego, zwyczajnie odwzajemniłam uśmiech.
- Czyli
między nami, wszystko będzie okej? – zapytałam.
- Chyba tak.
- Czy to
naprawdę było takie trudne?
Zaskoczeni
spojrzeliśmy w stronę kuchni, skąd wychylały się głowy naszych przyjaciół. Na
ich twarzach widniały wesołe uśmiechy. Zerknęłam na Harry’ego i po chwili
wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- Mogliśmy to
przewidzieć. – powiedziałam ze śmiechem.
- Nie
mogliście się powstrzymać, co? – burknął Harry.
~~`~~
Mijały
kolejne dni, kolejne dni rehabilitacji Harry’ego. Na początku wszystko wydawało
się być w porządku. Miło było patrzeć, jak w oczach chłopaka błyszczą iskierki
nadziei oraz determinacji. Tak bardzo chciał zobaczyć jakieś efekty tych
działań, że czasami nie chciał nawet kończyć zajęć. Louis i Liam siłą musieli go
stamtąd wyciągać.
Tak jak
obiecałam, przez cały czas byłam przy nim i wspierałam go, kiedy czasami
pojawiały się u niego wątpliwości. Często przez pół nocy siedzieliśmy w salonie
albo w jego pokoju i po prostu rozmawialiśmy. Uwielbiałam te momenty. Móc być
przy nim, czuć jego bliskość, jego zapach, móc patrzeć na jego dobrze znajomą
twarz. Przez pewien czas czuliśmy się skrępowani, bo przecież oboje
wiedzieliśmy, co do siebie czujemy i ciężko było zachowywać się tylko jak
przyjaciele, ale z biegiem czasu przyzwyczailiśmy się do tego.
Po niecałych
dwóch miesiącach, sprawy zaczęły się komplikować. Proste rozmowy przestawały
już działać. Cała nadzieja, jaką miał Harry na to, że któregoś dnia znowu
stanie na nogi, po prostu wygasła. Na rehabilitacje jeździł już tylko dlatego,
że my go do tego wręcz zmuszaliśmy. W innym przypadku, całkiem by to olał.
Do tego
wszystkiego, policja wciąż nie mogła znaleźć sprawcy wypadku, przez który Harry
i my wszyscy musieliśmy tyle wycierpieć. Śledztwo komplikował fakt, że nie było
żadnych świadków, nikt nic nie widział. Niedobrze mi było na samą myśl, że ten
drań, który był za to wszystko odpowiedzialny, nadal był na wolności.
- To nie ma
sensu. – powiedział Harry.
Spojrzeliśmy
na niego nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Siedzieliśmy wszyscy w salonie i
rozmawialiśmy. Za jakieś pół godziny chłopcy mieli jechać z Harrym na kolejne
zajęcia, więc chcieliśmy jakoś rozluźnić atmosferę, ale chyba nam nie wyszło.
- O czym ty
mówisz? – zdziwił się Louis.
- O
rehabilitacji. O moim życiu. O wszystkim! – warknął chłopak, uderzając pięścią
o podłokietnik swojego wózka. – To nic nie daje. Nie ma żadnych efektów.
Tracimy tylko czas.
- To nie
prawda. – zaprotestowałam.
- Och błagam.
Chyba już nawet wy nie wierzycie w to, że znowu będę chodził. – burknął.
- Jak możesz
tak nawet myśleć? – tym razem to ja warknęłam.
Chłopak
pokręcił głową, nawet na nas nie patrząc. W takich momentach jak ten, miałam
ochotę po prostu siąść i płakać, a może raczej ryczeć.
Zanim
którekolwiek z nas zdążyło coś powiedzieć, do salonu wszedł Zayn, w
towarzystwie Perrie. Wszyscy popatrzyli po sobie zdziwieni, a cała złość, która
jeszcze przed paroma sekundami wisiała w powietrzu, gdzieś wyparowała. Mimo, że
minęło już tyle czasu, Zayn ani razu nie przyprowadził Perrie do domu, tak więc
teraz wszyscy byli zdziwieni.
- Cześć. –
jako pierwsza odzyskałam zdolność mówienia.
- Hej. –
wymamrotała speszona Perrie.
Po chwili
wszyscy wymruczeli słowa powitania. Zayn uśmiechnął się do mnie z
wdzięcznością, a ja odwzajemniłam ten gest. Dobrze wiedziałam, że ten chłopak
również potrzebuje trochę wsparcia.
- My chyba
powinniśmy się zbierać. - mruknął Liam,
patrząc na Louis’a i Harry’ego.
- Ja nigdzie
się nie wybieram. – burknął Harry.
- Nie wydurniaj
się. – odezwał się Louis.
- Nie
wydurniam się. Po prostu nie mam zamiaru więcej jeździć na te zasrane
rehabilitacje! – warknął. – Chce wrócić do domu. – dodał ciszej.
- Jesteś w
domu. – mruknął Liam.
- Chce wrócić
do Holmes Chapel. – wyjaśnił.
Zamarłam,
widząc ból, a także determinację w jego oczach. Wiedziałam, że Harry był już w
stu procentach zdecydowany, żeby wyjechać. Ja jednak nie chciałam i nie mogłam pozwolić
mu wyjechać.
- Harry
zastanów się jeszcze. – szepnęłam.
- Przemyślałem
to i chcę wyjechać. – powiedział patrząc mi w oczy. - Dla mnie nie ma już
żadnej przyszłości. Cholera, nawet w takim momencie jak ten, kiedy jestem
wkurzony i chcę być sam, nie mogę wejść po schodach i zamknąć się w pokoju, bez
pomocy któregoś z was. Tak będzie najlepiej. Kiedy wrócę do domu, będę mógł
zapomnieć o tym wszystkim, co się wydarzyło. Albo przynajmniej będę próbował.
Kiedy Harry
mówił, kątem oka spostrzegłam, że Perrie zaczęła nerwowo wygładzać sukienkę.
Zmarszczyłam czoło.
- Perrie,
wszystko okej? – spytałam.
Wszyscy
spojrzeli na nią, przez co dziewczyna wyraźnie zaczęła denerwować się jeszcze
bardziej. Zayn uścisnął jej rękę, chcąc w ten sposób dodać jej otuchy.
- Ja już tak
dłużej nie mogę. – szepnęła.
- To znaczy? –
spytał Louis.
- O czym
mówisz? – dopytywał się Zayn.
- Wiem, kto
spowodował ten wypadek. – wymamrotała wskazując na Harry’ego.
Oczy
wszystkich rozszerzyły się dwukrotnie. Wpatrywaliśmy się w dziewczynę z
rozdziawionymi buziami. Harry wyglądał na najbardziej zaskoczonego. Przez ten
cały czas, kiedy policja poszukiwała jakichś świadków, Perrie wiedziała, kto
potrącił Harry’ego.
- Kto? –
spytaliśmy prawie wszyscy jednocześnie.
- Eleanor.
__________________________________________
No i po długich męczarniach w końcu udało mi się napisać kolejny rozdział. W ogóle wyszedł inaczej, niż planowałam, ale chyba nie jest aż tak źle.
Nie wiem jeszcze, czy będzie jeszcze jeden rozdział, czy już epilog. Jeszcze tego nie przemyślałam.
Chyba tyle, jak narazie.
Ps. Pojawił siędrugi rozdział drugiej części Nathan Knight Story (http://my-life-is-suck.blogspot.com/) Serdecznie zapraszam ;)
Pozdrawiam
@Twinkleineye
Czytając ten rozdział przez cały czas byłam zdenerwowana. Eleanor to świnia. Jak mogła to zrobić Harremu. Nadal mam nadzieję, że Hazza wyzdrowieje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Emilka <3
Jeeeeeeej pod konic tego rozdziału już wiedziałam, że ten wypadek nie hył przypadkowy a koniec rozdziału tylko mnie w tym uświadomił :)
OdpowiedzUsuńWspaniale to rozpisałaś.
Heh...ty wiesz, że ja zawszę będę za tym, żeby Ana była z Zaynem choćby nie wiem co, wię znasz moją opinię XD
Czekaj czekja...właśnie czytam Twoją notkę...CO!?!?!?! Jaki epilog, jak to koniec!?!?!!?!?!?!?!!!? Nie możesz nam tego zrobić, twój blog jest zbyt wspaniały, by go kończyć!;)
Pozdrawiam i życzę dalszej weny;*
zabiję tę sukę... ale rozdział jest świetny xx
OdpowiedzUsuńPopieram @Nicole Shanti, nie możesz nam tego zrobić! Dlaczego zawsze mi to robisz kochana? Kończysz opowiadanie w momencie, kiedy moja ciekawość co do losów bohaterów sięga zenitu. I przestań w końcu narzekać, że Ci rozdziały nie wychodzą! Jak myślisz? Czy gdybyś kiepsko pisała miała byś tylu czytelników? No błagam Cię, dziewczyno!
OdpowiedzUsuńPowtarzam po raz setny KOCHAM TWOJE OPOWIADANIA bez względu na to o czym one są.
Co do tego rozdziału. Wiedziałam, po prostu byłam pewna, że to Eleanor. Muszę się przyznać, że w pierwszej chwili pomyślałam o Zaynie jako o sprawcy, ale, że Ty zawsze kończysz opowiadanie Happyend'em, momentalnie wybiłam sobie ten pomysł z głowy. Akcja jak zwykle świetna. Trzymasz nas w ciągłym napięciu i to właśnie sprawia, że z niecierpliwością czekam na dalszy rozdział.
W takiej sytuacji nie pozostaje mi nic innego jak oczekiwać następnej notki ; )
Pozdrawiam
Ola ;*
ps. Przepraszam, że ostatnio w cale nie komentowałam, ale mam teraz strasznie mało czasu i sporo prywatnych problemów, co z resztą widać po moim blogu XD
jest świetny :)
OdpowiedzUsuńwiedziałam, że to któraś z nich! Harry nie może się poddać... po prostu nie może.
OdpowiedzUsuńa ty nie możesz skończyć tego opowiadania! błagam nie, nie rób nam tego... błagam cię... :(((((((( będę płakać.. :(
Jeju twój blog jest świetny : )
OdpowiedzUsuńCzytam i czytam : *
Nie kończ jeszcze tego opowiadania ;c
ps : chciałabym cię zaprosić na mojego bloga w którym występuje Harry . http://mood-for--love.blogspot.com
Świetny rozdział. Bardzo mi się podoba twój styl pisania :)
OdpowiedzUsuńSuper!;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że skoro już kończysz bloga, to, że chociaż epilog będzie z Zaynem i Aną... Wolę taką parę niż Hazzę z nią.;)
Ale zrobisz jak będziesz chciała. :*