Jak ja mam mu
teraz o tym powiedzieć. Już teraz wystarczająco mocno cierpi, a kiedy się
dowie, że dziewczyna którą kocha najbardziej na świecie, chce od niego odejść..
Aż boję się nawet o tym pomyśleć.
Cholera nie
mogę mu tego powiedzieć! Będzie cierpiał jeszcze bardziej niż teraz. Louis jest
moim przyjacielem, zranię go tym. Ale przecież i tak się o tym dowie. Jak nie
ode mnie, to od Sary. Chyba, że uda mi się ją jednak przekonać, by tego nie
robiła. Ona już podjęła przecież decyzję.
- On tego nie
zniesie. – szepnęłam patrząc w stronę schodów
Nie. Muszę mu
to teraz powiedzieć. Lepiej, żeby dowiedział się o tym teraz ode mnie niż za
kilka dni od Sary. Chociaż może lepiej by było, gdyby dowiedział się o wszystkim
od swojej narzeczonej niż ode mnie. Oh! Już nie wiem co mam robić!
Ponownie
wzięłam kilka głębokich wdechów i powoli skierowałam się na dół, do salonu.
Zatrzymałam się na ostatnim schodku, czując ściskanie w sercu, na widok
czupryny Lou. Od razu przypomniałam sobie tą nadzieję w jego oczach, gdy
obiecałam, że mu pomogę. Nie pomogłam, teraz nawet nie wiem jak.
Pokonałam
ostatni stopień i wtedy deska w podłodze skrzypnęła złowrogo. Cała piątka
odwróciła głowy i spojrzeli na mnie. Mój wzrok od razu skrzyżował się ze
spojrzeniem Louis’a. Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie, z wahaniem.
Chciałam zrobić to samo, ale widząc te iskierki w jego tęczówkach, do oczu
napłynęły mi łzy. Spuściłam wzrok nie mogą dłużej na niego patrzeć.
- Louis.. –
zaczęłam. – Mamy problem..
- Nie. –
szepnął gorączkowo. – Proszę powiedz, że wszystko jest w porządku. – powiedział
szlochając.
Otworzyłam
usta, żeby coś powiedzieć, ale nie mogłam. Natychmiast je zamknęłam i powoli
pokręciłam głową. Oczy chłopaka błysnęły od łez oraz dało się w nich zauważyć
ogromny ból.
Szatyn bez
słowa zerwał się z kanapy i wybiegł z domu, po drodze zwalając ze stoliczka
wazon z kwiatami. Wzdrygnęłam się, gdy szkło z głośnym stukotem rozbiło się na
podłodze, a chwilę później trzasnęły drzwi wejściowe.
- Harry złap
go, zanim zrobi coś naprawdę głupiego. – wydusiłam ze ściśniętym gardłem.
Styles
spojrzał na mnie przelotnie i po chwili również wybiegł z domu. Wiedziałam, że
tylko on przemówi teraz Louis’owi do rozumu. Ta dwójka była najlepszymi przyjaciółmi
i najlepiej się ze sobą dogadywali.
Kiedy drzwi
ponownie trzasnęły, łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Kurwa! Obiecałam,
że mu pomogę, że coś wymyślę i co? Gówno! Jedno wielkie gówno! Zawiodłam!
Zresztą jak zawsze.
Ktoś
przygarnął mnie do siebie, a po zapachu perfum od razu rozpoznałam Zayn’a.
Automatycznie wtuliłam się w jego pierś, szlochając cicho. Chłopak pocałował mnie
w czubek głowy, jednocześnie przez cały czas głaszcząc mnie po plecach,
czekając aż się trochę uspokoję, ale to było naprawdę ciężkie.
- Ana? Co się
tam stało? Co mówiła Sara? – spytał Liam podchodząc do nas.
Wzięłam kilka
głębokich wdechów, które jakimś cudem trochę mnie uspokoiły. Powoli, drżącym
głosem opowiedziałam im co mówiła Sara, kiedy do niej poszłam. Gdy powiedziałam
im, że Sara chce odejść od Lou, chłopcy byli naprawdę zszokowani i chyba nawet
przerażeni. Ja byłam.
- Chciałam
jej przemówić do rozumu, ale ona w ogóle mnie nie słuchała. Podjęła już decyzję
i wątpię, że cokolwiek zmusi ją do zmienienia zdania. – wydusiłam. – Zawiodłam
go. Zawiodłam Louis’a. Obiecałam mu, że porozmawiam z Sarą i zrobię wszystko,
żeby znowu było między nimi dobrze. Teraz nie wiem co mam robić. Źle się z tym
wszystkim czuję.
- Skarbie to
nie jest twoja wina. – mruknął Zayn ściskając mnie mocniej. – Nie masz wpływu
na to co robi Sara. – pokręciłam głową nie zgadzając się z jego słowami.
Chłopak chwycił moją twarz w dłonie i zmusił mnie do spojrzenie sobie w oczy. –
Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Wiesz przecież, że nie zostawimy tak tego.
Niechętnie
pokiwałam głową i ponownie się w niego wtuliłam, chowając twarz w jego szyi.
Może i słowa Zayn’a trochę mnie pocieszyły, jednak wciąż miałam poczucie winy.
Jeśli Sara i Louis się rozstaną, nie daruję sobie tego.
* * *
Zdenerwowana
Perrie krążyła po salonie w apartamencie swojej przyjaciółki. Od trzech dni nie
jadła ani nie spała. Strach pożerał ją od środka. Bała się, że James powie
policji o ich udziale w tym całym zdarzeniu z dziewczyną Louis’a. Była
potwornie zła na Eleanor, że ta wciągnęła ją w to wszystko.
- Perrie do
cholery uspokój się wreszcie! Skoro od trzech dni policja się nie pojawiła, to
znaczy, że James chciał nas nastraszyć. On jest niegroźny. – burknęła Calder
przewracając stronę w książce.
- Uspokoić
się!? Żartujesz sobie!? Ten psychol może nas pogrążyć, a ty mi się każesz
uspokoić!? Jesteś nienormalna! Nie chcę skończyć w więzieniu tylko dlatego, że
nie mogłaś znieść tego, iż Louis jest z tą rudą! – krzyknęła dziewczyna
piskliwym głosem.
- Wypominasz
mi Louis’a, a sama jesteś nie lepsza! Byłaś pewna, że jak mi się uda pozbyć tej
zdziry i znowu będę z Lou, to wtedy pomogę ci zdobyć Zayn’a! Siedzimy w tym
razem, rozumiesz Perrie!?
- Ja mam tego
dość El! – warknęła blondynka. – Nie mogę spać w nocy, bo boję się, że do
mojego mieszkania wpadnie policja! Skąd możesz wiedzieć, że James nas nie
wsypie!? Co z tego, że nie zrobił tego jeszcze, skoro może powiedzieć wszystko
choćby i dzisiaj! – dziewczyna nie mogła się uspokoić.
- James nic
nie powie policji. Wiem to, bo ten burak od dawna się we mnie kocha i nie zrobi
nic, co może mnie skrzywdzić lub pogrążyć. – mruknęła Eleanor stając przed
swoją przyjaciółką. – Nic nam nie grozi. Spokojnie. Naprawdę.
- Obyś miała
rację. – wydusiła dziewczyna mierząc przyjaciółkę zimnym spojrzeniem.
Eleanor z
uśmiechem przytuliła swoją przyjaciółkę. Perrie dalszym ciągu nie była
przekonana co do słów swojej przyjaciółki. Lęk wciąż jej nie opuszczał.
* * *
Usiadłem w
parku pod jakimś drzewem, podciągnąłem nogi pod klatkę piersiową i oparłem
czoło o kolana, a następnie zacząłem płakać. W tym momencie nie obchodziło mnie
to, że gdzieś w pobliżu mogą być paparazzi. Musiałem pobyć choć przez chwilę
sam. Byłem tak zrozpaczony, że miałem ochotę całkowicie wyjechać z Londynu, ale
na szczęście tego nie zrobiłem.
Wiem, że Ana
nie powiedziała dokładnie co się stało, ale ja się tego domyślam. Sara nie
odzywała się do mnie przez trzy dni. Nie pozwoliła mi się dotknąć ani nawet nie
mnie nie patrzyła. Była oschła i zimna nie tylko wobec mnie, ale w ogóle wobec
wszystkich. Nawet dla naszego synka, który przecież nic z tego nie rozumie.
Boję się, że
przez to co James zrobił Sarze, nasz związek może się skończyć. Nie chcę tego.
Sara jest całym moim światem, moim powietrzem. Nie chcę żyć bez niej. Bez Sary
i Nathana jestem nikim. To dzięki nim mam powód by wstawać co rano.
Wiem, że nie
jestem idealnym partnerem dla Sary. Często mnie nie ma w domu przez wywiady,
sesje zdjęciowe i koncerty. Teraz praktycznie sama wychowuje Nate’a. Można
powiedzieć, że zostawiłem ją samą z tym wszystkim. Gdyby nie przyjaźniła się z
Aną, która ciągle jej pomaga, naprawdę była by sama. Ona zasługuje na kogoś
lepszego. Kogoś kto będzie przy niej zawsze, gdy będzie potrzebować wsparcia.
Nagle
usłyszałem, jak ktoś zajmuje miejsce obok mnie, a po chwili doszedł do moich
uszu cichy głos mojego przyjaciela.
- Loueh?
Automatycznie
podniosłem głowę i szybko przetarłem mokre od łez policzki. Nie chciałem, żeby
Harry widział mnie w takim stanie. Zazwyczaj to ja zastaję go w takim stanie i
próbuję mu pomóc, nie na odwrót.
Spojrzałem w
bok, na chłopaka który siedział obok mnie i przyglądał mi się smutnym,
pocieszającym spojrzeniem. Odwróciłem wzrok i przeczesałem włosy palcami. Nie
wiedziałem co robić.
- W porządku?
– odezwał się niepewnie.
- Moja
narzeczona chce ode mnie odejść. Jak myślisz? Jest w porządku? – mruknąłem
zachrypniętym głosem.
-
Przepraszam. – wymamrotał, a ja skinąłem tylko głową. – Dlaczego mówisz, że
Sara chce od ciebie odejść? Przecież Ana nic takiego nie powiedziała. – chłopak
zmarszczył brwi.
- Nie
musiała. Po prostu to wiem. – poczułem jak moje serce zaciska się boleśnie. –
Wystarczyło mi jej spojrzenie i sposób w jaki mówiła. – dodałem.
- Stary,
wiesz że nie zostawimy tak tego. Na pewno da się jeszcze coś zrobić. To się nie
może tak skończyć. – mruknął Hazz.
- Sara jest
najbardziej upartą dziewczyną jaką znam. Kiedy już podejmie decyzję w jakiejś
sprawie, prawie nigdy nie zmienia zdania. – szepnąłem. – Nie chcę jej zmuszać
do tego, żeby ze mną została.
- Pozwolisz
jej odejść, nawet nie walcząc? – zdziwił się chłopak.
- Chcę, żeby
była szczęśliwa, a ja nie potrafię jej dać tego szczęścia na które zasługuje. –
mimo iż bardzo się starałem, pod koniec tego zdania zacząłem szlochać.
- Nie mów
tak. To nie prawda. – warknął Harry. – Nie licząc tych kilku momentów, kiedy
się kłóciliście, byliście najszczęśliwszą parą jaką znam. Jestem pewny, że
chłopcy powiedzą to samo. Louis ty też wiesz, że to prawda, ale teraz jesteś w
szoku po tym co się stało i gadasz głupoty.
Oplotłem
kolana ramionami i oparłem czoło o kolana. W ciszy próbowałem przetrawić to co
powiedział mi Harry. Jesteśmy najszczęśliwszą parą? Nie sądzę. Chciałbym, żeby
to była prawda, ale nie jest. Ciągle się kłócimy, co źle robi naszemu
związkowi. Już raz prawie się rozstaliśmy, ale dzięki Anie wszystko wróciło do
normy, ale Ana nie jest przecież cudotwórcą, teraz już nie będzie dobrze.
- Nie Harry.
Wcale nie jesteśmy najszczęśliwszą parą.
Już raz prawie się rozstaliśmy. Boję się, że teraz już nie przetrwamy. –
burknąłem nie patrząc na niego.
- Wstawaj.
Podniosłem
głowę i spojrzałem na niego zdezorientowany. Chłopak stał przede mną, trzymając
ręce na biodrach, niczym jakaś bojowa dziewczyna w tych wszystkich głupawych
filmach.
- Co?
- Wstawaj. –
powtórzył. – Idziemy do domu i wspólnie spróbujemy rozwiązać tą sytuacje. Nie
będę stał bezczynnie i patrzył jak cierpisz. – warknął i wyciągnął do mnie
dłoń.
Spojrzałem na
jego rękę, potem na jego twarz, a następnie znowu na rękę. Po chwili niepewnie
ją chwyciłem i pozwoliłem mu pomóc mi wstać. Kiedy stanąłem obok niego, Styles
uśmiechnął się do mnie z troską i przytulił mnie mocno. Cieszę się, że mam
takich przyjaciół jak on. Jednakże.. wątpię, że istnieje jakieś wyjście z tej
sytuacji.
* * *
Mimo, że nie spałam
już od dobrej godziny, wciąż leżałam skulona na łóżku, z mocno zaciśniętymi
powiekami, próbując jeszcze zasnąć. Od tego potwornego wydarzenia zaczęłam
cierpieć na bezsenność. W nocy w ogóle nie mogę spać, w głowie wciąż mam twarz
James’a, ten jego wredny, kpiący uśmieszek. Wciąż czuję jego dotyk na swoim
ciele i za każdym razem po kręgosłupie przebiega mi lodowaty dreszcz.
W tym
momencie serce biło mi jak oszalałe oraz potwornie bolał mnie brzuch, a także
głowa i było mi niedobrze. Czułam się tak już od trzech dni. Wszystko przez to
co się wydarzyło. To mnie przerasta. Nie czułam się tak nawet za pierwszym
razem, kiedy zostałam napadnięta. Wtedy tak nie bolało. Bo wtedy
nie siedziałam w swoim domu.
Nie chcę tak
żyć i nie chcę takiego życia dla mojego syna. Nie jesteśmy bezpieczni nawet we
własnym domu. Nie chcę żyć w strachu, że pewnego dnia ktoś skrzywdzi moje
dziecko albo mnie. Jestem za słaba.
Wiem, że
Louis nie jest winny temu co się stało. Nie mógł przewidzieć tego, że James
będzie chciał mnie skrzywdzić. Był pewny, że przez cały czas byli przyjaciółmi,
ale okazało się że jednak nie. Nie winię go, ale nie potrafię teraz na niego
spojrzeć, nie potrafię znieść jego dotyku.
To boli. Bardzo.
Nie zniosę
dłużej tej całej sytuacji. Tego całego chłamu, który wciąż otacza Louis’a. Mam
dość tego, że obcy ludzie wciąż mnie oceniają i wyzywają, kompletnie nic nie
wiedząc na mój temat. Właściwie nie. Mam gdzieś to co myślą o mnie fanki mojego
chłopaka, ale nie mogę patrzeć jak zarzucają mi, że wrobiłam Louis’a w dziecko, że Nathan nie
jest jego synem. To już za dużo. Nie chcę, żeby ktoś później wytykał moje
dziecko palcami i obrażał je. Nie chcę, żeby w przyszłości Nate cierpiał tak
jak teraz ja. Nie zasłużył na to. Po prostu ma sławnego ojca.
Czy chcę od
niego odejść? Tak. Nie. Nie wiem. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Kocham
Louis’a najbardziej na świecie, ale to co się teraz dzieje, to dla mnie
zdecydowanie za dużo. Ja jestem zwykłą dziewczyną, on gwiazdą pop. Co ja sobie
w ogóle wyobrażałam? Że będziemy żyli długo i szczęśliwie? No chyba nie. Jestem
strasznie naiwna.
Pozostaje mi
jedno pytanie. Czy będę potrafiła kłamać mu prosto w oczy? Czy będę potrafiła
mu powiedzieć, że to koniec? Że odchodzę? Czy będę stanie to zrobić, wiedząc
jak bardzo go to zrani? Nigdy nie chciałam zranić Louis’a. Kocham go i nie mogę
patrzeć jak cierpi, bo to również mnie sprawia ból.
Zaczęłam już
pakować swoje rzeczy, ale w trakcie tego czułam się okropnie, nie mogłam..
pomimo tego wszystkiego co się dzieje. Pomimo tego całego bólu jaki odczuwam.
Za bardzo go kocham, żeby to zrobić. Ale ja nie mogę tak dłużej żyć.. nie mogę.
Po raz
kolejny tego dnia, łzy napłynęły do moich oczu i powoli zaczęły spływać po
wciąż opuchniętych policzkach. Z mojego gardła wydobył się mimowolny szloch.
Jestem w rozterce. Nie wiem już co mam robić. Umysł podpowiada mi, że powinnam odejść, ale
serce nie chce słuchać.
Powoli
otworzyłam oczy i zamarłam. Obok mnie nie było Nathana. Podniosłam się
gwałtownie i nerwowo rozejrzałam się po sypialni. Wszystko było tak jak
zostawiłam przed zaśnięciem. Brakowało jedynie mojego synka.
Niewiele
myśląc wstałam z łóżka i wyszłam na korytarz. W domu panowała cisza. Żadnych
szmerów, rozmów, kłótni. Zupełnie nic. Na drżących nogach przeszłam przez pusty
korytarzyk i gdy stanęłam przy schodach usłyszałam coś. Moje serce przeszył
ból, gdy usłyszałam dźwięk pianina. Louis. Od dawna nie grał. Bardzo dawna.
Niepewnie
zaszłam schodami w dół, jednak zatrzymałam się w połowie, kiedy mój wzrok
spotkał Lou. Chłopak siedział lekko przygarbiony, całkowicie pochłonięty tym co
robił. Wstrzymałam oddech, wsłuchując się w smutną, melancholijną muzykę, która
oddawała cały ból, jaki czuł Louis. Jego ból był moim bólem.
Kiedy
skończył, wziął głęboki wdech i zaklął głośno. Nie musiałam widzieć jego
twarzy, żeby wiedzieć że jest zdenerwowany. Chłopak wstał powoli i odwrócił
się, a wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Natychmiast odwróciłam wzrok.
Nie mogłam mu spojrzeć w oczy. To było dla mnie za wiele.
- Hej. –
odezwał się cicho z wahaniem.
- Gdzie jest
Nathan? – spytałam, wciąż na niego nie patrząc
- Chłopcy z
Aną wzięli go na spacer. – mruknął. – Sara możemy porozmawiać? Proszę.
Mimo iż
pokręciłam głową, moje stopy skierowały się w głąb salonu. Usiadłam na kanapie,
podciągnęłam nogi pod klatkę piersiową i objęłam je rękoma. Czułam na sobie
spojrzenie Louis’a, ale bałam się na niego spojrzeć.
Louis kucnął
przede mną i położył dłonie na moich stopach, przez cały czas się we mnie
wpatrując. Zamknęłam oczy, a wtedy w mojej głowie ponownie pojawiła się twarz
James’a. Wzdrygnęłam się, gdyż nagle zrobiło mi się zimno.
- Nie dotykaj
mnie. – szepnęłam. Chłopak zabrał ręce, a ja poczułam dziwną pustkę i ból. – O czym
chcesz porozmawiać? – spytałam z wciąż zamkniętymi oczyma.
- O tobie. O
nas. O James’ie. O tym o się wydarzyło trzy dni temu i.. – powiedział. – O tym,
że chcesz odejść. – to ostatnie powiedział tak cicho, że ledwie go słyszałam.
Otworzyłam
oczy i zobaczyłam, że jego oczy błyszczą od powstrzymywanych łez.
- Skąd o tym
wiesz? – spytałam bez tchu.
Wzruszył
ramionami i spuścił wzrok na swoje palce, którymi się bawił. Serce biło mi jak
oszalałe, a oczy szczypały, gdyż słone łzy chciały wydostać się na zewnątrz.
Cholera nie płacz! Nie teraz!
-
Przepraszam. – wymamrotałam. – Ja już tak dłużej nie mogę. Mam dość tych
wyzwisk, obelg skierowanych do mnie i do naszego syna. On nie jest przecież
niczemu winny. Mam dość tego, że przez cały czas ktoś próbuje nas rozdzielić. Nie
daję sobie rady sama z tym wszystkim co się dzieje. Nie radzę sobie z twoją
sławą. Ciebie prawie nigdy nie ma w domu, a jak jesteś.. Nie chcę obarczać cię
tym wszystkim kiedy jesteś taki szczęśliwy. A teraz jeszcze James.. – wydusiłam, a po
moich policzkach niespodziewanie zaczęły płynąć łzy. – Nie chcę, Żeby Nathan
wychowywał się w takim otoczeniu. Nie mogę go narażać na niebezpieczeństwo.
Boję się, że któregoś dnia jakaś wasza szurnięta fanka nas napadnie i zrobi mu
krzywdę. Ja.. ja tak już nie mogę. Kiedyś sobie z tym radziłam, ale już nie.
Jestem za słaba. Tak strasznie cię przepraszam. Nie chcę tego, ale to wydaje mi
się jedynym rozwiązaniem tej sytuacji. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
Kiedy
skończyłam swoją ”mowę” zaczęłam cicho szlochać. Zrobiłam to. Powiedziała mu. Wcale
nie czuję się lepiej i wcale nie uważam, że jest to jedyne wyjście z sytuacji. Na
pewno da się jeszcze coś zrobić, ale ja już nie mam siły walczyć. To dla mnie
zdecydowanie za dużo.
- Nie będę
cie zatrzymywał i przekonywał. – odezwał się Louis zadziwiająco opanowanym
tonem. – Chcę, żebyście ty i Nathan byli szczęśliwi i bezpieczni. Mnie nigdy
nie ma, przez koncerty i wywiady. Nie potrafię wam dać tego na co zasługujecie.
Też nie chcę tego wszystkiego, ale.. masz rację, tak będzie lepiej. – przy ostatnim
słowie jego głos zadrżał. – Nathan nie powinien wychowywać się w takim
otoczeniu. Zasługuje na normalne, szczęśliwe dzieciństwo. Takie, którego nie
posiada teraz przez moją sławę. Chce dla was jak najlepiej.
Wstał na równe
nogi i zaczął krążyć po całym salonie, przez cały czas przeczesują włosy
palcami. Zawsze tak robi, kiedy jest smutny, zdenerwowany lub speszony. Serce ścisnęło mi się boleśnie. Nie, nie,
nie! Co ja w ogóle wyrabiam!? Louis jest miłością mojego życiu, a ja chcę go
zostawić, bo pojawiły się problemy? To nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz.
Dlaczego się poddaję? Dlaczego nie walczę? Ale lepsze pytanie, dlaczego Louis
nie walczy? Bo chce twojego szczęścia,
nawet jeśli to nie on daje ci to szczęście.
- Louis.. –
szepnęłam. Podniosłam się niezdarnie i podeszłam bliżej niego, tak by móc
patrzeć mu w twarz. – Nie chcę tak tego kończyć. Nie chcę się rozstawać z tobą,
ale już nie wiem co mam robić. Nie radzę sobie. Jestem za słaba. To dla mnie za
wiele. – schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam szlochać.
Nagle poczułam
obejmujące mnie silne ramiona Louis’a. Mimo iż zaskoczył mnie tym,
automatycznie wtuliłam się w niego mocniej. W moje nozdrza uderzył intensywny
zapach jego skóry. Oh tak strasznie mi go brakowało przez te trzy dni!
Moczyłam koszulkę chłopaka, ale jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie mocniej przyciskał mnie do swojego ciała i przez cały czas bawił się moimi włosami. Byłam tak blisko niego, że czułam bijący od niego żar oraz szybkie bicie jego serca.
Moczyłam koszulkę chłopaka, ale jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie mocniej przyciskał mnie do swojego ciała i przez cały czas bawił się moimi włosami. Byłam tak blisko niego, że czułam bijący od niego żar oraz szybkie bicie jego serca.
- Spróbujmy
wszystko naprawić. – wymamrotałam wtulona w jego szyję.
- Naprawdę
tego chcesz? – spytał cicho.
- Nie chcę
cię stracić. – powiedziałam podnosząc głowę by spojrzeć mu w oczy.
Louis uniósł
dłoń i opuszkami palców dotknął mojego policzka. Skrzywiłam się czując lekki ból
opuchniętej twarzy, ale i tak wtuliłam się mocniej w jego dłoń. Brakowało mi
jego dotyku.
- A ja nie
chcę stracić ciebie i Nathana. – wymruczał opierając swoje czoło o moje.
- Nie
stracisz. – szepnęłam ponownie przytulając się do niego.
_____________________________
Po dość długaśnej przerwie jak dla mnie, mamy kolejny rozdział.
Ostatnio przez szkołę mam strasznie mało czasu na pisanie. Bardzo was przepraszam za to.
Co do innych blogów.. w tym miesiącu na pewno na żadnym nie pojawi się nowy rozdział. Za to też strasznie przepraszam.
Mam nadzieję, że uzbroicie się w cierpliwość.
Na blogu pojawiła się zakładka "informowani", więcej informacji w niej.
Na blogu pojawiła się zakładka "informowani", więcej informacji w niej.
Przy okazji zapraszam na drugi rozdział http://but-everything-you-do-is-magic.blogspot.com/
Pozdrawiam
Pozdrawiam
@Twinkleineye
Cudowny rozdział! *__*
OdpowiedzUsuńSiedzę i płaczę jak głupia, dlatego z porządnego komentarza nici ;/
Ale cieszę się, że Lou i Sara dalej będą walczyć o ich miłość, wspólną przyszłość, wspólne szczęście.
Dziękuję bardzo! ;**
Czekam na kolejny kochana! xx
Cudowny ;*
OdpowiedzUsuńCieszę się że Sara to wszystko przemyślała.;)
Czekam na nn;>
Skoro mam konto na blogspot, to już tu będę komentować, bo tak mi wygodniej:) Mam nadzieję, że nie będzie Ci przeszkadzać, że tak z wordpress przeskoczyłam?
OdpowiedzUsuńRozdział był super i z bijącym sercem czytałam, co ta Sara zrobi. Strasznie mi było żal Lou i naprawdę się bałam, że ta wariatka go zostawi. Na końcówce mi ulżyło i muszę Ci powiedzieć, że jesteś cudowna. Super, że jednak się pogodzili i mam nadzieję, że żadna menda im już nie przeszkodzi;)
Jak już mam konto na blogspot, to już tu będę komentować;)
OdpowiedzUsuńRozdział był super i z bijącym sercem czytałam, co ta Sara wymyśli. Całe szczęście, że jednak zdecydowała się zostać przy Lou, bo mi go tak żal było. Mam nadzieję, że już żadna menda im nie przeszkodzi;)
Jejku... Jak ja się cieszę, że w końcu porozmawiali. Jestem taka szczęśliwa, że jednak Sara zmieniła zdanie. Gdybyś postanowiła popsuć ten związek na dobre, znalazłabym cię i chyba zrobiła krzywdę ;)
OdpowiedzUsuńW każdym razie, mam nadzieję, że Perrie i Eleanor trafią za kratki, albo chociaż dostaną jakąś nauczkę za to co zrobiły.
ps. zadziwiające jest to jak podobne pomysły mamy w związku z naszymi blogami :D
Pozdrawiam
Ola :*
Bardzo fajny rozdział. Uwielbiam Twoje opowiadanie, a w tym najbardziej podoba mi się Ana, która dla swoich przyjaciół stara się zrobić wszystko. Sara i Louis mają wielkie szczęście, że im pomaga ratować związek. Najmniej podoba mi się Eleanor, która jest okropna i gdyby kochała Louisa nie doprowadzałby do ich rozstania, przynajmniej moim zdaniem. Czytałam już wcześniej Twojego bloga zanim zaczęłam pisać swojego i powiem ci, że rozdziały są coraz lepsze oraz iż będę musiała mieć dużo cierpliwości, aby doczekać się kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, xx
Zapraszam do skomentowania mojego bloga, gdzie pojawił się pierwszy rozdział.
http://easy-as-making-paper-airplanes.blogspot.com/
Bardzo lubie czytać twoje opowiadanie (choć nie komentuje ) <3 już nie mogę doczekać się na nowy rozdział (:
OdpowiedzUsuńŚwietny <3
OdpowiedzUsuńZapraszam też na :http://totaleclipseoftheheartangel.blogspot.com/