poniedziałek, 22 kwietnia 2013

I wanna save your heart tonight - Rozdział 19

Wyszłam z pokoju na drżących nogach i delikatnie zatrzasnęłam za sobą drzwi. Szybko przetarłam mokre od łez policzki i wzięłam głęboki uspokajający oddech. Miałam w głowie kompletny mętlik po tym, co powiedziała mi Sara. Ona nie może zostawić Louis’a. Przecież to go zabije. On tak bardzo ją kocha.
Jak ja mam mu teraz o tym powiedzieć. Już teraz wystarczająco mocno cierpi, a kiedy się dowie, że dziewczyna którą kocha najbardziej na świecie, chce od niego odejść.. Aż boję się nawet o tym pomyśleć. 
Cholera nie mogę mu tego powiedzieć! Będzie cierpiał jeszcze bardziej niż teraz. Louis jest moim przyjacielem, zranię go tym. Ale przecież i tak się o tym dowie. Jak nie ode mnie, to od Sary. Chyba, że uda mi się ją jednak przekonać, by tego nie robiła. Ona już podjęła przecież decyzję.
- On tego nie zniesie. – szepnęłam patrząc w stronę schodów
Nie. Muszę mu to teraz powiedzieć. Lepiej, żeby dowiedział się o tym teraz ode mnie niż za kilka dni od Sary. Chociaż może lepiej by było, gdyby dowiedział się o wszystkim od swojej narzeczonej niż ode mnie. Oh! Już nie wiem co mam robić!
Ponownie wzięłam kilka głębokich wdechów i powoli skierowałam się na dół, do salonu. Zatrzymałam się na ostatnim schodku, czując ściskanie w sercu, na widok czupryny Lou. Od razu przypomniałam sobie tą nadzieję w jego oczach, gdy obiecałam, że mu pomogę. Nie pomogłam, teraz nawet nie wiem jak.
Pokonałam ostatni stopień i wtedy deska w podłodze skrzypnęła złowrogo. Cała piątka odwróciła głowy i spojrzeli na mnie. Mój wzrok od razu skrzyżował się ze spojrzeniem Louis’a. Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie, z wahaniem. Chciałam zrobić to samo, ale widząc te iskierki w jego tęczówkach, do oczu napłynęły mi łzy. Spuściłam wzrok nie mogą dłużej na niego patrzeć.
- Louis.. – zaczęłam. – Mamy problem..
- Nie. – szepnął gorączkowo. – Proszę powiedz, że wszystko jest w porządku. – powiedział szlochając.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie mogłam. Natychmiast je zamknęłam i powoli pokręciłam głową. Oczy chłopaka błysnęły od łez oraz dało się w nich zauważyć ogromny ból.
Szatyn bez słowa zerwał się z kanapy i wybiegł z domu, po drodze zwalając ze stoliczka wazon z kwiatami. Wzdrygnęłam się, gdy szkło z głośnym stukotem rozbiło się na podłodze, a chwilę później trzasnęły drzwi wejściowe.
- Harry złap go, zanim zrobi coś naprawdę głupiego. – wydusiłam ze ściśniętym gardłem.
Styles spojrzał na mnie przelotnie i po chwili również wybiegł z domu. Wiedziałam, że tylko on przemówi teraz Louis’owi do rozumu. Ta dwójka była najlepszymi przyjaciółmi i najlepiej się ze sobą dogadywali.
Kiedy drzwi ponownie trzasnęły, łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Kurwa! Obiecałam, że mu pomogę, że coś wymyślę i co? Gówno! Jedno wielkie gówno! Zawiodłam! Zresztą jak zawsze.
Ktoś przygarnął mnie do siebie, a po zapachu perfum od razu rozpoznałam Zayn’a. Automatycznie wtuliłam się w jego pierś, szlochając cicho. Chłopak pocałował mnie w czubek głowy, jednocześnie przez cały czas głaszcząc mnie po plecach, czekając aż się trochę uspokoję, ale to było naprawdę ciężkie.
- Ana? Co się tam stało? Co mówiła Sara? – spytał Liam podchodząc do nas.
Wzięłam kilka głębokich wdechów, które jakimś cudem trochę mnie uspokoiły. Powoli, drżącym głosem opowiedziałam im co mówiła Sara, kiedy do niej poszłam. Gdy powiedziałam im, że Sara chce odejść od Lou, chłopcy byli naprawdę zszokowani i chyba nawet przerażeni. Ja byłam.
- Chciałam jej przemówić do rozumu, ale ona w ogóle mnie nie słuchała. Podjęła już decyzję i wątpię, że cokolwiek zmusi ją do zmienienia zdania. – wydusiłam. – Zawiodłam go. Zawiodłam Louis’a. Obiecałam mu, że porozmawiam z Sarą i zrobię wszystko, żeby znowu było między nimi dobrze. Teraz nie wiem co mam robić. Źle się z tym wszystkim czuję.
- Skarbie to nie jest twoja wina. – mruknął Zayn ściskając mnie mocniej. – Nie masz wpływu na to co robi Sara. – pokręciłam głową nie zgadzając się z jego słowami. Chłopak chwycił moją twarz w dłonie i zmusił mnie do spojrzenie sobie w oczy. – Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Wiesz przecież, że nie zostawimy tak tego.
Niechętnie pokiwałam głową i ponownie się w niego wtuliłam, chowając twarz w jego szyi. Może i słowa Zayn’a trochę mnie pocieszyły, jednak wciąż miałam poczucie winy. Jeśli Sara i Louis się rozstaną, nie daruję sobie tego.

* * *
Zdenerwowana Perrie krążyła po salonie w apartamencie swojej przyjaciółki. Od trzech dni nie jadła ani nie spała. Strach pożerał ją od środka. Bała się, że James powie policji o ich udziale w tym całym zdarzeniu z dziewczyną Louis’a. Była potwornie zła na Eleanor, że ta wciągnęła ją w to wszystko.
- Perrie do cholery uspokój się wreszcie! Skoro od trzech dni policja się nie pojawiła, to znaczy, że James chciał nas nastraszyć. On jest niegroźny. – burknęła Calder przewracając stronę w książce.
- Uspokoić się!? Żartujesz sobie!? Ten psychol może nas pogrążyć, a ty mi się każesz uspokoić!? Jesteś nienormalna! Nie chcę skończyć w więzieniu tylko dlatego, że nie mogłaś znieść tego, iż Louis jest z tą rudą! – krzyknęła dziewczyna piskliwym głosem.
- Wypominasz mi Louis’a, a sama jesteś nie lepsza! Byłaś pewna, że jak mi się uda pozbyć tej zdziry i znowu będę z Lou, to wtedy pomogę ci zdobyć Zayn’a! Siedzimy w tym razem, rozumiesz Perrie!?
- Ja mam tego dość El! – warknęła blondynka. – Nie mogę spać w nocy, bo boję się, że do mojego mieszkania wpadnie policja! Skąd możesz wiedzieć, że James nas nie wsypie!? Co z tego, że nie zrobił tego jeszcze, skoro może powiedzieć wszystko choćby i dzisiaj! – dziewczyna nie mogła się uspokoić.
- James nic nie powie policji. Wiem to, bo ten burak od dawna się we mnie kocha i nie zrobi nic, co może mnie skrzywdzić lub pogrążyć. – mruknęła Eleanor stając przed swoją przyjaciółką. – Nic nam nie grozi. Spokojnie. Naprawdę.
- Obyś miała rację. – wydusiła dziewczyna mierząc przyjaciółkę zimnym spojrzeniem.
Eleanor z uśmiechem przytuliła swoją przyjaciółkę. Perrie dalszym ciągu nie była przekonana co do słów swojej przyjaciółki. Lęk wciąż jej nie opuszczał.

* * *
Usiadłem w parku pod jakimś drzewem, podciągnąłem nogi pod klatkę piersiową i oparłem czoło o kolana, a następnie zacząłem płakać. W tym momencie nie obchodziło mnie to, że gdzieś w pobliżu mogą być paparazzi. Musiałem pobyć choć przez chwilę sam. Byłem tak zrozpaczony, że miałem ochotę całkowicie wyjechać z Londynu, ale na szczęście tego nie zrobiłem.
Wiem, że Ana nie powiedziała dokładnie co się stało, ale ja się tego domyślam. Sara nie odzywała się do mnie przez trzy dni. Nie pozwoliła mi się dotknąć ani nawet nie mnie nie patrzyła. Była oschła i zimna nie tylko wobec mnie, ale w ogóle wobec wszystkich. Nawet dla naszego synka, który przecież nic z tego nie rozumie.
Boję się, że przez to co James zrobił Sarze, nasz związek może się skończyć. Nie chcę tego. Sara jest całym moim światem, moim powietrzem. Nie chcę żyć bez niej. Bez Sary i Nathana jestem nikim. To dzięki nim mam powód by wstawać co rano.
Wiem, że nie jestem idealnym partnerem dla Sary. Często mnie nie ma w domu przez wywiady, sesje zdjęciowe i koncerty. Teraz praktycznie sama wychowuje Nate’a. Można powiedzieć, że zostawiłem ją samą z tym wszystkim. Gdyby nie przyjaźniła się z Aną, która ciągle jej pomaga, naprawdę była by sama. Ona zasługuje na kogoś lepszego. Kogoś kto będzie przy niej zawsze, gdy będzie potrzebować wsparcia.
Nagle usłyszałem, jak ktoś zajmuje miejsce obok mnie, a po chwili doszedł do moich uszu cichy głos mojego przyjaciela.
- Loueh?
Automatycznie podniosłem głowę i szybko przetarłem mokre od łez policzki. Nie chciałem, żeby Harry widział mnie w takim stanie. Zazwyczaj to ja zastaję go w takim stanie i próbuję mu pomóc, nie na odwrót.
Spojrzałem w bok, na chłopaka który siedział obok mnie i przyglądał mi się smutnym, pocieszającym spojrzeniem. Odwróciłem wzrok i przeczesałem włosy palcami. Nie wiedziałem co robić.
- W porządku? – odezwał się niepewnie.
- Moja narzeczona chce ode mnie odejść. Jak myślisz? Jest w porządku? – mruknąłem zachrypniętym głosem.
- Przepraszam. – wymamrotał, a ja skinąłem tylko głową. – Dlaczego mówisz, że Sara chce od ciebie odejść? Przecież Ana nic takiego nie powiedziała. – chłopak zmarszczył brwi.
- Nie musiała. Po prostu to wiem. – poczułem jak moje serce zaciska się boleśnie. – Wystarczyło mi jej spojrzenie i sposób w jaki mówiła. – dodałem.
- Stary, wiesz że nie zostawimy tak tego. Na pewno da się jeszcze coś zrobić. To się nie może tak skończyć. – mruknął Hazz.
- Sara jest najbardziej upartą dziewczyną jaką znam. Kiedy już podejmie decyzję w jakiejś sprawie, prawie nigdy nie zmienia zdania. – szepnąłem. – Nie chcę jej zmuszać do tego, żeby ze mną została. 
- Pozwolisz jej odejść, nawet nie walcząc? – zdziwił się chłopak.
- Chcę, żeby była szczęśliwa, a ja nie potrafię jej dać tego szczęścia na które zasługuje. – mimo iż bardzo się starałem, pod koniec tego zdania zacząłem szlochać.
- Nie mów tak. To nie prawda. – warknął Harry. – Nie licząc tych kilku momentów, kiedy się kłóciliście, byliście najszczęśliwszą parą jaką znam. Jestem pewny, że chłopcy powiedzą to samo. Louis ty też wiesz, że to prawda, ale teraz jesteś w szoku po tym co się stało i gadasz głupoty.  
Oplotłem kolana ramionami i oparłem czoło o kolana. W ciszy próbowałem przetrawić to co powiedział mi Harry. Jesteśmy najszczęśliwszą parą? Nie sądzę. Chciałbym, żeby to była prawda, ale nie jest. Ciągle się kłócimy, co źle robi naszemu związkowi. Już raz prawie się rozstaliśmy, ale dzięki Anie wszystko wróciło do normy, ale Ana nie jest przecież cudotwórcą, teraz już nie będzie dobrze.
- Nie Harry. Wcale nie jesteśmy najszczęśliwszą  parą. Już raz prawie się rozstaliśmy. Boję się, że teraz już nie przetrwamy. – burknąłem nie patrząc na niego.
- Wstawaj.
Podniosłem głowę i spojrzałem na niego zdezorientowany. Chłopak stał przede mną, trzymając ręce na biodrach, niczym jakaś bojowa dziewczyna w tych wszystkich głupawych filmach.
- Co?
- Wstawaj. – powtórzył. – Idziemy do domu i wspólnie spróbujemy rozwiązać tą sytuacje. Nie będę stał bezczynnie i patrzył jak cierpisz. – warknął i wyciągnął do mnie dłoń.
Spojrzałem na jego rękę, potem na jego twarz, a następnie znowu na rękę. Po chwili niepewnie ją chwyciłem i pozwoliłem mu pomóc mi wstać. Kiedy stanąłem obok niego, Styles uśmiechnął się do mnie z troską i przytulił mnie mocno. Cieszę się, że mam takich przyjaciół jak on. Jednakże.. wątpię, że istnieje jakieś wyjście z tej sytuacji.

* * *
Mimo, że nie spałam już od dobrej godziny, wciąż leżałam skulona na łóżku, z mocno zaciśniętymi powiekami, próbując jeszcze zasnąć. Od tego potwornego wydarzenia zaczęłam cierpieć na bezsenność. W nocy w ogóle nie mogę spać, w głowie wciąż mam twarz James’a, ten jego wredny, kpiący uśmieszek. Wciąż czuję jego dotyk na swoim ciele i za każdym razem po kręgosłupie przebiega mi lodowaty dreszcz.
W tym momencie serce biło mi jak oszalałe oraz potwornie bolał mnie brzuch, a także głowa i było mi niedobrze. Czułam się tak już od trzech dni. Wszystko przez to co się wydarzyło. To mnie przerasta. Nie czułam się tak nawet za pierwszym razem, kiedy zostałam napadnięta. Wtedy tak nie bolało.  Bo wtedy nie siedziałam w swoim domu.
Nie chcę tak żyć i nie chcę takiego życia dla mojego syna. Nie jesteśmy bezpieczni nawet we własnym domu. Nie chcę żyć w strachu, że pewnego dnia ktoś skrzywdzi moje dziecko albo mnie. Jestem za słaba.
Wiem, że Louis nie jest winny temu co się stało. Nie mógł przewidzieć tego, że James będzie chciał mnie skrzywdzić. Był pewny, że przez cały czas byli przyjaciółmi, ale okazało się że jednak nie. Nie winię go, ale nie potrafię teraz na niego spojrzeć, nie potrafię znieść jego dotyku.  To boli. Bardzo.
Nie zniosę dłużej tej całej sytuacji. Tego całego chłamu, który wciąż otacza Louis’a. Mam dość tego, że obcy ludzie wciąż mnie oceniają i wyzywają, kompletnie nic nie wiedząc na mój temat. Właściwie nie. Mam gdzieś to co myślą o mnie fanki mojego chłopaka, ale nie mogę patrzeć jak zarzucają mi,  że wrobiłam Louis’a w dziecko, że Nathan nie jest jego synem. To już za dużo. Nie chcę, żeby ktoś później wytykał moje dziecko palcami i obrażał je. Nie chcę, żeby w przyszłości Nate cierpiał tak jak teraz ja. Nie zasłużył na to. Po prostu ma sławnego ojca.
Czy chcę od niego odejść? Tak. Nie. Nie wiem. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Kocham Louis’a najbardziej na świecie, ale to co się teraz dzieje, to dla mnie zdecydowanie za dużo. Ja jestem zwykłą dziewczyną, on gwiazdą pop. Co ja sobie w ogóle wyobrażałam? Że będziemy żyli długo i szczęśliwie? No chyba nie. Jestem strasznie naiwna.
Pozostaje mi jedno pytanie. Czy będę potrafiła kłamać mu prosto w oczy? Czy będę potrafiła mu powiedzieć, że to koniec? Że odchodzę? Czy będę stanie to zrobić, wiedząc jak bardzo go to zrani? Nigdy nie chciałam zranić Louis’a. Kocham go i nie mogę patrzeć jak cierpi, bo to również mnie sprawia ból.
Zaczęłam już pakować swoje rzeczy, ale w trakcie tego czułam się okropnie, nie mogłam.. pomimo tego wszystkiego co się dzieje. Pomimo tego całego bólu jaki odczuwam. Za bardzo go kocham, żeby to zrobić. Ale ja nie mogę tak dłużej żyć.. nie mogę.
Po raz kolejny tego dnia, łzy napłynęły do moich oczu i powoli zaczęły spływać po wciąż opuchniętych policzkach. Z mojego gardła wydobył się mimowolny szloch. Jestem w rozterce. Nie wiem już co mam robić.  Umysł podpowiada mi, że powinnam odejść, ale serce nie chce słuchać.
Powoli otworzyłam oczy i zamarłam. Obok mnie nie było Nathana. Podniosłam się gwałtownie i nerwowo rozejrzałam się po sypialni. Wszystko było tak jak zostawiłam przed zaśnięciem. Brakowało jedynie mojego synka.
Niewiele myśląc wstałam z łóżka i wyszłam na korytarz. W domu panowała cisza. Żadnych szmerów, rozmów, kłótni. Zupełnie nic. Na drżących nogach przeszłam przez pusty korytarzyk i gdy stanęłam przy schodach usłyszałam coś. Moje serce przeszył ból, gdy usłyszałam dźwięk pianina. Louis. Od dawna nie grał. Bardzo dawna.
Niepewnie zaszłam schodami w dół, jednak zatrzymałam się w połowie, kiedy mój wzrok spotkał Lou. Chłopak siedział lekko przygarbiony, całkowicie pochłonięty tym co robił. Wstrzymałam oddech, wsłuchując się w smutną, melancholijną muzykę, która oddawała cały ból, jaki czuł Louis. Jego ból był moim bólem.
Kiedy skończył, wziął głęboki wdech i zaklął głośno. Nie musiałam widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć że jest zdenerwowany. Chłopak wstał powoli i odwrócił się, a wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Natychmiast odwróciłam wzrok. Nie mogłam mu spojrzeć w oczy. To było dla mnie za wiele.
- Hej. – odezwał się cicho z wahaniem.
- Gdzie jest Nathan? – spytałam, wciąż na niego nie patrząc
- Chłopcy z Aną wzięli go na spacer. – mruknął. – Sara możemy porozmawiać? Proszę.
Mimo iż pokręciłam głową, moje stopy skierowały się w głąb salonu. Usiadłam na kanapie, podciągnęłam nogi pod klatkę piersiową i objęłam je rękoma. Czułam na sobie spojrzenie Louis’a, ale bałam się na niego spojrzeć.
Louis kucnął przede mną i położył dłonie na moich stopach, przez cały czas się we mnie wpatrując. Zamknęłam oczy, a wtedy w mojej głowie ponownie pojawiła się twarz James’a. Wzdrygnęłam się, gdyż nagle zrobiło mi się zimno.
- Nie dotykaj mnie. – szepnęłam. Chłopak zabrał ręce, a ja poczułam dziwną pustkę i ból. – O czym chcesz porozmawiać? – spytałam z wciąż zamkniętymi oczyma.
- O tobie. O nas. O James’ie. O tym o się wydarzyło trzy dni temu i.. – powiedział. – O tym, że chcesz odejść. – to ostatnie powiedział tak cicho, że ledwie go słyszałam.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jego oczy błyszczą od powstrzymywanych łez.
- Skąd o tym wiesz? – spytałam bez tchu.
Wzruszył ramionami i spuścił wzrok na swoje palce, którymi się bawił. Serce biło mi jak oszalałe, a oczy szczypały, gdyż słone łzy chciały wydostać się na zewnątrz. Cholera nie płacz! Nie teraz!
- Przepraszam. – wymamrotałam. – Ja już tak dłużej nie mogę. Mam dość tych wyzwisk, obelg skierowanych do mnie i do naszego syna. On nie jest przecież niczemu winny. Mam dość tego, że przez cały czas ktoś próbuje nas rozdzielić. Nie daję sobie rady sama z tym wszystkim co się dzieje. Nie radzę sobie z twoją sławą. Ciebie prawie nigdy nie ma w domu, a jak jesteś.. Nie chcę obarczać cię tym wszystkim kiedy jesteś taki szczęśliwy.  A teraz jeszcze James.. – wydusiłam, a po moich policzkach niespodziewanie zaczęły płynąć łzy. – Nie chcę, Żeby Nathan wychowywał się w takim otoczeniu. Nie mogę go narażać na niebezpieczeństwo. Boję się, że któregoś dnia jakaś wasza szurnięta fanka nas napadnie i zrobi mu krzywdę. Ja.. ja tak już nie mogę. Kiedyś sobie z tym radziłam, ale już nie. Jestem za słaba. Tak strasznie cię przepraszam. Nie chcę tego, ale to wydaje mi się jedynym rozwiązaniem tej sytuacji. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
Kiedy skończyłam swoją ”mowę” zaczęłam cicho szlochać. Zrobiłam to. Powiedziała mu. Wcale nie czuję się lepiej i wcale nie uważam, że jest to jedyne wyjście z sytuacji. Na pewno da się jeszcze coś zrobić, ale ja już nie mam siły walczyć. To dla mnie zdecydowanie za dużo.
- Nie będę cie zatrzymywał i przekonywał. – odezwał się Louis zadziwiająco opanowanym tonem. – Chcę, żebyście ty i Nathan byli szczęśliwi i bezpieczni. Mnie nigdy nie ma, przez koncerty i wywiady. Nie potrafię wam dać tego na co zasługujecie. Też nie chcę tego wszystkiego, ale.. masz rację, tak będzie lepiej. – przy ostatnim słowie jego głos zadrżał. – Nathan nie powinien wychowywać się w takim otoczeniu. Zasługuje na normalne, szczęśliwe dzieciństwo. Takie, którego nie posiada teraz przez moją sławę. Chce dla was jak najlepiej.
Wstał na równe nogi i zaczął krążyć po całym salonie, przez cały czas przeczesują włosy palcami. Zawsze tak robi, kiedy jest smutny, zdenerwowany lub speszony.  Serce ścisnęło mi się boleśnie. Nie, nie, nie! Co ja w ogóle wyrabiam!? Louis jest miłością mojego życiu, a ja chcę go zostawić, bo pojawiły się problemy? To nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz. Dlaczego się poddaję? Dlaczego nie walczę? Ale lepsze pytanie, dlaczego Louis nie walczy? Bo chce twojego szczęścia, nawet jeśli to nie on daje ci to szczęście.
- Louis.. – szepnęłam. Podniosłam się niezdarnie i podeszłam bliżej niego, tak by móc patrzeć mu w twarz. – Nie chcę tak tego kończyć. Nie chcę się rozstawać z tobą, ale już nie wiem co mam robić. Nie radzę sobie. Jestem za słaba. To dla mnie za wiele. – schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam szlochać.
Nagle poczułam obejmujące mnie silne ramiona Louis’a. Mimo iż zaskoczył mnie tym, automatycznie wtuliłam się w niego mocniej. W moje nozdrza uderzył intensywny zapach jego skóry. Oh tak strasznie mi go brakowało przez te trzy dni! 
Moczyłam koszulkę chłopaka, ale jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie mocniej przyciskał mnie do swojego ciała i przez cały czas bawił się moimi włosami. Byłam tak blisko niego, że czułam bijący od niego żar oraz szybkie bicie jego serca.
- Spróbujmy wszystko naprawić. – wymamrotałam wtulona w jego szyję.
- Naprawdę tego chcesz? – spytał cicho.
- Nie chcę cię stracić. – powiedziałam podnosząc głowę by spojrzeć mu w oczy.
Louis uniósł dłoń i opuszkami palców dotknął mojego policzka. Skrzywiłam się czując lekki ból opuchniętej twarzy, ale i tak wtuliłam się mocniej w jego dłoń. Brakowało mi jego dotyku.
- A ja nie chcę stracić ciebie i Nathana. – wymruczał opierając swoje czoło o moje.
- Nie stracisz. – szepnęłam ponownie przytulając się do niego.


_____________________________
Po dość długaśnej przerwie jak dla mnie, mamy kolejny rozdział.
Ostatnio przez szkołę mam strasznie mało czasu na pisanie. Bardzo was przepraszam za to.
Co do innych blogów.. w tym miesiącu na pewno na żadnym nie pojawi się nowy rozdział. Za to też strasznie przepraszam. 
Mam nadzieję, że uzbroicie się w cierpliwość.
Na blogu pojawiła się zakładka "informowani", więcej informacji w niej.
Przy okazji zapraszam na drugi rozdział http://but-everything-you-do-is-magic.blogspot.com/
Pozdrawiam
@Twinkleineye

8 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział! *__*
    Siedzę i płaczę jak głupia, dlatego z porządnego komentarza nici ;/
    Ale cieszę się, że Lou i Sara dalej będą walczyć o ich miłość, wspólną przyszłość, wspólne szczęście.
    Dziękuję bardzo! ;**
    Czekam na kolejny kochana! xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny ;*
    Cieszę się że Sara to wszystko przemyślała.;)
    Czekam na nn;>

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro mam konto na blogspot, to już tu będę komentować, bo tak mi wygodniej:) Mam nadzieję, że nie będzie Ci przeszkadzać, że tak z wordpress przeskoczyłam?
    Rozdział był super i z bijącym sercem czytałam, co ta Sara zrobi. Strasznie mi było żal Lou i naprawdę się bałam, że ta wariatka go zostawi. Na końcówce mi ulżyło i muszę Ci powiedzieć, że jesteś cudowna. Super, że jednak się pogodzili i mam nadzieję, że żadna menda im już nie przeszkodzi;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak już mam konto na blogspot, to już tu będę komentować;)
    Rozdział był super i z bijącym sercem czytałam, co ta Sara wymyśli. Całe szczęście, że jednak zdecydowała się zostać przy Lou, bo mi go tak żal było. Mam nadzieję, że już żadna menda im nie przeszkodzi;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku... Jak ja się cieszę, że w końcu porozmawiali. Jestem taka szczęśliwa, że jednak Sara zmieniła zdanie. Gdybyś postanowiła popsuć ten związek na dobre, znalazłabym cię i chyba zrobiła krzywdę ;)
    W każdym razie, mam nadzieję, że Perrie i Eleanor trafią za kratki, albo chociaż dostaną jakąś nauczkę za to co zrobiły.

    ps. zadziwiające jest to jak podobne pomysły mamy w związku z naszymi blogami :D

    Pozdrawiam
    Ola :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny rozdział. Uwielbiam Twoje opowiadanie, a w tym najbardziej podoba mi się Ana, która dla swoich przyjaciół stara się zrobić wszystko. Sara i Louis mają wielkie szczęście, że im pomaga ratować związek. Najmniej podoba mi się Eleanor, która jest okropna i gdyby kochała Louisa nie doprowadzałby do ich rozstania, przynajmniej moim zdaniem. Czytałam już wcześniej Twojego bloga zanim zaczęłam pisać swojego i powiem ci, że rozdziały są coraz lepsze oraz iż będę musiała mieć dużo cierpliwości, aby doczekać się kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam, xx

    Zapraszam do skomentowania mojego bloga, gdzie pojawił się pierwszy rozdział.
    http://easy-as-making-paper-airplanes.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo lubie czytać twoje opowiadanie (choć nie komentuje ) <3 już nie mogę doczekać się na nowy rozdział (:

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny <3
    Zapraszam też na :http://totaleclipseoftheheartangel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń